Dzicy lokatorzy zniszczyli mieszkanie. Odczuli surowy odwet 72-latki
Gabriela Mazurek wynajęła mieszkanie w Szczecinie w 2019 roku i - jak mówi - najemcy płacili jej regularnie tylko przez parę miesięcy. Później przestali odpowiadać na wezwania i okupowali lokal. Dziś jest on w opłakanym stanie. 72-latka znalazła jednak sposób na dzikich lokatorów. Reporterzy "Interwencji" byli z kamerą przy odzyskiwaniu mieszkania.
Do redakcji "Interwencji" zgłosiła się 72-letnia pani Gabriela ze Szczecina. Kobieta jest wdową. Za pieniądze uzyskane w spadku po rodzicach kupiła mieszkanie, które chce w przyszłości przekazać synowi. Na razie syn pracuje za granicą, więc mieszkanie w 2019 roku wynajęła. Ogłoszenie umieściła w internecie.
ZOBACZ: "Interwencja": Zapłacili za działkę, ale nie mogą zbudować domu
- Była to para ludzi w średnim wieku. Pani Sylwia i pan Łukasz. Na pierwszy rzut oka nie budzili zastrzeżeń. Pani przedstawiła się jako osoba pracująca w ZUS-ie. Pan w budowlance, więc wiarygodność była raczej pewna. W umowie państwo własnoręcznie wpisali adres rodziców, którzy mieszkają na sąsiedniej ulicy. Wydawało mi się, że to będzie takim dobrym zabezpieczeniem, że w razie jakiś kłopotów będą mieli gdzie wrócić. Przez pierwsze cztery miesiące płatności były regularne, zgodnie z zapisami umowy. A potem zaczęły się opóźnienia. W tej chwili oni są mi winni 42 tysiące złotych - opowiadała "Interwencji" Gabriela Mazurek.
- Nie ma czegoś takiego jak bezpieczna umowa. Bez względu na to, czy to umowa najmu okazjonalnego podpisana u notariusza, czy umowa normalna, cywilna. Wpisanie ręcznie do umowy, że się wyprowadzę, pod ten i pod ten adres, też nic nie daje - przekazał Jacek Kusiak, współzałożyciel i prezes honorowy Stowarzyszenia Mieszkanicznik.
Szczecin. Dzicy lokatorzy w mieszkaniu. 72-latka znalazła na nich sposób
Dług rósł. Żadne próby rozmowy z najmującymi nie odnosiły skutku. Pani Gabriela dopiero po czterech latach została wpuszczona do własnego mieszkania.
- Było potłuczone lustro w drzwiach przesuwnych szafy, uszkodzony żyrandol. Parkiet, w dużym pokoju, zwłaszcza w środkowej części, był zdarty do deski. Na ten parkiet, na naszą uwagę, to pani powiedziała, że to jest wynik normalnej eksploatacji. Postanowiłam złożyć im wypowiedzenie umowy najmu, to pani nie przyjęła tego wypowiedzenia. Zostawiłam je w pokoju na stole i też wysłałam mailem. I dostałam pisemnie taką informację, że bez sądowego nakazu eksmisji ta pani nie opuści mieszkania. Wtedy zrozumiałam, że to jest z góry wszystko ukartowywane - wspominała Gabriela Mazurek.
- Nazywajmy tych ludzi po imieniu, że są oszustami. De facto bardzo brakuje nam tej zmiany w ustawie o ochronie praw lokatorów, żeby w końcu zacząć ich nazywać tak oficjalnie. I żeby w którymś momencie po przekroczeniu pewnych granic, czy pewnych kwot, które zalegają, czy tego co robią, zaczynało działać prawo karne, a nie tylko prawo cywilne - zaapelował Jacek Kusiak ze Stowarzyszenia Mieszkanicznik.
Sprawa o eksmisję utknęła w sądzie. Emerytka znalazła inne rozwiązanie
Sprawa o eksmisję dzikich lokatorów utknęła w szczecińskim sądzie. "Interwencja" nie uzyskała odpowiedzi, dlaczego trwa ona tak długo. Pani Gabriela zwróciła się o pomoc do firmy, która profesjonalnie zajmuje się odzyskiwaniem mieszkań.
