Fala kradzieży wstrząsa północną Polską. Mieszkańcy postanowili nie czekać

Seria przestępstw nad polskim morzem sprawiła, że na północy kraju zaczęły działać patrole obywatelskie. Reporterzy odwiedzili trzy gminy, w których strzegą one porządku. To odpowiedź lokalnych społeczności na napady i włamania do domów. Jak podejrzewają, za część z nich odpowiadają obcokrajowcy. Materiał "Interwencji".
Kilka miesięcy temu w trzech nadmorskich gminach pojawiły się patrole obywatelskie. Pani Ewelina zarządza grupą kontrolującą dwie sąsiadujące ze sobą gminy: Mielno i Będzino. Wszystko zaczęło się od brutalnego napadu na kobietę.
- Było takie zdarzenie w Sarbinowie - dokonano napadu na jedną z mieszkanek. Ktoś wszedł do domu, uderzył ją w głowę i okradł. Jeden z chłopaków powiedział, że można by zacząć patrolować okolicę, bo dziwne rzeczy zaczynają się dziać, było tego więcej i chłopaki się skrzyknęli - opowiada Ewelina Stepek, koordynatorka patrolu obywatelskiego.
ZOBACZ: Lublin. Wypłaciła 70 tys. zł. Została obrabowana. Złodzieje wpadli w ręce policji
- Do zorganizowania się w takie grupy nieformalne zmusili nas złodzieje, którzy zaczęli grasować po całej okolicy. Przeważnie tak jest, że nasza jedna grupa w dzień obserwuje okolicę, robi zdjęcia, nagrywa, a druga przyjeżdża na wieczór. Jesteśmy w stałym kontakcie ze sobą, na grupie wszyscy wiedzą, gdy coś się dzieje. W razie czego wszyscy ruszają - usłyszała "Interwencja" od członków patrolu obywatelskiego z gminy Mielno.
Kradzieże i rozboje nad Bałtykiem. Powstały patrole obywatelskie
Nieznane mieszkańcom osoby, które kręcą się po okolicy, są przez patrole kontrolowane. Według nich niektóre z takich osób wcześniej obserwowały lokalne nieruchomości. Następnie dokonywały kradzieży.
- Udało się kilka osób zatrzymać, na budowie tutaj, później Ukraińca złapaliśmy, który obserwował dom mieszkalny. Policja przyjechała i okazało się że nie ma prawa jazdy, ubezpieczenia, przeglądu. Znaleźliśmy sponsora, który sfinansował nam latarki i krótkofalówki, żebyśmy mieli kontakt, bo nie zawsze jest zasięg telefonów, a na paliwo wciąż szukamy, bo gmina nic nie chce sponsorować - opowiadają członkowie patrolu obywatelskiego.
Te uwagi "Interwencja" przekazała burmistrzowi Mielna. - Otwarty jestem na każdą prawną możliwą pomoc - zapewnia Adam Czycz.
ZOBACZ: Włamanie do kantoru w Warszawie. Złodzieje weszli przez podłogę
Ktoś wszedł pod koniec lutego na teren 80-letniej pani Teresy. Gdy spostrzegła niebezpieczeństwo, wezwała patrol obywatelski i policję. Dzięki sąsiadom czuje się bezpiecznie.
- O 8:00 wieczorem robiłam obchód gospodarstwa, na tym terenie nikt nie ma prawa się pokazać: teren fermy, teren ogrodzony. Spotkałam zamaskowaną osobę. Wyszłam i wtedy z tym osobnikiem się spotkałam, mówię: "Strzelam". Osobnik zwiał. Szybko zadzwoniłam po policję i patrol. Pojawił się błyskawicznie, wszystko obstawiali młodzi chłopcy, bardzo operatywni, oni znają teren - mówi pani Teresa.
- Nie możemy tego negować, że takie patrole oczywiście podnoszą bezpieczeństwo. My rozmawialiśmy z nimi, przestrzegaliśmy ich przed konsekwencjami, które mogą ponosić. Nie mają uprawnień do stosowania środków przymusu bezpośredniego. Nie mogą tak działać jak policja - zaznacza Monika Kosiec z koszalińskiej policji.
Straż sąsiedzka w Polsce. Kolejne gminy dołączają do inicjatywy
Członkowie patroli sprawdzają w ogólnodostępnych systemach, czy samochód jeżdżący po okolicy ma ubezpieczenie. Kiedy przykładowo tablice rejestracyjne nie pasują do auta lub pojazd nie ma ubezpieczenia, dokonywane jest zatrzymanie obywatelskie i wzywana jest policja. Kilka dni temu, kiedy patrol obywatelski chciał zatrzymać samochód, ich auto zostało staranowane. Sprawa trafia do sądu.
- Rzeczywiście tych zdarzeń jest znacznie mniej, nie tak jak miało to miejsce na początku roku, gdy co chwilę była informacja o jakimś włamaniu, o podejrzanych osobach, które kręciły się na terenie gminy - przyznaje Sylwia Halama, wójt gminy Będzino.
ZOBACZ: Koleczkowo: Matka zgłosiła się do redakcji Polsat News. Złodzieje okradli jej chorą córkę
Z kolei w gminie Biesiekierz koło Koszalina również działa straż sąsiedzka, jednak na innych zasadach. Wyjeżdża dopiero, gdy któryś z mieszkańców zauważy coś lub kogoś podejrzanego. Jedna informacja powoduje alarm. Sąsiedzkie pospolite ruszenie zaczęło się od zuchwałej kradzieży w domu pana Romana.
- Żona była w domu, jadła śniadanie, a on sobie grasował po pokojach. Wszedł przez uchylone okno. Obszukał wszystkie szafki, żonie ukradł portfel, pierścionki, łańcuszki złote, srebrne. W tym dniu był u sąsiadki też, psy go pogoniły - opowiada Roman Gadomski.
- Inicjatywa pokazuje, że nasi mieszkańcy dbają o siebie nawzajem i angażują się w rozwój gminy. To budujące, cieszę się, że to powstało - komentuje Tomasz Hołowaty, wójt Biesiekierz.
Patrole nad morzem. "Obecność munduru bardzo pomaga"
Jeden z członków patrolu obywatelskiego, były zawodowy żołnierz, wstąpił nawet specjalnie do straży gminnej. Nawet po służbie wspiera kolegiów. Radiowóz i mundur pomagają w kontroli osób kręcących się po okolicy.
- W przeciągu 10 minut jestem w każdym miejscu tutaj w gminie. Patrol nie ma prawa legitymować, bardzo pomaga obecność munduru na miejscu zdarzenia - przyznaje Karol Rosowski ze straży gminy Biesiekierz.
ZOBACZ: Podlaskie: Kradzieże sprzętu rolniczego. Złodzieje zabrali ciągnik wart 400 tys. zł
- Zostały rozbite trzy grupy przestępcze i sprawcy zostali doprowadzeni do sądu. W pewnym sensie patrole się przyczyniły do tego, ale rozpracowywania, czynności operacyjne, udowodnienie, to już leży po stronie policji - zaznacza Monika Kosiec z policji w Koszalinie.
Czytaj więcej