Powodzi w Nysie dało się uniknąć? Burmistrz wskazuje winnych
- Powodzi w Nysie można było zapobiec - uważa burmistrz Nysy Kordian Kolbierz. Główne zarzuty samorządowca są wymierzone we wrocławskie Wody Polskie, z którym kontakt był "katastrofalny". - Nic nikomu nie mówiąc zwiększyły zrzut o tysiące - mówił na antenie Polsat News.
Powódź w Nysie zniszczyła wiele domów, mieszkań, firm i instytucji. "Czy można było jej zaradzić? Tak! Powodzi w Nysie można było zapobiec! O ile wylanie się rzeki Białej Głuchołaskiej było nie do zatrzymania, to woda z rzeki Nysa Kłodzka była do opanowania" - napisał w mediach społecznościowych burmistrz miasta Kordian Kolbierz.
Za zalanie miasta obwinia wrocławskie Wody Polskie, które bez konsultacji z lokalnymi władzami rozpoczęły zrzut z rzeki. "Zwiększony zrzut oznaczał wylanie rzeki poza koryto i stopniowe zalewanie naszego miasta. Zaczęła się powódź. Co najgorsze, ten ogromny zrzut wody z tamy spowodował pojawienie się wyrwy w wale rzeki, która stała się dla nas kolejnym, ogromnym zagrożeniem" - wskazał.
Powódź w Nysie. "Mówiono nam, że miasto jest bezpieczne"
Do zarzutów samorządowca odniosła się prezes instytucji Joanna Kopczyńska. - Oskarżenie dotyczy rzekomego opóźnionego spuszczania wody, co nie jest prawdą. Wodę spuszczaliśmy, jednak musieliśmy to robić w odpowiedni sposób. Po pierwsze tak, żeby nie zaszkodzić miastu, a po drugie, żeby nie uszkodzić infrastruktury - stwierdziła.
ZOBACZ: Szpital polowy w Nysie otwarty. Przyjęto pierwszych pacjentów
Kordian Kolbierz odniósł się do tej odpowiedzi na antenie Polsat News. - Kompletnie mnie nie satysfakcjonuje i nie tylko mnie, ale pewnie wszystkich mieszkańców miasta. Wszyscy pamiętamy, jak 10 lat temu nasz zbiornik retencyjny, który nazywany jest Jeziorem Nyskim i koryta rzeki Nysy zostały wyremontowane za ogromne pieniądze i w tym czasie mówiono nam, że Nysa jest bezpieczna i nic nam nie zagraża - powiedział.
- Mówienie o ochronie infrastruktury jest trochę na wyrost, bo pierwszy zrzut wody sprzed blisko 30 lat właśnie wynikał z tego, że stan zapory był bardzo słaby, więc wtedy ten rzut poszedł, żeby nie przerwać tamy - dodał.
ZOBACZ: "Walka o utrzymanie Nysy". Jedna rzecz bardzo pomogła
Zdaniem włodarza miasta Wody Polskie wcale nie musiały zrzucać takiej ilości wody. - Z tego co nieoficjalnie wiemy od zarządzających naszym zbiornikiem, około 30 milionów ton jeszcze było wolnego miejsca, więc ogromny zapas, który mógł być wykorzystany i Nysa mogła nie być w ogóle zalana. Stało się inaczej i stąd też moje słowa skierowane do zarządu we Wrocławiu - wyjaśnił.
Burmistrz Nysy Oskarża Wody Polskie. "Kontakt był katastrofalny"
Wody Polskie zapewniają, że były w kontakcie z władzami Nysy. - Instytucja jako tako tak, poprzez pracowników w Nysie. Natomiast kontakt z instytucją wrocławską był katastrofalny, to były wymuszane telefony, to było dzwonienie po kilkanaście razy bez żadnego odzewu. Kontakt z decydentami wrocławskimi był żaden - podkreślał burmistrz miasta.
ZOBACZ: Powódź w Nysie. Burmistrz obwinia Wody Polskie. "Nie reagowały na błagania"
- Największe zastrzeżenia mamy do braku informacji, bo ja tego feralnego dnia, kiedy mieszkańcy wyszli na wały, mówiłem, że Nysa jest bezpieczna, że poziom zrzuty na poziomie 600 metrów sześciennych na sekundę jest bezpieczny. Później okazało się, że się pomyliłem, bo Wody Polskie zmieniły swoją obietnicę, deklarację, nic nikomu nie mówiąc zwiększyły zrzut o tysiące, kiedy już fale zaczęły ślizgać się po moście - wyjaśniał.
Jak dodał, wówczas wały zostały zamknięte, ogłoszono ewakuację, a w mieście wybuchła panika. - Kompletny brak współpracy, brak komunikacji, brak opierania się na wiarygodnych danych, do których dostępu kompletnie nie mieliśmy. My, bo mówię też pewnie w imieniu części samorządowców, nie oczekujemy wpływu na poziom zrzutu, ale prosimy jedynie o to, żeby samorządowcy mogli wziąć udział w tych decyzjach, żeby też móc je komunikować mieszkańcom - apeluje samorządowiec.
Czytaj więcej