ZOBACZ: "Interwencja". Kupili w internecie ubrania. Setki poszkodowanych
- Jak widać, lokatorów nie ma. Kontaktu z nimi nie ma od trzech miesięcy, nie otwierają, nie reagują. Teraz też to nie wiadomo czy w sumie mieszkają. Mogli porzucić rzeczy. Nie wiem, zobaczymy. Teraz oddamy mieszkanie właścicielce. Trzeba spakować rzeczy i po prostu do magazynu. Lokatorzy zostaną poinformowani - zapowiedział Bartosz Olszewski, mediator firmy CBBP z Gdyni.
- Właściciele nieruchomości to są osoby, które najpierw wielokrotnie, wielotygodniowo, wielomiesięcznie próbują sami rozwiązać swój konflikt. Bezradni trafiają do naszej firmy. Zgłaszają się o pomoc i my odzyskujemy ich nieruchomość. Zawsze działamy zgodnie z prawem, dlatego nie należy się bać naprawdę żadnych kroków. Najgorsza jest bezczynność w tym wszystkim - wskazała Paulina Olszewska, specjalista ds. mediacji firmy.
Dzicy lokatorzy nie odpuszczali do końca. "Zadłużenia ponad 40 tysięcy"
Firma w obecności "Interwencji" zatelefonowała do nieuczciwej najemczyni i zaprosiła ją na miejsce po odbiór rzeczy. Gdy kobieta dowiedziała się, czego dotyczy rozmowa, kontakt się nagle urwał. - Tak właśnie wygląda rozmowa z takimi ludźmi. Unikanie kontaktu, bo to jest najlepszy sposób na przebywanie i koczowanie dalej w lokalu - skomentował Bartosz Olszewski.
ZOBACZ: "Interwencja". Tragedia podczas wakacji w Turcji. Dzieci Polki proszą o pomoc
Kilka godzin później nieuczciwi najemcy pojawiają się jednak na miejscu. Są kompletnie zaskoczeni, że nie mogą wejść do mieszkania.
Najemca: Proszę mnie nie nagrywać.
Bartosz Olszewski: Rzeczy zabieramy?
Najemczyni: Nie. Nie macie państwo prawa naruszać naszego miru domowego.
Bartosz Olszewski: Waszego miru? A wy naruszyliście mój mir. Bo ja mam tytuł prawny, a wy nie posiadacie żadnego tytułu prawnego do lokalu. 40 tysięcy zł zadłużenia macie.
Najemczyni: A gdzie pan ma mój podpis, że…
Bartosz Olszewski: A gdzie są przelewy od pani, wpłaty?
Na miejscu pojawiła się policja.
Najemca: Problem jest w tym, że nie mamy dostępu wejścia do mieszkania.
Policjantka: A co się stało, że nie macie dostępu do mieszkania?
Najemca: Dlaczego pan wkroczył na miejsce?
Reporter: Bo państwo nie macie umowy najmu.
Bartosz Olszewski: Macie wypowiedzianą umowę. Zadłużenia ponad 40 tysięcy.
Policjant: Pan ma jakiś dokument potwierdzający, że pan tam wynajmuje?
Najemczyni: Tak, umowa jest w środku.
Reporter: A my mamy potwierdzenie, bo państwo są pełnomocnikiem, że umowa już nie obowiązuje.
Bartosz Olszewski: Ostateczne wezwanie i wypowiedzenie umowy najmu 14 grudnia 2023. Zgodnie z tym terminem państwo mieli czas do 1 lutego 2024 roku na powiedzmy, jakiekolwiek legalne przebywanie.
Jej mieszkanie stało się ruiną. Mimo to 72-latka się cieszy. "Mury wróciły"
Mimo to najemczyni próbowała wejść do mieszkania. Usłyszała jednak, że wymieniono już zamki i "każda próba wejścia będzie traktowana jako włamanie". Rzeczy nieuczciwych najemców zostały spakowane i wywiezione do magazynu. Adres, gdzie będą przechowywane przez 30 dni, najemcy dostali. Właścicielka mieszkania musiała za wszystko zapłacić. Następnego dnia nareszcie mogła zobaczyć swoje mieszkanie.
- Ale jaki stan przerażający… O Boże, nawet szyby pobite. Czuję fetor. Tu trzeba chyba jakiś sanepid do zdezynfekowania tych pomieszczeń. Tu się oddychać nie da. To jakąś zarazą grozi. Okropnie. Dobrze, że mury są moje, że wróciły do mnie. Dziękuję, bardzo dziękuję wszystkim państwu - podsumowała pani Gabriela.
Cały materiał "Interwencji" do zobaczenia TUTAJ.
Czytaj więcej