Trwa wyścig z czasem. Niebezpieczną paczkę dostało kilkaset osób

Świat
Trwa wyścig z czasem. Niebezpieczną paczkę dostało kilkaset osób
Pixabay/jhenning
Nowa Zelandia. W cukierkach ukryty był narkotyk (zdj. ilustracyjne)

Trwa wyścig z czasem nowozelandzkiej policji. Służby szukają cukierków rozdanych przez organizację charytatywną, w których umieszczony był niebezpieczny narkotyk. Niczego nieświadomi wolontariusze rozdali słodycze. Trzy osoby, w tym dziecko, trafiły do szpitala.

Policja w Nowej Zelandii ściga się z czasem. Mundurowi poszukują cukierków rozdanych przez organizację charytatywną, które mogą zawierać w sobie potencjalnie śmiertelną dawkę narkotyku. Auckland City Mission walczy z ubóstwem i głodem wśród lokalnej społeczności. Według ich oświadczenia paczki z groźnymi słodyczami mogły trafić nawet do 400 osób


Organizacja zapewnia, że nie wiedziała o niebezpieczeństwie. Cukierki miały zostać nadesłane przez anonimową osobę. Miały znajdować się w zapieczętowanym opakowaniu.  

Nowa Zelandia. Organizacja charytatywna otrzymała zatrute cukierki

Skład cukierków wyszedł na jaw po tym, jak co najmniej trzy osoby, w tym dziecko, zwróciły się o pomoc medyczną po ich zjedzeniu. Informacja ta dotarła też do fundacji, a jeden z jej podopiecznych przekazał, że słodycze "mają dziwny smak".  


Podobno część pracowników fundacji również zjadła dostarczone słodycze. Po ich spożyciu potwierdzili skargi i zaznaczyli, że czuli się nieswojo. W związku z tym niezjedzone cukierki pozostałe w placówce wysłano na testy toksykologiczne. 

 

ZOBACZ: 21 osób z objawami zatrucia chlorem. Policja przesłuchała pracowników


Nowozelandzka Fundacja ds. Narkotyków potwierdziła, że w cukierkach znajduje się metamfetamina. Organizacja w oświadczeniu poinformowała, że w słodyczach wysłanych do badań znaleziono około trzy gramy tej substancji. "Zwykle połyka się dawkę 10–25 mg, więc ten skażony cukierek zawierał aż 300 dawek" – mówi szefowa firmy, Sarah Helm, cytowana przez BBC. 


W środę w mediach społecznościowych fundacja zamieściła komunikat ostrzegający przed ananasowymi cukierkami firmy Rinda. "Jeśli Ty lub ktoś z Twoich znajomych jadł coś takiego, zadzwoń natychmiast pod numer 111. Radzimy ludziom, by ich nie jeść, nie smakować i nie lizać" - podano. Zaznaczono, że skosztowanie cukierka może doprowadzić do bólu w klatce piersiowej, zaburzeń akcji serca, gorączki, utraty przytomności, a nawet śmierci.  

Zatrute słodycze dla 400 osób. Odzyskano 16 opakowań

Sprawą zajmuje się policja. Służby dopuszczają wersję, że incydent był przypadkowym, a nie celowym działaniem. Jednak zaznaczyły, że obecnie "jest za wcześnie, by to stwierdzić z całą pewnością". W działania ma włączyć się Interpol. 

 

ZOBACZ: Fala zatruć w Korei Południowej. Wirus czaił się w kimchi


Na razie funkcjonariusze rozsyłają informację o zatrutych cukierkach i próbują odzyskać paczki. Do tej pory udało się odnaleźć 16 opakowań


Przedstawiciel firmy Rinda w wywiadzie dla BBC przekazał, że firma nie toleruje stosowania jakichkolwiek narkotyków i jest zdumiona całą sytuacją. "Będziemy ściśle współpracować z organami ścigania i odpowiednimi władzami, by rozwiązać problem i chronić naszą markę" - podała firma w oświadczeniu.  

Karina Jaworska / mak / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie