Stracili dach nad głową. Mieszkają na tyłach sklepu

Polska
Stracili dach nad głową. Mieszkają na tyłach sklepu
Interwencja
Stracili dach nad głową, mieszkają na tyłach sklepu

Matka i syn z miejscowości Bliżyn koło Kielc stracili dach nad głową po eksplozji butli gazowej w mieszkaniu sąsiada. Oboje są osobami niepełnosprawnymi. Znaleźli schronienie w pokoju na tyłach miejscowego sklepu, bo na wynajęcie mieszkania ich nie stać, a gmina nie znalazła lokalu. Materiał "Interwencji".

Pani Irena z Bliżyna niedaleko Kielc mieszka z 28-letnim synem. Oboje są niepełnosprawni. Świąt Bożego Narodzenia w 2022 roku nie zapomną nigdy. To dzień, w którym stracili dach nad głową. U sąsiada wybuchła wówczas butla gazowa.

 

- Nic nie zostało, po prostu nic… Nie wiedziałem, co robić, gdzie się podziać - wspomina Rafał Lisowski.

Tragiczna historia pani Ireny i jej syna

Pani Irena w dzieciństwie poważnie zachorowała, przestała mówić i przez wiele lat walczyła o zdrowie.

 

- Zachorowała na grypę i dostała zapalenia rdzenia kręgowego wraz z paraliżem  lewostronnym. Nie mówiła, nie chodziła, musiała od nowa wszystkiego się uczyć - opowiada pani Wiesława, siostra pani Ireny.

 

- Byłam w śpiączce farmakologicznej, siedem tygodni nieprzytomna - dodaje Irena Lisowska.

 

Pomimo niepełnosprawności pani Irena starała się ułożyć sobie życie. Wyszła za mąż i urodziła syna Rafała. Okazało się, że i on jest niepełnosprawny.

 

ZOBACZ: "Interwencja". To nie herbata, ale woda ze studni. Poruszenie wśród mieszkańców

 

- Był „przyduszony”. Pojechałam do szpitala i przetrzymano mnie całą noc. Gdy nad ranem zaczęłam puchnąć, zrobiono cesarkę - relacjonuje pani Irena.

 

- Urodził się z odwrotnością głównych przewodów prowadzących do serca. Tam gdzie tchawica - tam tętnica, gdzie tętnica - tam tchawica. W Międzylesiu miał operację zaraz po urodzeniu – tłumaczy pani Wiesława, siostra pani Ireny.

Doszło do wybuchu gazu. Stracili dach nad głową

Ale to nie koniec problemów. Rodzina państwa Lisowskich przez lata mieszkała w baraku należącym do zakładów Polifarb. Zakład upadł, a syndyk sprzedał budynek wraz z działką i lokatorami prywatnej osobie.

 

- W dosyć skandalicznych okolicznościach było to kupione, bo z ludźmi za 10 czy 20 tysięcy zł. Od syndyka on to nabył. To było sprzedane po cichu i nikt o tym nie wiedział - przekonuje Mariusz Walachnia, wójt gminy Bliżyn.

 

- Budynek ten został wyceniony przez rzeczoznawcę za niższą cenę niż ja kupiłem, nie pamiętam dokładnie, jakie to były kwoty. Chciałem go kupić, gdyż był częścią wyodrębnioną z mojej działki. To nie było tak, że poszedłem do syndyka i dałem w łapę, to trwało długo - zapewnia pan Bogdan, właściciel baraku.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Zamiast remontu mostu, wywłaszczenia. Rolnicy są wściekli

 

Mąż pani Ireny zmarł. Kobieta i jej syn zmagali się z kolejnymi przeciwnościami losu. Właściciel zażądał opuszczenia baraku.

 

- Podwyższył czynsze w sposób zupełnie nieuzasadniony i na takie czynsze państwa Lisowskich nie było stać, więc płacili wysokość dotychczasową. Dług urósł ponad wartość dwumiesięcznego czynszu i nowy właściciel podał sprawę do sądu o opróżnienie lokalu. Ponieważ każdy z członków rodziny Lisowskich spełniał kryteria do otrzymania lokalu socjalnego, to sąd taki lokal przyznał - informuje Zbigniew Włodarczyk, pełnomocnik pani Ireny.

Rodzina znalazła schronienie na tyłach sklepu

Większość lokatorów została jednak w baraku. Pani Irena płaciła właścicielowi czynsz, za innych mieszkańców odszkodowanie właścicielowi płaciła gmina.

 

Pani Irena opowiada, że barak był w coraz gorszym stanie. Aż w końcu w święta w 2022 roku w mieszkaniu starszego pana wybuchła butla gazowa.  

 

- Ulatniał się gazu z butli, a on zapalił sobie papierosa i to runęło wszystko, a oni mieszkali za ścianą – opowiada Ryszard Pięta, znajomy rodziny.

 

Po wybuchu pani Irenie i jej synowi tymczasowego schronienia udzieliła siostra.

 

- Państwo Lisowscy mieli sporego pecha: gdyby posiadali ważną umowę najmu lokalu, to gmina na podstawie uchwały byłaby zobowiązana dostarczyć lokal zamienny - tłumaczy Zbigniew Włodarczyk, pełnomocnik pani Ireny.

 

- Dostałam tylko jednorazową zapomogę - twierdzi Irena Lisowska.

 

Dziś pani Irena mieszka z synem w jednym pokoju na tyłach sklepu. Ale to też jest lokal tymczasowy. Interweniowaliśmy więc w Urzędzie Gminy.

 

- W tej chwili mamy do dyspozycji osiem lokali socjalnych, wszystkie są zajęte, a kolejka to siedemnaście. Postaramy się pomóc, jeśli chodzi o lokal prywatny, bo w tym momencie nie ma innej możliwości, żeby wyodrębnić lokal z tego, co mamy - zapowiada Mariusz Walachnia, wójt gminy Bliżyn.

 

Materiał "Interwencji" można obejrzeć tutaj.

red / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie