Wjechał na Śnieżkę elektrycznym rowerem. Burza wokół zachowania turysty
Skrajną nieodpowiedzialnością wykazał się turysta, który postanowił zdobyć szczyt Śnieżki... na rowerze, do tego elektrycznym. Na niebezpieczeństwo naraził nie tylko siebie, ale i innych, łamiąc przy tym kilka przepisów. Pojawiły się podejrzenie, że mężczyzna to ta sama osoba, która kilka miesięcy temu uznała, iż świetnym pomysłem będzie wniesienie jednośladu na Giewont.
Nie przejął się zakazami, ani niebezpiecznymi warunkami i w niedzielę postanowił zdobyć najwyższy szczyt Karkonoszy na elektrycznym jednośladzie. W sieci pojawiło się nagranie, na którym mężczyzna stara się wjechać rowerem elektrycznym na Śnieżkę.
Śnieżka. Wjechał na szczyt rowerem elektrycznym
Pojazd ślizgał się po śniegu i lodzie, a turysta miał problem z utrzymaniem równowagi. Mimo to - według doniesień innych podróżników - udało mu się zdobyć górę. Internauci nie zostali jednak na mężczyźnie suchej nitki. Podkreślają, że cechowała go bezmyślność względem własnego bezpieczeństwa, ale i narażał życie ratowników.
ZOBACZ: RCB wydało alert dla regionu Polski. Tam powinno zostać w domach
Do zdarzenia doszło na Drodze Jubileuszowej prowadzącej na szczyt Śnieżki. Jest to trasa, która pozostaje wyłączona z ruchu turystycznego ze względu na ekstremalne warunki pogodowe. Ponadto na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego jazda rowerem elektrycznym po szlakach pieszych jest zakazana.
"Facet nie pomyślał w ogóle". Rowerem nie wolno zdobywać szczytów
Turysta złamał więc aż trzy zasady. "Elektryk daje radę pod górkę, ale na jezdni. Jakiejś przyczepności jednak wymaga, najwyraźniej facet o tym nie pomyślał w ogóle" - komentują internauci. "Iloraz inteligencji - zero", "Skrajnie nieodpowiedzialny" - piszą inni.
ZOBACZ: Poniosła go fantazja. Chciał wjechać rowerem na Giewont
Jeden z użytkowników zasugerował, że może być to ta sama osoba, która w październiku chciała wjechać rowerem na Giewont. Wówczas Polsat News opublikował nagranie, na którym widać turystę starającego się wnieść rower na charakterystyczną górę z krzyżem. Widać było, iż jednoślad jest ciężki, a jego posiadacz ma spory problem, żeby wnosić go wyżej.
- Nie mogę ochłonąć po tym, co zobaczyłem. Włos się na głowie jeży, głupich nie sieją. Totalny brak odpowiedzialności za siebie i za innych. Gdyby ten rower mu wypadł albo on sam by spadł, mógłby kogoś zabić. To podlega pod paragraf. Ręce opadają, jestem w szoku - komentował przewodnik tatrzański Przemysław Sobczyk.
Czytaj więcej