Podwójna tragedia rodziny z Lewina Brzeskiego. Powódź i pożar w ich domu

Polska Aleksandra Boryń / polsatnews.pl / Polsat News
Podwójna tragedia rodziny z Lewina Brzeskiego. Powódź i pożar w ich domu
Polsat News
Pomyłka przy gotowaniu wody sprawiła, że kuchnia w zalanym domu zajęła się ogniem

Pani Krystyna, której dom ucierpiał w wyniku powodzi, chciała przygotować posiłek dla trzymiesięcznej wnuczki. Myślała, że w butli otrzymanej od darczyńców jest woda - była to jednak łatwopalna substancja. Wtedy w zalanym budynku wybuchł spory pożar. - Syn też myślał, że to woda. Chciał gasić ogień, chlusnął, a ten ogień wszędzie wokół nas się pokazał - opisała kobieta w rozmowie z Polsat News.

Rodzina z Lewina Brzeskiego przeżyła dwie tragedie w ciągu kilku dni. Najpierw fala powodziowa zalała im dom, potem doszło do pożaru. Ogień wybuchł w wyniku nieszczęśliwego wypadku.

 

ZOBACZ: Nowe informacje z Wrocławia. IMGW ostrzega przed cofką

 

Pani Krystyna jest po operacji usunięcia tętniaka i straciła węch. Myślała, że do czajnika wlewa wodę, lecz w rzeczywistości była to łatwopalna substancja - najpewniej płyn do dezynfekcji. Na pięciolitrowej butelce nie było etykiety.

 

- W czajniku na gaz miałam jeszcze trochę wody, ale chciałam dolać, żeby było więcej. Jak zaczęłam wlewać to nagle w tym czajniku pojawił się ogień, był też wokoło. Z tej butelki do mnie zaczął się zbliżać, zaczęłam krzyczeć i rzuciłam to wszystko na zlew, bo chciałam zalać - opisała w Polsat News pani Krystyna.

 

Lewin Brzeski. Najpierw przeżyli powódź, później pożar. W domu było niemowlę

Kobieta powiedziała, że "ogień poszedł już do samej góry". - Przybiegł syn i złapał ode mnie tę butelkę, bo też myślał, że to woda i chciał gasić ogień. Chlusnął, a ten ogień wszędzie wokół nas się pokazał  - dodała. 

 

Syn pani Krystyny powiedział, że natychmiast pobiegł na górę, gdzie była jego żona i 3-miesięczna córka. Chciał je ewakuować. - To było straszne - opowiadał pan Tomasz.

 

ZOBACZ: Zniszczenia po powodzi. Premier zapowiada "odbudowę plus"

 

Rodzina przyznała, że mimo iż mieszkają w bliskiej odległości od jednostki straży pożarnej, to jednak na początku z pomocą ruszyli okoliczni mieszkańcy, którzy usłyszeli krzyki. - Była powódź, pożar, ale dobrze, że żyjemy. Martwiliśmy się tylko o psa, bo uciekł, ale na szczęście się znalazł - mówił pan Tomasz.

 

Zniszczenia w domu są niemałePolsat News
Zniszczenia w domu są niemałe

Lewin Brzeski. Powódź i pożar zniszczyły im dom. "Dobrze, że jesteśmy cali"

Mąż pani Krystyny całą noc czuwał na tarasie obawiając się, że ogień może pojawić się ponownie. Zniszczenia, jakich dokonały płomienie, są ogromne. Spłonęła niemal cała kuchnia, a sadza rozniosła się po budynku. Rodzina wciąż nie ma bieżącej wody, nie działa także cała instalacja elektryczna.

 

3-miesięczna dziewczynka została przebadana przez lekarzy, którzy stwierdzili, że nic się jej nie stało. Teraz synowa pani Krystyny mieszka z dzieckiem u swoich rodziców w Opolu, ponieważ niemowlę nie może wrócić do takich warunków. - My walczymy tutaj. Dobrze, że wszyscy jesteśmy cali - powiedział pan Tomasz.

 

Aktualizacja. 

 

Polsatnews.pl skontaktował się ze strażakami, którzy mówią, iż jako pierwsi dotarli na miejsce. - Wracaliśmy z działań w terenie do placówki koncentracji sił i środków. Jako OSP Rusocice i OSP Krzęcin jechaliśmy trzema samochodami, gdy nagle pierwsze z aut zatrzymał mężczyzna - powiedział Witold Wasilewski, prezes pierwszej z tych jednostek.

Lewin Brzeski. Strażacy: W mieszkaniu ulatniał się gaz

- Powiedziałem do chłopaków, że chyba coś się tam dzieje. Jak wyszliśmy z samochodów to słychać było "pomocy, ratunku" - relacjonował. Osobą, która zatrzymała strażaków, był prawdopodobnie jeden z sąsiadów, który ruszył rodzinie z pomocą.

 

- Podjęliśmy działania ratownicze i gaśnicami ugasiliśmy pożar. Konieczna była szybka ewakuacja z budynku, ponieważ ulatniał się tam gaz. Problem był poważny, bo już bardzo było go czuć - przekazał strażak. Podkreślił, że ewakuacja rodziców dziewczynki i dziecka, którzy znajdowali się na tarasie była konieczna przez rusztowanie, które stało tuż przy mieszkaniu.

 

- Było już tyle dymu, że nie dało się do nich inaczej dotrzeć. Trzymiesięczne dziecko razem z mamą przekazaliśmy zespołowi ratownictwa medycznego - dodał Witold Wasilewski.

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie