Burmistrz dementuje informacje Wód Polskich. "To ja dzwoniłem"
Wody Polskie zapewniają, że ostrzegały mieszkańców Stronia Śląskiego o konieczności ewakuacji, gdy tylko zaczęła się powódź. - Pierwsza informacja była w sobotę o 22:58 - zapewniała prezes instytucji Joanna Kopczyńska. Z tą wersją nie zgadza się burmistrz miasta Dariusz Chromiec. - To ja zadzwoniłem - przekazał na antenie Polsat News.
Pęknięcie tamy w Stroniu Śląskim spowodowało zniszczenia, a nagła ewakuacja była bardzo trudna do przeprowadzenia. Trwa sprzątanie miasta. Na czwartkowej konferencji prasowej prezes Wód Polskich Joanna Kopczyńska przekazała, że burmistrz został wcześniej poinformowany o niebezpieczeństwie.
- Jeśli chodzi o Stronie Śląskie, to pierwszą informację do burmistrza Stronia Śląskiego o konieczności ewakuacji przekazał operator zapory o 22:52 w sobotę 14 września. Podobnie było w przypadku innych miejscowości jak Jarnołtówek i Paczków. Tam ewakuację zarządzono prewencyjnie, tutaj decyzji nie podjęto - powiedziała.
ZOBACZ: Wielka woda opadła we Wrocławiu. Ukazał się wstrząsający widok
Według jej relacji w poniedziałek o godzinie 7 rano operator zapory ponownie ostrzegł wszystkie sztaby kryzysowe. - To było tuż po godzinie 7, trwał sztab kryzysowy, ja te informacje dostałam dopiero po sztabie, to działo się dynamicznie. Natomiast sama zapora pękła o 11:45, ale pierwsza informacja, i na to mamy dokumenty, była o 22:52, 14 września - podkreśliła.
Powódź 2024. Spór brak o ewakuacji w Stroniu Śląskim
Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawia burmistrz Stronia Śląskiego Dariusz Chromiec. - Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że już w sobotę 14 września na moją decyzję przeprowadzaliśmy ewakuację. Natomiast ten telefon, o którym mówi pani prezes Wód Polskich był wykonany, ale z mojej inicjatywy. To ja zadzwoniłem do operatora zbiornika, aby dowiedzieć się, jaka jest sytuacja - wyjaśniał samorządowiec na antenie Polsat News.
ZOBACZ: Pęknięta tama w Stroniu Śląskim. Wody Polskie komentują
Jak dodał, po telefonie podjęta została decyzja o kontynuacji ewakuacji. - Prowadziliśmy ją całą noc w bardzo trudnych warunkach, nie mając prądu, nie mając odpowiedniego sprzętu, pomagali przy tym lokalni przedsiębiorcy, strażacy. Mieliśmy niewielką siłę wojska. Nic nie wiem o tym, żeby o 7 rano spłynęła do nas informacja o ewakuacji - podkreślił.
Włodarz miasta przyznał, że komunikacja była wówczas utrudniona. Nie działał internet, nie dochodziły SMS-y. Burmistrz wskazał, że korzystano m.in. z radiostacji w sztabie zarządzania kryzysowego. - Ze strony służb, które pracują w zarządzaniu kryzysowym w gminie Stronie Śląskie nie miałem informacji, że to było przekazywane - poinformował.
ZOBACZ: Powódź w Nysie. Burmistrz obwinia Wody Polskie. "Nie reagowały na błagania"
- Później jakieś tam maile cząstkowe dochodziły rzeczywiście o 1 w nocy, że jest potwierdzenie, że tama jest stabilna i że prawidłowo zarządzono ewakuację, która już trwała o soboty, godzin popołudniowych, ale to była chyba jedyna informacja mailowa - dodał.
Jego zdaniem ostrzeżenie powinno pojawić się wcześniej. - Powinny być wcześniejsze sygnały z Wód Polskich i konkretne decyzje. Powinien być jasny komunikat, który by nas zmobilizował i zwrócił uwagę na zwiększenie środków do pomocy w ewakuacji - stwierdził.
Czytaj więcej