Zwrot ws. prof. Jana Malickiego. "Nieszczęśliwy wypadek"

Polska Paweł Sekmistrz / polsatnews.pl
Zwrot ws. prof. Jana Malickiego. "Nieszczęśliwy wypadek"
Polsat News
Prokuratura twierdzi, że prof. Jan Malicki nie padł ofiarą napaści

Prokuratura umorzyła dochodzenie w sprawie prof. Jana Malickiego. Zdaniem śledczych, nie ma dowodów na to, że obrażenia naukowca powstały w wyniku udziału osób trzecich. Prokurator wskazał, że były one "wynikiem nieszczęśliwego wypadku".

Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, że 31 stycznia podjęto decyzję o umorzeniu dochodzenia w sprawie napaści na dyrektora Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego prof. Jana Malickiego, prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową Warszawa Śródmieście-Północ w Warszawie.

 

W ramach śledztwa pięciokrotnie przesłuchano profesora oraz wysłuchano relacji świadków. Przeprowadzono oględziny miejsca zdarzenia i pokrzywdzonego. Przejrzano także zapis monitoringu oraz dane z telefonu. Wreszcie uzyskano też opinię z zakresu medycyny sądowej dotyczącą obrażeń - w jej treści wskazano na przyczyny ich powstania.

Prokuratura: Nieszczęśliwy wypadek

"Konfrontując zeznania pokrzywdzonego ze zgromadzonym materiałem dowodowym uznano, że żaden z przeprowadzonych dowodów nie dał podstaw do przyjęcia, aby powstanie obrażeń u Jana Malickiego było spowodowane działaniem lub zaniechaniem innej osoby fizycznej" - napisano w komunikacie prokuratury.

 

Jak wskazano, w ocenie prokuratora, obrażenia były "wyłącznie wynikiem nieszczęśliwego wypadku polegającego na potknięciu się pokrzywdzonego na nierówności chodnika, ewentualnie potknięciu się na nierówności stopni schodów znajdujących się w Parku Kazimierzowskim, który skutkować mógł utratą pamięci u pokrzywdzonego, co zostało przez niego podniesione".

 

ZOBACZ: Atak na profesora. Jan Malicki: Mam pęknięcie kości czaszki

 

W oświadczeniu czytamy, że postanowienie o umorzeniu dochodzenia jest nieprawomocne, a pokrzywdzonemu przysługuje zażalenie do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieście w Warszawie.

"Element wschodni" w słowach agresorów

Prof. Jan Malicki twierdzi, że 19 grudnia ubiegłego roku został napadnięty na schodach w Parku Kazimierzowskim w Warszawie. Do historyka miało podejść dwóch nieznanych mężczyzn, którzy ubrani w stroje przypominające mundury policyjne, zapytali go o nazwisko. Po tym jak profesor im odpowiedział, padł cios w głowę, po którym prof. Malicki stracił przytomność

 

Sprawa brutalnego ataku na profesora stała się głośna również w zagranicznych mediach. Niemiecka prasa opisując zdarzenie pytała, czy za atakiem nie stała przypadkiem strona rosyjska.

 

ZOBACZ: Brutalny atak na profesora. Jan Malicki trafił do szpitala

 

W rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w "Gościu Wydarzeń" profesor poinformował, że doznał pęknięcia kości czaszki i wstrząśnienia mózgu, co poskutkowało problemami z pamięcią. Przyznał jednak, że przebieg incydentu powoli zaczyna mu się przypominać. Profesor wskazał, że mężczyźni, którzy mieli go napaść, zapytali go "jak pan nazywa się".

 

- Jak mi wrócił kolejny obraz do pamięci, to wywnioskowałem z tego, że w tym jest element wschodni, bo w tym jest błąd składniowy. Polak zapytałby "jak pan się nazywa", a policja w ogóle "proszę imię i nazwisko", wiem, bo parę mandatów w życiu zapłaciłem - zaznaczył rozmówca Bogdana Rymanowskiego.

Prof. Malicki twierdzi, że był śledzony

Na pytanie, czy mógł być śledzony, zdradził że we wrześniu trzykrotnie w ciągu czterech dni zobaczył tego samego człowieka podczas wieczornych spacerów. Nie widział go kolejny raz, więc sprawy nie zgłosił.

 

ZOBACZ: Zabójstwo 77-latka z Gdańska. Nowe informacje


Zauważył jednak, że zarówno Studium Europy Wschodniej, jak i on sam są atakowani "zwłaszcza od 2006 roku". Według niego dochodziło do prób skompromitowania jego osoby, przebijania opon i podstawiania agentów

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie