"Interwencja". Regularnie odprowadzał składki. Po wypadku został bez niczego
!["Interwencja". Regularnie odprowadzał składki. Po wypadku został bez niczego](https://ipla.pluscdn.pl/dituel/cp/8t/8tnm66oyuv4arwcj4c4iuvkti8fihptr.png)
26-letni Filip Mikołajewski z Gniezna niemal utopił się podczas wakacji w Albanii. Zanim został wyłowiony, jego mózg uległ na tyle dużemu niedotlenieniu, że teraz potrzeba ogromnych pieniędzy na to, by ponownie zaczął chodzić. Choć od wypadku minęło już dziewięć miesięcy, to mężczyzna nie otrzymał nawet zasiłku chorobowego z ZUS. Materiał "Interwencji".
- Walczę teraz z instytucją ZUS, bo nie wypłaca synowi chorobowego, ponieważ jakieś nie doszły do niego wnioski. Udowodniliśmy im, że nie mają racji, że dostali te wnioski. Zaskarżyliśmy te ich decyzje do sądu - tłumaczy Robert Mikołajewski, ojciec pana Filipa.
26-letni pan Filip był wysportowanym człowiekiem. Pracował jako ochroniarz w sądzie. W maju ubiegłego roku pojechał na urlop do Albanii.
- Chcieliśmy sprawdzić ten kierunek wakacyjny. Pojechał tam syn razem wtedy z jego dziewczyną, pojechałem ja i dwóch moich pracowników. Poszliśmy do parku, gdzie było jezioro. Dziewczyna i Filip weszli do tej wody, bo były 33 stopnie ciepła. Widziałem, jak płynął, był może 10 metrów od plaży i wtedy zniknął pod wodą. Ja z kolegą wskoczyliśmy do wody. Ja nie wiem dokładnie, ile go szukaliśmy w tej wodzie. Może 5, może 10 minut. Prowadziliśmy pierwszą pomoc, aż karetka przyjechała - wspomina Robert Mikołajewski.
Niemal utopił się podczas wakacji. Teraz potrzebuje pieniędzy na rehabilitacje
Nieprzytomny pan Filip natychmiast został przewieziony do albańskiego szpitala. Trafił na oddział intensywnej terapii.
- Pielęgniarka powiedziała, że stan jest krytyczny. Wtedy do mnie dotarło, że wyciągnąć i uratować to jeszcze jest za mało. To niedotlenienie mózgu zrobiło swoje - tłumacz pan Robert. Jego syn spędził na oddziale około trzech tygodni.
- Później ordynator się do mnie zwrócił, że Filip już jest w takim stanie, że można go zabrać transportem medycznym. Powiedział: "Weźcie go do Polski, bo macie lepszą medycynę. My mu za dużo już tutaj nie pomożemy. Zorganizowanie transportu było akurat łatwe. Tylko okazało się, że nic nie ruszy, dopóki oni nie będą mieli potwierdzenia rezerwacji łózka w szpitalu, bo normalne jest, że jak przywożą kogoś z zagranicy, to nie chcą oddziały go przyjąć. To właśnie było najtrudniejsze - opowiada pan Robert.
- Szukaliśmy siedem dni. Dzwoniłem do szpitali, ZUS-u, NFZ-tu, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, do Ministerstwa Zdrowia. Ciągle mnie do kogoś odsyłano i nikt nie potrafił nam pomóc. No i w końcu postanowiłem zadzwonić do Kancelarii Premiera. Wówczas zaczęły się do nas odzywać i NFZ, i szpitale, które wcześniej nam odmawiały - dodał.
"Interwencja". Regularnie odprowadzał składki. Po wypadku został bez niczego
Dla pana Roberta ratowanie syna było najważniejsze. Od lat ciężko pracuje w Norwegii. Sam opłacił transport medyczny. To 25 tysięcy złotych. W poznańskim szpitalu syn na OIOM-ie był miesiąc. Wybudził się ze śpiączki, ale nie odzyskał świadomości. Konieczna była profesjonalna rehabilitacja. Liczył się czas.
- My go oddaliśmy do prywatnego ośrodka. Tylko trzy ośrodki w Polsce przyjmują osoby bez świadomości. Pobyt kosztował 200 tysięcy zł, plus oczywiście leki - tłumaczy pan Robert.
ZOBACZ: "Interwencja": Trafili z mieszkań do "kołchozu". Ponieważ kolej buduje tunel
- Rodzice go nie skreślili. Rodzice walczyli do końca. Dzięki nim on w tej chwili żyje - dodaje Sebastian Bernaś, przyjaciel pana Filipa.
Pan Filip był w ośrodku pięć miesięcy. Jego stan poprawił się. Od czerwca ubiegłego roku jego rodzice walczą z ZUS-em o zasiłek chorobowy dla syna. Pan Filip ponad sześć lat pracował na umowę o pracę. Odprowadzał składki. Do tej pory ZUS nie wypłacił ani złotówki.
- Był normalnie zatrudniony na etat. Był ochroniarzem w sądzie w Poznaniu. Nie chorował. Normalnie pracował do tego zdarzenia - podkreśla pan Robert.
"Interwencja". Pan Filip prawie utonął podczas wakacji. "ZUS nam nie chce pomóc"
- Pamiętajmy o tym, że przyznawanie zasiłków chorobowych odbywa się na wniosek. Wniosek musi zostać złożony bądź bezpośrednio do płatnika, bądź do ZUS przez samą osobę zainteresowaną. Jeżeli sama osoba zainteresowana jest na tyle chora, że nie ma tej świadomości, nie ma z nią kontaktu, nie jest w stanie samodzielnie prowadzić swoich spraw, wówczas osoby najbliższe powinny wystąpić do sądu rodzinnego i opiekuńczego o ubezwłasnowolnienie takiej osoby - informuje Wojciech Dąbrówka, rzecznik prasowy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
- Na początku się bardzo wahałem, nie chciałem tego robić, ale jednak się okazało, że bez tego ubezwłasnowolnienia rodzina, my, nie możemy normalnie egzystować, walcząc o jego prawa. Złożyliśmy wniosek w czerwcu, a postanowienie, że żona może reprezentować syna, dostaliśmy w grudniu - mówi Robert Mikołajewski.
Materiał wideo z "Interwencji" dostępny tutaj.
- Dla mnie jest największym szokiem, że ZUS nam nie chce pomóc. Oni nie chcą nam pomóc. Wręcz przeciwnie - przeszkadzają. Filip potrzebuje tej pomocy od ZUS-u, to tej pomocy nie otrzymuje - komentuje Sebastian Bernaś, przyjaciel pana Filipa.
- Cały czas walczymy o postęp i próbujemy utrzymać ten poziom rehabilitacji, a pieniądze kończą się. Szybko nas życie zweryfikowało, te nasze finanse. No te ceny ośrodka i ceny rehabilitacji… Prywatnie kosztuje to 8-10 tysięcy złotych dodatkowo. A jeszcze trzeba żyć. Cel jest jeden: chcemy chodzić. Nie możemy sobie ustawić niżej poprzeczki, a dokąd dojedziemy - zobaczymy - podsumowuje pan Robert.
- Wiele osób by się poddało. Po prostu by się poddało. Powiedzieliby, że nie dadzą rady. A tu teraz widzą, że my się nie poddamy. Będziemy walczyć do samego końca. Z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej, widać że jest poprawa. Widać, że ma już ducha walki. Nie tak jak na początku było. To jest przeskok kolosalny - dodaje Sebastian Bernaś, przyjaciel pana Filipa.
Czytaj więcej