W Hiszpanii mają dość turystów. Policja znalazła na nich sposób
Konfiskaty plażowego sprzętu i wysokie mandaty - to kary, które czekają w Hiszpanii na turystów, którzy wcześnie rano "zajmują" miejsce na plaży, a następnie wracają do swoich hoteli. W ten sposób chcą mieć pewność, że zajmą najlepsze "miejscówki" nad samą wodą. Nowe przepisy wprowadzono także na Wyspach Kanaryjskich i Balearach.
"Spryt" turystów wstających wcześnie rano, by zarezerwować sobie miejsce na plaży, a następnie wrócić do kurortowego hotelu na śniadanie lub drzemkę, nie jest mile widziany przez hiszpańską policję. Mundurowi przestrzegają przed wysokimi karami dla takich zuchwałych przyjezdnych.
ZOBACZ: Odkryto starożytne greckie więzienie. Odczytano wiadomości od więźniów
Codziennie rano na plaże wysyłane są patrole, które konfiskują leżaki, parasole czy rozkładane krzesła pozostawione bez opieki przez wypoczywających. Według lokalnych przepisów obowiązujących m.in. na wybrzeżach Hiszpanii, Wyspach Kanaryjskich i Balearach, rozstawianie takiego przed godz. 9:00 jest niedozwolone, bo przeszkadza on w sprzątaniu.
Mimo to turyści nagminnie łamią prawo, chcąc uprzedzić pozostałych gości kurortów w zajęciu dogodnego miejsca. Ci, którzy chcieliby odzyskać plażowy sprzęt, muszą zgłosić się na posterunek i zapłacić 250 euro. W wielu przypadkach jest to kwota nieporównywalnie większa niż wartość zarekwirowanych przedmiotów.
Mieszkańcy Hiszpanii mają dość turystów. Oblewają ich wodą, blokują hotele
Zwiększenie aktywności policji na hiszpańskich plażach jest kolejnym krokiem w celu ograniczenia turystyki w kraju. W ciągu lata tysiące mieszkańców m.in. Barcelony i Majorki wyszły na ulice, by protestować przeciwko zbyt dużej liczbie obcokrajowców chcących wypocząć lub zwiedzić ich okolice.
ZOBACZ: Delfiny zagrożeniem dla turystów. 12 poszkodowanych w regionie
W stolicy Katalonii wznoszono transparenty z napisami "Barcelona nie jest na sprzedaż" i "Turyści, wracajcie do domu". Wielu demonstrantów "uzbrojonych" było w pistolety na wodę, które wykorzystywali do oblewania gości ogródków restauracyjnych w centrum miasta. Protestujący blokowali również wejścia do hoteli.
Jak donosi "Daily Mail", w miniony weekend manifestanci przerwali zabawę na jednej z hiszpańskich plaż, bo - jak uznał jeden z nich - są one "własnością wszystkich mieszkańców Majorki, nie tylko turystów". Inni zwracają uwagę na rosnące ceny mieszkań; w Barcelonie to nawet 68 proc. przez kilka ostatnich lat. Mieszkańcy obwiniają o to władze metropolii, które nie sprzeciwiają się krótkoterminowemu wynajmowaniu apartamentów, co w konsekwencji prowadzi do wzrostu czynszów.
Czytaj więcej