"Bardzo długo leciały na kursie kolizyjnym". Ekspert komentuje katastrofę

Świat Karina Jaworska / polsatnews.pl
"Bardzo długo leciały na kursie kolizyjnym". Ekspert komentuje katastrofę
PAP/EPA/JIM LO SCALZO/Polsat News
Ekspert wskazał na możliwą przyczynę katastrofy lotniczej w USA

- Kluczową rolę odegrał kontroler lotów, który nie poinformował pilota, że jest na kursie kolizyjnym - wskazał były pilot wojskowy Witold Sokół, komentując w Polsat News przyczyny katastrofy lotniczej w USA. Ekspert zwrócił również uwagę, że pilot wojskowego śmigłowca mógł pomylić światła lecącego samolotu ze światłami miasta.

W czwartek doszło do tragicznego wypadku z udziałem samolotu pasażerskiego linii American Airlines i śmigłowca armii USA Sikorski H60 Black Hawk. Samolotem leciały 64 osoby, a helikopterem trzech żołnierzy. Niestety, według medialnych doniesień, z rzeki Potomak do której spadły maszyny, wyłowiono ciała 19 ofiar.


Do katastrofy doszło na wysokości około 100 metrów, gdy samolot pasażerski podchodził do lądowania. Służby szukają odpowiedzi na pytanie, dlaczego śmigłowiec znalazł się na tej samej linii, co samolot. Kilka sekund przed katastrofą pilot Black Hawka był bowiem pytany przez kontrolera lotów, czy widzi samolot na swojej drodze i odpowiedział, że tak.

 

Do sprawy odniósł się w Polsat News ekspert lotniczy, kapitan rezerwy Witold Sokół, który stwierdził, że pilot śmigłowca mógł pomylić samoloty. 

Katastrofa lotnicza w USA. "Kluczową rolę miał kontroler"

- Miejmy na uwadze, że była noc, więc pilot mógł widzieć samolot, który był nieco dalej (...) parę kilometrów dalej - a w powietrzu to bardzo blisko - był inny samolot. Być może pilot śmigłowca, widząc ten drugi samolot nie wziął pod uwagę, że jest inny bardzo blisko, dlatego ze spokojem kontynuował swój lot - ocenił kapitan Sokół. 

 

Według eksperta "kluczową rolę odegrał kontroler lotów, który nie poinformował pilota, że jest na kursie kolizyjnym".

 

ZOBACZ: Katastrofa samolotu w USA. Polski premier zareagował


- Jeśli prześledzimy to, co się zdarzyło, to okaże się, że one (samolot i śmigłowiec - red.) bardzo długo leciały na kursie kolizyjnym. Chodzi o kilka sekund, a to w lotnictwie bardzo dużo czasu, można bardzo wiele rzeczy zrobić, zareagować - powiedział.

 

- Nie wiadomo jednak, czy pilot został o tym poinformowany. Jeżeli nie i jeżeli dostał zgodę na przecięcie ścieżki podejścia, to znaczy, że wykonywał manewr prawidłowo - dodał.

 

Według niego katastrofa mogła być również wynikiem trudnych warunków. Pilot śmigłowca mógł w nocy pomylić światła pobliskiego samolotu ze światłami miasta. Port lotniczy Reagan znajduje się bowiem raptem pięć km na południe od biznesowej dzielnicy Waszyngtonu. 

Zderzenie samolotu ze śmigłowcem koło Waszyngtonu. To miał być lot szkoleniowy

Agencja AFP przekazała, że lot śmigłowca był lotem szkoleniowym. Na maszynie widniał napis PAT, co oznacza, że pilot szkolił się do przewożenia bardzo ważnych transferów lub osobistości.  

 

ZOBACZ: Katastrofa samolotu w USA. Wśród pasażerów byli Rosjanie


- Taki lot szkoleniowy był jak najbardziej uprawniony, dlatego, że pilotowi, który w przyszłości miałby wykonywać loty z tzw. VIP-ami na pokładzie, czy będzie woził jakieś bardzo ważne ładunki. Należy umożliwić szkolenie w takich warunkach, w jakich będzie odbywała się jego praca. Dlatego na pokładzie był zapewne instruktor, który go nadzorował - wyjaśnił kapitan Witold Sokół.  

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie