Oszustwo na zepsutą karetkę. Ratownicy alarmują

Polska
Oszustwo na zepsutą karetkę. Ratownicy alarmują
Interwencja

Oferuje transport medyczny z zagranicy i znika z pieniędzmi. Maciej R. pobiera wysokie kwoty od ludzi w potrzebie, którzy muszą wrócić do Polski karetką. Następnie tłumaczy, że jego pojazd zepsuł się w drodze i prosi o pilną pomoc ratowników medycznych. Ci wykonują usługę nieświadomi, że pieniędzy nigdy nie dostaną. Straty liczone są w dziesiątkach tysięcy złotych. Materiał "Interwencji".

Zawodowo zajmują się pomaganiem - nie przypuszczali, że zostaną oszukani przez "kolegę" po fachu. Pan Artur z Opola, pan Przemysław z Sopotu i pan Piotr z Jar koło Obornik Śląskich to ratownicy medyczni. Zajmują się transportem pacjentów, także z zagranicy. Wszyscy czują się wykorzystani przez tego samego człowieka: Macieja R.

Oszustwo na zepsutą karetkę

- Schemat działania był taki sam: pozyskiwał klienta, którego trzeba było przetransportować, z reguły było to z dalekiej części Europy. Kwota transportu była wysoka. Inkasował ją od rodziny, po czym dzwonił, że ambulans ma awarię lub kolizję - mówi Piotr Łukasiak, ratownik medyczny z Jar koło Obornik Śląskich.

 

- Do nas pan R. zadzwonił na telefon alarmowy z zapytaniem, czy zrealizujemy dla niego transport z Wielkiej Brytanii, ponieważ w drodze na miejsce zepsuł mu się ambulans. Zgodziliśmy się, dostaliśmy od pana R. umowę realizacji transportu oraz potwierdzenie wykonania przelewu na nasze konto. Ambulans oczywiście pojechał po pacjenta, transport został zrealizowany, ale środki do nas nie dotarły. Sprawdziliśmy, że potwierdzenie przelewu PDF jest podrobione. Zostaliśmy oszukani na 16,5 tys. zł – opowiada Przemysław Hołownia, ratownik medyczny z Sopotu.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Strefa buforowa na granicy z Białorusią. Przedsiębiorcy liczą straty

 

- Twierdził, że jego ambulans w drodze do Włoch miał awarię skrzyni biegów na wysokości Wiednia. No i jest zdesperowany, ponieważ pacjent czeka, wszyscy są poinformowani, wszystko jest ustalone, a on nie jest w stanie tego zlecenia wykonać. I prosił o to, żebyśmy my to zlecenie dla niego wykonali. Okazało, że to był blef – wspomina Artur Kociołek, ratownik medyczny z Opola.

Karetka, której nie było

Rodzina pacjenta, którego przewozili z Włoch do Polski również usłyszała tę samą historię o zepsutej karetce. 

 

- Byłem na urlopie narciarskim we Włoszech i złamałem nogę. Ustaliliśmy kwotę: 9 tys. zł za ten transport. Później dostaliśmy informację, że dotrze do nas transport medyczny z innej firmy ze względu na to, że karetka się gdzieś na trasie zepsuła - opowiada pan Marcin, który miał być transportowany przez Macieja R.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Wini lekarza za śmierć córki. Szpital złożył zawiadomienie na matkę

 

- Połowę kwoty pacjent przelał panu R. przed wykonaniem usługi, a drugą połowę, jak zobaczył nasz zespół w hotelu w Livinio. Tak więc pan R. dostał te pieniążki dużo wcześniej, zanim nasz zespół dostarczył pacjenta do miejsca docelowego. Ten człowiek wiedział z góry, że jego karetka nigdy nie była w Wiedniu, nigdy nie wyjechała i nigdy nie miała w ogóle wyjechać, bo tej karetki nie było – podkreśla Artur Kociołek.

Zapadł wyrok. Maciej R. zniknął

Firmie pana Piotra Łukasiaka Maciej R. powinien zwrócić 15 tys. złotych. W tej sprawie zapadł już nawet wyrok. Maciej R. zobowiązał się do oddania pieniędzy, po czym zniknął. 

 

- Dostaliśmy zlecenie transportu, którego nie mogliśmy wykonać z tego powodu, że była pandemia, pacjenta trzeba było przewieźć z Wielkiej Brytanii. Pana R. polecił mi kolega z branży. Wycenił całą usługę na kwotę 15 tys. zł. Pieniędzy nie oddał. Zwrócił jedynie tysiąc złotych. No i słuch po nim zaginął – wspomina Piotr Łukasiak.

 

Nam również nie udało się ani dodzwonić, ani odnaleźć Macieja R. pod wskazanymi adresami jego firmy.

"Ten człowiek czuje się bezkarny"

- Ten człowiek dalej działa, dalej czuje się bezkarny, czuje się jak ryba w wodzie. Wie, że nikt nic mu nie może zrobić. Gdyby się obawiał czegokolwiek, to by już dawno poprzestał na tym, co czynił, a on dalej działa. Przenosi się z miasta do miasta i dalej sobie działa, wyłudza potężne pieniądze – komentuje Andrzej Kociołek.

 

Nasi rozmówcy stracili po kilkanaście tysięcy złotych. Wiedzą, że poszkodowanych osób jest znacznie więcej. Oszustwami Macieja R. zajmuje się kilka prokuratur w Polsce. Niestety wszystkie postepowania są zawieszane.

 

ZOBACZ: "Interwencja". "Zignorował wszystko, działał umyślnie". Tragiczna śmierć przy drodze

 

- Wezwania kierowane były pod wszystkie ustalone adresy podejrzanego. Podejmowane były czynności celem ustalenia pobytu Macieja R. Wynik tych czynności niestety był negatywny. Postępowanie w dniu 14 grudnia 2023 roku zostało zawieszone – informuje Norbert Woliński z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

 

- To jest ewidentna nieudolność naszych organów państwowych, że nie chcą się wysilić, żeby znaleźć człowieka, który cały czas oszukuje ludzi w potrzebie.  Przede wszystkim nie jest to profesjonalista, jeśli chodzi o zakres medyczny. Nie posiada żadnych uprawnień medycznych. Karetki nie posiadają żadnych pozwoleń, więc działa na takiej granicy życia i śmierci pacjenta – przestrzega Artur Kociołek.

 

Cały materiał "Interwencji" można zobaczyć TUTAJ.

 

"Interwencja"/Milena Sławińska

Artur Pokorski / ml / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie