Wstrząsająca relacja narciarzy z Bukowiny Tatrzańskiej. Dach oderwał się jak konserwa
Ratowaniem poszkodowanych jako pierwsi zaczęli się zajmować obecni na miejscu turyści. Dach wypożyczalni uderzył ludzi na parkingu prosto w plecy.
- Tragedia, żona znajomego i córka leżą za parawanem, tam. Reanimowałem je, ale nie dałem rady - powiedział pan Igor z Warszawy, który został uderzony przez lecącą w powietrzu drewnianą konstrukcję. Poinformował, że nie żyją żona i córka jego znajomego. Z jego słów wynika, że wraz ze znajomymi i bratem byli na Rusińskim wierchu na nartach.
- To był podmuch wiatru. Dach, jak konserwa oderwał się z tego pawilonu, zdążyłem tylko krzyknąć "padnij" - powiedział narciarz.
Jak stwierdził uratowała go czapka, którą miał na głowie. Dodał także, że dach uderzył go w plecy, m.in. uderzyć miały go śruby, które wypadły z konstrukcji dachu. Kobiety i dziewczynka, które chwilę wcześniej wysiadły z samoochodu zostały uderzone przez lecącą w powietrzy konstrukcję.
- Dostały całym impetem tego dachu. Cały dach się odpiął - powiedział Polsat News pan Igor z Warszawy.
Inny turysta powiedział Polsat News, że na krótko przed wypadkiem zaczął się wzmagać wiatr, którego porywy miały utrudniać jazdę na nartach.
- Obsługa wyciągu przed tym wypadkiem już zamykała osłony na kanapach i nie puszczała ludzi na dół. TO były porywy wiatru - powiedział turysta.
Reporterka Polsat News Natalia Knapik ustaliła, że wiatr w Bukowinie Tatrzańskiej miał przed wypadkiem prędkość w podmuchach około 80 km/h.
- Nic nie zapowiadało tragedii - powiedziała reporterka Polsat News.