Doniesienia o "tajnym garażu" polityków prawicy. D. Obajtek komentuje
W piątek media informowały o znajdującym się na Lubelszczyźnie "tajnym garażu" polityków prawicy, w którym - według doniesień - miały być nielegalnie drukowane banery wyborcze. Do sprawy odniósł się m.in. Daniel Obajtek. Jego materiały zostały skonfiskowane przez policję. "Standardy rodem z Białorusi" - ocenił działania służb.
Prokuratura Okręgowa w Zamościu prowadzi postępowanie w sprawie możliwości nielegalnego wspierania komitetu wyborczego z pominięciem źródeł finansowania.
O sprawie jako pierwszy poinformował w piątek Onet. Chodzi o drukowanie banerów wyborczych trzech kandydatów PiS - Daniela Obajtka, Jana Kanthaka i Marcina Romanowskiego. 17 maja funkcjonariusze weszli do garażu w miejscowości Aleksandrów w woj. lubelskim. Zabezpieczono banery oraz sprzęt służący do ich produkcji.
Przeszukanie było pokłosiem śledztwa rozpoczętego pod koniec zeszłego roku - w październiku prowadzone było postępowanie, będące konsekwencją zawiadomienia Beaty Strzałki, ówczesnej posłanki PiS, która walczyła o reelekcję. Parlamentarzystka doniosła, że jej plakaty zostały zerwane i zabrane. Policja odnalazła je właśnie w garażu, gdzie w maju drukowane były banery wspomnianych trzech polityków.
ZOBACZ: Daniel Obajtek atakuje komisję wizową: Nie będę tańczył, jak pan Szczerba zagra
"Tajny garaż" w Aleksandrowie, czyli drukarnia. "Zabrali wszystko"
Polsat News dotarł do właściciela drukarni. Mężczyzna podkreślił, że firmę prowadzi od wielu lat i realizuje różne zlecenia, nie tylko dla polityków PiS. - Drukuję też banery dla innych komitetów i inne materiały - mówił.
Zaznaczył, że wszystko jest legalne, bo za wykonane banery wystawiał faktury. - 16 maja KW PiS zapłacił nam prawie 20 tys. zł za banery Daniela Obajtka - powiedział. Dodał, że posiada dokumenty na wszystkie zlecenia, które wykonywał.
Mężczyzna przekazał, że funkcjonariusze zabrali z jego drukarni wszystko, nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia z jego strony. - Powinni zapytać, czy my to legalnie robimy, a później zabezpieczać - stwierdził.
ZOBACZ: Daniel Obajtek wydał oświadczenie. Chodzi o przesłuchanie na komisji
Odnosząc się do sprawy banerów Strzałki z października zeszłego roku tłumaczył, że zostawili je ludzie, którzy wieszali plakaty. - Pani, która jest właścicielem działki (na której zawisły banery - red.), kazała je zabrać, bo zostały powieszone bez jej zgody. Ktoś je przywiózł (do drukarni - red.), bo miał je zwrócić do komitetu czy samej Strzałce - mówił.
Daniel Obajtek pokazał fakturę
Właściciel w trakcie rozmowy z reporterką zapewnił, że ma wszystkie dokumenty i może je przesłać redakcji. Polsat News otrzymał od niego fakturę na realizację wydruku materiałów wyborczych Daniela Obajtka. Z dokumentu wynika, że zleceniodawcą rzeczywiście jest KW PiS.
W sobotę po południu tę samą fakturę na platformie X opublikował sam Obajtek. "Wszystkie banery z 'tajnego garażu' były legalnie zlecone i opłacone przez KW PiS" - zadeklarował.
Dalej stwierdził, że "nielegalne jest działanie prokuratury, która skonfiskowała kilkadziesiąt banerów wyborczych w trakcie trwania kampanii. Standardy rodem z Białorusi". Jak podkreślił, takie działanie uniemożliwia prowadzenie "normalnej kampanii wyborczej".
ZOBACZ: "Debata Dnia". Jan Kanthak "straszy" premierem. "Aresztuje 100 posłów PiS"
Do sprawy odniósł się też dzień wcześniej Jan Kanthak. "Druk wszystkich moich materiałów wyborczych odbywa się według zamówienia, zgodnie z prawem i mieści się w limitach" - napisał na platformie X. Jak zapewnił, "tajny garaż" ma swój adres i wystawia faktury.
Czytaj więcej