Strzały w pobliżu Donalda Trumpa. Joe Biden podjął decyzję ws. Secret Service
Joe Biden zabrał głos w sprawie strzelaniny w klubie golfowym Donalda Trumpa. "Poleciłem mojemu zespołowi, aby dopilnował, by Secret Service miało wszelkie zasoby, zdolności i środki ochronne niezbędne do zapewnienia bezpieczeństwa byłemu prezydentowi" - przekazał Biden. Strzały padły, gdy kandydat republikanów był na terenie kompleksu golfowego.
Do zdarzenia doszło w niedzielę koło godz. 14 czasu lokalnego. Amerykańskie media przekazały, że w klubie golfowym Donalda Trumpa w West Palm Beach na Florydzie padły strzały. W czasie incydentu były prezydent znajdował się na terenie kompleksu, ale rzecznik jego kampanii przekazał, że Trump jest bezpieczny.
Biały Dom natychmiast przekazał, że zarówno Joe Biden, jak i wiceprezydent Kamala Harris zostali poinformowani o incydencie i "odczuwają ulgę, wiedząc, że Trump jest bezpieczny". Teraz urzędujący prezydent wydał w tej sprawie komunikat.
Joe Biden zabrał głos po strzałach w klubie Donalda Trumpa
"Mój zespół poinformował mnie, że federalne organy ścigania badają sprawę, jako możliwą próbę zamachu na byłego prezydenta Trumpa. Pochwalam pracę Secret Service i organów ścigania za ich czujność i wysiłki na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa byłemu prezydentowi i osobom wokół niego" - napisał Joe Biden.
"Czuję ulgę, że byłemu prezydentowi nic się nie stało. Trwa aktywne dochodzenie w sprawie tego incydentu, a organy ścigania zbierają więcej szczegółów na temat tego, co się stało" - zapewnił.
"Jak wielokrotnie mówiłem, w naszym kraju nie ma miejsca na przemoc polityczną ani na jakąkolwiek przemoc. Poleciłem mojemu zespołowi, aby nadal zapewniał Secret Service wszelkie zasoby, możliwości i środki ochronne niezbędne do zapewnienia byłemu prezydentowi bezpieczeństwa" - przekazał Joe Biden.
Wcześniej głos w tej sprawie zabrała także kandydatka na prezydenta Stanów Zjednoczonych. "Cieszę się, że jest bezpieczny. W Ameryce nie ma miejsca na przemoc" - napisała Kamala Harris.
Początkowe doniesienia mówiły o strzałach oddanych w okolicach pola golfowego Trumpa w West Palm Beach, gdzie grał tego dnia kandydat republikanów na prezydenta. Później policja przekazała, że strzały oddali agenci Secret Service po tym, jak zauważyli kryjącego się w krzakach z karabinem niedoszłego zamachowca. Mężczyzna został aresztowany.
ZOBACZ: Donald Trump grał w golfa. W pobliżu padły strzały
Prokurator stanowy hrabstwa Palm Beach na Florydzie powiedział w rozmowie z CNN, że podejrzany zachował milczenie i nie chciał rozmawiać z policją. - Był spokojny. Wyglądał na osobę, która już wcześniej to zrobiła, niekoniecznie taką zbrodnię, ale na kogoś, kto wielokrotnie miał styczność z organami ścigania - przekazał David Aronberg.
Incydent z udziałem Donalda Trumpa. Syn zamachowca zabrał głos
Na początku prokurator nie zdradzał nazwiska zamachowca, informował jedynie, że mężczyzna ma kartotekę kryminalną. Później media ujawniły, że zatrzymanym to Ryan Wesley Routh.
Z informacji ujawnionych przez CNN wynika, że Routh został aresztowany w 2002 roku. Policja zatrzymała go ws. związanej z bronią palną. Miał również kilka spraw w sądzie związanych z niepłaceniem podatków na czas.
Jego syn przyznał, że jest w szoku. Podkreślił, że ma nadzieję iż wszystko "po prostu zostało wyolbrzymione". - Robienie czegoś szalonego, a tym bardziej brutalnego nie jest w stylu ojca" - powiedział i opisał go jako "kochającego, troskliwego i pracowitego człowieka".
ZOBACZ: Joe Biden założył czapkę zwolennika Donalda Trumpa. Biały Dom musiał go tłumaczyć
Po kilku godzinach głos zabrał także Trump. "Chciałbym podziękować wszystkim za troskę i życzenia - to był z pewnością ciekawy dzień" - przekazał w social mediach kandydat republikanów na prezydenta.
"Chciałbym podziękować także Secret Service USA, szeryfowi Ricowi Bradshawowi i jego zespołowi odważnych i oddanych Patriotów, a także wszystkim organom ścigania za niesamowitą pracę wykonaną w Trump International, aby zapewnić mi (...) bezpieczeństwo - dodał.
Czytaj więcej