Ksiądz pozwał biskupa i powiadomił Watykan. W tle gigantyczny majątek
Głośny spór w polskim Kościele. Ksiądz Radosław Siwiński, twórca Stowarzyszenia Domu Miłosierdzia w Koszalinie pozwał biskupa i powiadomił Watykan. Uważa, że kościelny hierarcha chce przejąć majątek stowarzyszenia, które budował od podstaw bez wsparcia diecezji. Dziś ten majątek wyceniany jest na 24 mln zł. Materiał "Interwencji".
- Ni z gruszki, ni z pietruszki dostaję telefon od biskupa, który zaczyna pytać o majątek. Dochodzi do spotkania, biskup rozgrywa to ostro. Taka scena jak z "Ojca Chrzestnego": proszę zdecydować, czy chcecie być sektą czy Kościołem? Od księdza i przekazania majątku będzie zależał los księdza, braci, sióstr – opowiada ksiądz Radosław Siwiński.
Ksiądz Radosław Siwiński pozwał biskupa diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Domaga się ugody i przeprosin. Twierdzi, że Kuria chce przejąć majątek cywilnego stowarzyszenia, które założył i od czternastu lat prowadzi. Sam znalazł sponsorów i zebrał datki na funkcjonowanie.
Koszalin. Spór księdza i biskupa, w tle ośrodek pomocy
- Biskup ucieszył się wówczas tą sprawą, pobłogosławił wszystko i powiedział: idź, rób i działaj. Powiedział, że nie jest możliwa pomoc, bo ma wiele obowiązków. Założyliśmy stowarzyszenie cywilne, zresztą biskup chciał cywilnego, a nie kościelnego. Stowarzyszenie wzięło kredyt na ponad milion złotych – opowiada ks. Radosław Siwiński.
- Przez czternaście lat stworzyli dzieło, które zrobiło wiele dobrego. Tam wiele osób znalazło dom na chwilę lub na stałe. Odnalazło sens życia. Jeżeli ktoś chce definicję chrześcijaństwa zobaczyć, poczuć, to tam to było przez lata realizowane. Czyli pomoc każdemu bez żadnych warunków wstępnych – mówi Piotr Polechoński, dziennikarz "Głosu Koszalińskiego".
- Sprawa jest na wstępnym etapie rozpoznawania, to wniosek do próby ugodowej, dotyczy majątku stowarzyszenia. Według księdza władze diecezji chcą majtek przejąć i kierują niezbyt pochlebne informacje na temat księdza. I to narusza jego dobra – tłumaczy Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.
ZOBACZ: Zniknęła w trakcie burzliwego rozwodu. Mówiła, że boi się o życie
- Tutaj są ludzie, którzy nie mogą po schodach chodzić, czasami brakuje nogi, brakuje ręki. Mamy osoby niedołężne – opowiada o Domu Miłosierdzia ksiądz Siwiński.
- Mieszkałem pięć lat na ulicy, przyszedłem z prośbą o pomoc do księdza Radka, żeby odbudować swoje życie - opowiada jeden z podopiecznych.
- Dom Miłosierdzia Bożego uratował mi życie. Po opuszczeniu zakładu karnego skończyłem na ulicy, dwa lata tu jestem. Pół głowy nie miałem jak przyjechałem, bo jestem po uzupełnieniu. Tu się odnalazłem, żadnych nałogów. Nie ma problemów, a kiedyś byłem uzależniony od alkoholu – dodaje inny.
Dom Miłosierdzia Bożego niesie pomoc potrzebującym
Stowarzyszenie prowadzi Dom Miłosierdzia Bożego. To olbrzymi ośrodek pomocy w centrum Koszalina. Dziś mieszka w nim 170 osób. Wśród nich pani Daria, która w wypadku straciła cała rodzinę.
- Jestem osobą samotną, straciłam całą rodzinę i sześć lat temu przyjechałam do Domu Miłosierdzia. Dostałam tu niesamowite wsparcie, przybliżyłam się do wiary, od której odeszłam na skutek wypadku. Ksiądz Radosław Siwiński uratował mi życie. I to dosłownie, w pełnym tego słowa znaczeniu, bo byłam gotowa popełnić samobójstwo – wspomina pani Daria.
Pod Koszalinem działają jeszcze dwa inne budynki tego stowarzyszenia. W miejscowości Wietrzno, w poniemieckim pałacu mieszkają sami mężczyźni. Zrujnowany i opuszczony po pożarze budynek został kupiony w zeszłym roku. Podopieczni sami go remontują. Nadzoruje ich Mariusz Merchel, któremu w przeszłości ksiądz Radosław podał pomocną dłoń.
ZOBACZ: Tysiące pracowników zwolnionych z PKP Cargo. Nie wszyscy dostali pieniądze
- Współpracuję z panami, którzy próbują wyjść z takiego pogmatwanego życia - jak ja - na prostą. Jesteśmy 44 kilometry od Koszalina, od domu głównego. Przebywają tu panowie z uzależnieniem od alkoholu, z problemami narkotykowymi, bezdomni. Tu przechodzą terapię – opowiada pan Mariusz.
Kilka kilometrów dalej znajduje się dom dla kobiet.
- To dom głownie dla kobiet, a dom koszaliński jest dla wszystkich. Proponujemy taką drogę do przejścia. Pierwszy etap to jest dom wiejski. Takie minimum, żeby się poznać i to weryfikuje, bo trafiają tu kobiety z uzależnieniami. Na wsi jest łatwiej niż w mieście, gdzie jest dużo sklepów, pokus. Na tę chwilę, tutaj w Barcinie najmłodsza nasza mieszkanka, Laura ma 10 miesięcy, a najstarsza Łucja 88 lat – opowiada brat Wawrzyniec.
Biskup podważa działania stowarzyszenia
- W sierpniu sytuacja się bardzo zaogniła, kiedy biskup zaczął podważać braci, siostry, naszą kaplicę, nasze działania. Wtedy postanowiłem, że opowiem wszystkim o nieprawości biskupa. Powiadomiłem Watykan, nuncjaturę. Na razie nie ma odpowiedzi. Nasz majątek wyceniony jest na 24 miliony złotych, cenę znamy, bo są kredyty, do których bank żąda wyceny – tłumaczy ksiądz Radosław Siwiński.
Dom Miłosierdzia wydaje obiady dla potrzebujących. Nawet dla tych, którzy nie chcą w nim na stale zamieszkać. Już od rana ustawiają się przed wejściem kolejki, dziennie nawet 200 osób. Przy domu powstały też dwa nowe zakony: męski i żeński. Siostry i bracia pomagają w prowadzeniu ośrodka. Na ulicach szukają potrzebujących, a także jeżdżą po sklepach i zbierają produkty, którym kończy się termin przydatności.
- Gdyby to nie było potrzebne, to byśmy nie byli tu. Jak ktoś jest samotny i bezdomny to przyjdzie i coś ciepłego zje – słyszą dziennikarze "Interwencji" od bezdomnych, którzy przyszli się posilić.
ZOBACZ: Chciał kupić puszkę lakieru. Został z kredytem na 30 tys. zł
- Jestem tu codziennie. Jak pracy nie mam, to przychodzę. Można przyjść, z kolegami porozmawiać. Nie jest człowiek sam, jedzenie jest dobre – dodaje jeden z nich.
- Tutaj wszystko funkcjonuje dzięki wolontariuszom, którzy chcieli żyć tym domem, tymi działaniami i oddać się Bogu całkowicie. Był taki czas, że ówczesny biskup to wszystko obserwował, poddawał próbie i przyszedł taki moment, że dekretami stworzył do życia. Powstał nowy zakon i bracia, i siostry Miłosiernego Pana. Przy tym domu. Bracia istnieją sześć lat od dekretu biskupa, a siostry prawie pięć – wyjaśnia ks. Siwiński.
Dom Miłosierdzia ma własną piekarnię i sprzedaje pieczywo w kilku punktach Koszalina. Prowadzi również kawiarnię, gdzie pracują byli podopieczni. Pieniądze ze sprzedaży przeznaczane są na funkcjonowanie ośrodka.
- Jestem dzieckiem tego domu. Miałem w swoim życiu różne wzloty i upadki, jestem tu już dwa lata. Pracuję w kawiarni, dom daje mi życie – słyszą dziennikarze "Interwencji" od pana Stanisława, który pracuje jako barista.
Ks. Radosław Siwiński: Nie zgadzam się na zniszczenie tego
- Sprawa jest napięta, trudna. Nigdy w historii diecezji nie było działań, które miałyby na celu przejęcie majątku. Diecezja nie ma interesu, aby przejmować majątek, druga sprawa to są zgromadzenia braci i sióstr. Podlegają biskupowi, biskup odpowiedzialny jest za ich rozwój. Żeby mogły stać się pełnosprawnymi zgromadzeniami zakonnymi, to muszą posiadać własny majątek, a w tej chwili są na garnuszku stowarzyszenia cywilnego – tłumaczy ks. Wojciech Parfianowicz, rzecznik prasowy diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.
ZOBACZ: Dramat pani Bożeny. Wójt obiecał mieszkanie, nie doczekała się
- Jeżeli byłby przekazany majątek na poczet zakonu męskiego czy żeńskiego, wówczas z automatu staje się on majątkiem kościelnym i tak naprawdę dochodzi do sytuacji, jaka wywołała ten spór, czyli przejęcia majątku cywilnych stowarzyszeń założonych przez księdza - komentuje prawnik Anna Wichlińska.
- Jakaś nieprawość wdarła się do Domu Bożego. Mówię: Nie. Nie zgadzam się na to. Nie zgadzam się na zniszczenie tego – podkreśla ksiądz Radosław Siwiński.
Materiał "Interwencji" można obejrzeć TUTAJ.
Czytaj więcej