Zagraniczne media o pożarze przy Marywilskiej 44. "Rosyjska wojna hybrydowa"

Polska
Zagraniczne media o pożarze przy Marywilskiej 44. "Rosyjska wojna hybrydowa"
Polsat News

Od miesięcy na terenie Europy trwa bezprecedensowa eskalacja rosyjskiej wojny hybrydowej wymierzonej w państwa NATO - podał portal telewizji CNN, powołując się na anonimowego urzędnika sojuszu. W tekście padł przykład pożaru hali przy Marywilskiej 44 w Warszawie.

Według CNN od ponad pół roku Kreml zintensyfikował działania agenturalne na terenie Europy. Rosyjscy agenci mają werbować "amatorów", którzy wykonują za nich zadania obarczone sporym ryzykiem. Dzięki temu w przypadku ujęcia sprawcy, Moskwa może odciąć się i zaprzeczyć rosyjskiemu sprawstwu. 

 

Anonimowy urzędnik NATO, na którego powołuje się portal miał stwierdzić, że zaobserwowano "bezprecedensową eskalację i rozprzestrzenianie się rosyjskiej wojny hybrydowej", która obejmowała "fizyczny sabotaż". Jego zdaniem działania Moskwy mają na celu zastraszenie członków sojuszu. 

Marywilska. Media: To przykład ataku hybrydowego 

Amerykańscy dziennikarze pisząc o działaniach sabotażowych w Europie odnieśli się do pożaru hali przy ulicy Marywilskiej 44 w Warszawie. - Sprawdzamy wątki, one są dość prawdopodobne, że służby rosyjskie miały coś wspólnego z głośnym pożarem na Marywilskiej i postępowanie w tej kwestii trwa - mówił kilka dni po pożarze premier Donald Tusk.

 

Zdaniem informatora Rosja wykorzystuje "pełną gamę" operacji hybrydowych. Analitycy nazwali to nową "wojną w cieniu" Kremla. 

 

ZOBACZ: Andrzej Duda w Waszyngtonie. Weźmie udział w szczycie NATO

 

Portal wskazał, że podejrzenia działań rosyjskich agentów pojawiają się też w innych państwach. "Czescy urzędnicy wyrazili zaniepokojenie rosyjskim zaangażowaniem w hakowanie i zakłócanie funkcjonowania kolei" - czytamy. 

 

Innym z podejrzanych zdarzeń miał być pożar fabryki pod Berlinem. Wymieniono też podobne incydenty w Paryżu i Londynie

Ukrainiec działał dla rosyjskiego wywiadu. Został skazany

Portal przypomniał, że w ubiegłym roku w ręce polskich służb wpadło 14 Ukraińców i dwóch Białorusinów, którzy pracowali dla rosyjskiego wywiadu. 

 

CNN rozmawiał z Maksymem L., 24-letnim Ukraińcem, który został skazany na sześć lat za wykonywanie zadań zlecanych przez rosyjskiego agenta. 

 

Mężczyzna został zwerbowany w lutym 2023 roku za pośrednictwem mediów społecznościowych. Ze swoim zleceniodawcą, który przedstawiał się jako "Andrzej", nigdy się nie spotkał. Polecenia otrzymywał za pośrednictwem wspomnianej platformy. 

 

Początkowo zadania były dość niewinne. Najpierw Maksym malował na terenie całej Polski antywojenne graffiti. 

 

24-latek, który przebywa w lubelskim zakładzie karnym powiedział, że jego przyjazd z Ukrainy do Polski był ucieczką przed bezrobociem i biedą. Tłumaczył, że bardzo potrzebował pieniędzy, a realizacja zdań zleconych poprzez "Andrzeja" była dla niego łatwym zarobkiem. 

 

ZOBACZ: Szczyt NATO w Waszyngtonie. Radosław Sikorski: Węgry blokują 2 mld zł dla Polski

 

Zdradził, że nie ma poczucia obowiązku obrony ojczyzny przed rosyjska inwazją. - Ten kraj nigdy nic dla mnie nie zrobił - powiedział. 

 

Kolejnym z zdań było instalowanie monitoringu wzdłuż torów kolejowych w pobliżu przejścia granicznego w Medyce. To tymi szlakami płynęła wojskowa pomoc dla Ukrainy. - Nie sądziłem, że cokolwiek z tego może wyrządzić jakąkolwiek rzeczywistą szkodę. Wydawało się to tak nieistotne - powiedział.

 

Następnie rosyjski agent poprosił o spalenie ogrodzenia ukraińskiej firmy transportowej we wschodniej Polsce, w Białej Podlaskiej. Maksym twierdzi, że sfingował wykonanie tego polecenia. 

 

Maksym miał się powoli zacząć domyślać, że "Andrzej" jest rosyjskim agentem. Ukrainiec pewność zyskał w momencie, kiedy otrzymał zlecenie zamontowania kamer przed bazą, w której szkolili się ukraińscy żołnierze. - To sprawiło, że poczułem się nieswojo. Wtedy zdecydowałem, że odejdę - powiedział i dodał, że następnego dnia został aresztowany. 

Marywilska. Nagrania z kamer przepadły

W środę o postępy śledztwa w sprawie pożaru hali przy ulicy Marywilskiej 44 został zapytany szef MSWiA Tomasz Siemoniak. Polityk podkreślił, że przy każdym zdarzeniu tego typu, służby badają wątek sabotażu czy dywersji i wykorzystują wszelkie środki do tego, by ustalić, czy taka teza jest prawdopodobna i ten wątek jest rozpatrywany również w tym przypadku. 

 

Zapis z kamer w hali na Marywilskiej nie pomoże ustalić przyczyn pożaru. - Elementy wewnętrznego monitoringu spaliły się i stopiły - poinformował Siemoniak. Więcej na ten temat TUTAJ.

Artur Pokorski / sgo / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie