45-letni Polak oddał kilkaset strzałów z okna. Nie wiadomo, jak zginął

Polska
45-letni Polak oddał kilkaset strzałów z okna. Nie wiadomo, jak zginął
Joanna Kazmierczak/Polska Press/East News
Miejsce strzelaniny w Łęczycy

Mieszkaniec Łęczycy oddał kilkaset strzałów z okna swojego mieszkania. Na miejscu interweniowali antyterroryści, którzy po wejściu do budynku stwierdzili jego zgon. - Nie dało się określić przyczyny śmierci mężczyzny, na jego ciele nie stwierdzono obrażeń - przekazał w rozmowie z Polsatnews.pl prokurator Krzysztof Kopania.

W piątek wieczorem dyżurny łęczyckiej komendy policji otrzymał zgłoszenie, że na terenie miasta z jednego z budynków mieszkalnych słychać strzały. Do akcji zostali zaangażowani funkcjonariusze Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji w Łodzi, którzy weszli do mieszkania, z którego okna strzelał mężczyzna

 

W środku tuż obok drzwi leżało ciało strzelca. W lokalu nie było innych osób. W mieszkaniu widoczne były ślady po amunicji, co wskazuje na to, że strzelał również w środku. Obok niego leżał nóż. Jednak ani to narzędzie, ani postrzał, nie były przyczyną jego śmierci. 

 

ZOBACZ: Strzelanina w Londynie. Zabłąkana kula trafiła dziewczynkę

 

- Prokurator, medyk sądowy, technicy kryminalistyczni przeprowadzili oględziny zwłok i domu. Nie dało się określić przyczyny śmierci mężczyzny - medyk stwierdził, że nie jest ona możliwa do stwierdzenia. Na jego ciele nie stwierdzono obrażeń - powiedział nam prokurator Krzysztof Kopania, rzecznik prokuratury okręgowej w Łodzi. 

Seria strzałów w Łęczycy. 45-latek "czuł się zagrożony"

Wiadomo, że mężczyzna oddał bardzo dużą liczbę strzałów. - Szacuje się, że nawet kilkaset. Siedząc w domu, strzelał przez okna na zewnątrz budynku w różnych kierunkach, m.in. w kierunku dawnego zakładu karnego i pól - opisał prokurator Krzysztof Kopania.

 

Okazało się, że sprawcą jest 45-letni Polak, który mieszkał w Łęczycy. Był myśliwym i miał pozwolenie na broń. W jego mieszkaniu zabezpieczono pięć sztuk broni oraz niezużyty do końca zapas amunicji. 

 

ZOBACZ: Strzelanina w pobliżu szkoły w Los Angeles. Jedna osoba nie żyje, są ranni

 

Mężczyzna mieszkał sam, był po rozwodzie. Zajmował się prowadzeniem działalności gospodarczej. Sąsiedzi nigdy się na niego nie skarżyli. Nie był notowany przez policję. Jego rodzina i bliscy wskazywali, że przed strzelaniną nie czuł się dobrze. Twierdzą oni, że od dłuższego czasu "czuł się zagrożony". W zdarzeniu nie ucierpiał nikt inny.

 

Śledczy oczekują na wyniki sekcji zwłok. Zlecono testy toksykologiczne, które wykażą, czy mężczyzna był pod wpływem substancji psychoaktywnych. 

Agata Sucharska / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie