"Trzy razy przekładano montaż". Okazało się, że stracili 80 tys. zł

Polska
"Trzy razy przekładano montaż". Okazało się, że stracili 80 tys. zł
"Interwencja"
Kadr z materiału "Interwencji"

Małżeństwo z nadmorskich Gąsek zapłaciło ponad 80 tys. zł za plac zabaw, który miał stanąć w ich ośrodku wczasowym. Miał być gotowy w kwietniu. Poszkodowanych przez firmę państwa G. z Koszalina jest znacznie więcej. Wielu ma wyroki, wielu oddało sprawę do komornika, ale niczego to nie zmienia, jest bowiem kolejka wierzycieli. Firma nie ma sobie nic do zarzucenia. Materiał "Interwencji".

Pani Karolina i pan Mateusz prowadzą ośrodek wczasowy w Gąskach na Pomorzu Zachodnim. Pół roku temu pan Mateusz zamówił plac zabaw w koszalińskiej firmie państwa G. Już w kwietniu plac miał być gotowy.

 

- Zostaliśmy oszukani, 6 lutego zamówiliśmy plac zabaw, a do dziś nie dostaliśmy ani placu, ani pieniędzy. Trzy razy przekładano montaż i za każdym razem było coś nie tak. Dwa lata temu zamówiliśmy w tej samej firmie bujaki i wszystko z nimi było ok. To uśpiło naszą czujność i skusiliśmy się. 11 kwietnia dostałam wiadomość, że plac ma się ku końcowi, więc wpłaciliśmy resztę pieniędzy - mówi Karolina Nazar.

Zamówiony plac zabaw nie dotarł

Termin instalacji placu zabaw był kilka razy przesuwany. Powody były różne. Jednym z nich miała być rzekoma kontrola z jakiegoś urzędu. - Dostaliśmy maila z informacją, że plac zabaw nie przeszedł jakiejś kontroli, że płyta była za krótko przycięta, ale żadnego protokołu nie otrzymaliśmy. Kilka dni temu otrzymałam pismo od właścicielki tej firmy, że plac będzie montowany 12 lipca - opowiada Karolina Nazar. 

 

ZOBACZ: "Interwencja". Urzędnicy winią go za pożar mieszkania. Biegły stwierdził coś innego

 

Właściciel firmy nie zgodził się na oficjalną wypowiedź przed kamerą "Interwencji". Rozmowę została zarejestrowana za pomocą ukrytej kamery. 

 

Zadzwonili do nas ludzie z Gąsek, że czekają na plac zabaw.

 

No, tu jest.

 

To? No, ale to miało być już dawno u nich.

 

Tak, tylko nie mieliśmy ustalonego z nimi terminu. 

 

Po co pisaliście w kwietniu, że plac jest na ukończeniu?

 

Bo plac jest na ukończeniu.

 

No gdzie? Te rurki od kwietnia tak tu leżą?

 

Nie. Od początku maja.

 

No dobrze, ale mamy koniec czerwca. 

 

Jesteśmy umówieni na dwudziesty czy tam dwudziesty któryś lipiec i w tym dniu ten plac się pojawi.

Zamówiony plac zabaw nie dotarł. Poszkodowanych jest więcej

Gdy pani Karolina nagłośniał swój problem w mediach społecznościowych, okazało się, że jest więcej osób, które miały kłopoty z firmą. Ekipa "Interwencji" odwiedziła miejscowość Stanomino koło Koszalina, gdzie Dawid Franczak zajmuje się oczyszczaniem konstrukcji stalowych.

 

- Usługę dla nich wykonałem, fakturę wystawiłem na 2,5 tys. zł netto. Ponieważ przez miesiąc zwlekali, zgłosiłem sprawę do windykacji, windykacja była bezskuteczna, wniosłem sprawę do sądu, sąd wydał wyrok, przekazałem to do komornika, ale komornik nie odzyskał tych pieniędzy - mówi Dawid Franczak.

 

-  Ja się nie zgadzam z ceną - komentuje spór właściciel firmy.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Strefa buforowa na granicy z Białorusią. Przedsiębiorcy liczą straty

 

W Konikowie na Pomorzu Zachodnim spotykamy pana Daniela Bartoszka, który dla firmy państwa G. projektował konstrukcje stalowe.

 

- Był to projekt wykonawczy balkonów stalowych w Miejscowości Maseburg. Projekt plus obliczenia do pozwolenia na budowę w Niemczech. Faktura była powyżej 20 tys. zł. Przyjęli fakturę i słuch zaginął. Wysłałem ponaglenie, jedno, drugie, odbijały się wszystkie pisma od ściany. Pół roku temat przeleżał u komornika, okazało się, że trafiłem na listę, byłem bodajże 30. na liście wierzycieli i na tym się skończyło - relacjonuje Daniel Bartoszek.

 

- Fajnie jest pisać, że nie zapłaciliśmy, a nikt nie napisze, że nam klienci nie płacą z Niemiec - przekazał w odpowiedzi właściciel firmy.

 

Plac zabaw w firmie państwa G. zamówiła też szkoła podstawowa w nadmorskim Sarbinowie. Tam także nie powstał.

 

- Osobiście szukałam tej firmy w Koszalinie pod wskazanym adresem, niestety nie odnalazłam. Wysyłaliśmy listy polecone, oczywiście te listy wracały do nas. Kontakt się urwał. Ostatecznie plac wykonała inna firma. Szkoły nie mogą wpłacać zaliczek, więc my żadnych kosztów nie ponieśliśmy - opowiada Danuta Sawicka, dyrektor Szkoły Podstawowej w Sarbinowie.

Poszkodowani zapowiadają walkę o swoje pieniądze

W Koszalinie reporterzy "Interwencji" spotkali panią Joannę Dąbrowską, która w firmie państwa G. była zatrudniona. Za pracę nie dostała wypłaty.

 

- Nie pracowałam tam za długo, bo równo miesiąc. Zatrudniona byłam na stanowisku specjalisty ds. sprzedaży. Już po kilku dniach miałam obawy, że nie są to ludzie godni zaufania. Nie dostałam wynagrodzenia za swoją pracę. To była kwota niecałe 10 tys. zł brutto. Skierowałam sprawę do sądu. Do dzisiaj nie odzyskałam tego wynagrodzenia. Próbowałam z tym wyrokiem udać się do kancelarii prawnej, powiedziano mi, że nie widzą rokowania w mojej  sprawie, szkoda moich pieniędzy, bo jest tak wielu wierzycieli, że są małe szanse na odzyskanie pieniędzy. Poddałam się – opowiada pani Joanna.

 

Cały materiał "Interwencji" można zobaczyć TUTAJ

 

- Był komornik i są wyroki - potwierdza właściciel firmy i dodaje: - Sytuacja jest taka, że ktoś mi nie zapłacił, to ja nie płacę dalej. 

 

Pani Karolina i pan Mateusz tracą nadzieję, że dostaną zamówiony plac zabaw. Inni poszkodowani zapowiadają walkę o swoje pieniądze. - Jest pomysł na pozew zbiorowy, zainteresowanych jest 10 osób, w tym ja, bardzo chętnie wezmę w tym udział - mówi Joanna Dąbrowska, była pracownica firmy.

Agata Sucharska / aas/ / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie