"Interwencja". Urzędnicy winią go za pożar mieszkania. Biegły stwierdził coś innego
Pan Marian boi się wrócić do mieszkania w Łodzi, w którym dwa lata temu wybuchł pożar. Mówi, że wciąż unoszą się w nim substancje rakotwórcze. Choć biegły stwierdził, że ogień został zaprószony z powodu nieszczelnych przewodów kominowych, to urzędnicy obwiniają pana Mariana. I to na niego składają koszty remontu nieruchomości. Na lokal zastępczy mężczyzna nie ma szans. Materiał "Interwencji".
Pan Marian ma 71 lat, całe życie mieszka w Łodzi. Przez 44 lata zajmował lokal należący do miasta. Aż do 7 marca 2022 roku, gdy w kamienicy wybuchł pożar. Tego dnia w mieszkaniu spał jego były zięć.
- Ja byłem w pracy wtedy. Powiadomiła mnie córka, przyjechałem natychmiast. Jak przyjechałem tu o piątej, to już działali. Mój były zięć zginął. Tej nocy wnuczki miały też spać w mieszkaniu, ale zdecydowały, że jednak nie. I całe szczęście - opowiada "Interwencji" Marian Szymański.
ZOBACZ: Z cmentarza w Bolesławcu zniknął nagrobek. Nikt nie potrafi tego wyjaśnić
- Były trzy analizy przyczyny pożaru. Pierwszą było, że nastąpiło zaprószenie ognia przez mojego byłego męża - mówi Klaudia Raczak, córka pana Mariana.
Łódź. Urzędnicy winią go za pożar mieszkania
Były to wnioski z raportu straży pożarnej, który sporządzono bezpośrednio po zdarzeniu. Później swoje postępowanie w sprawie śmierci w pożarze prowadziła prokuratura. Powołano biegłego, który stwierdził, że za pożar odpowiadają nieszczelne przewody kominowe i nie przyczyniły się do niego osoby trzecie.
- U nas stoi kominek. Tata przez cały czas palenia w tym piecu zawsze miał taką blachę, która stała przed kominkiem. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, nie było widać żadnych tutaj wskazówek, żeby było palone - pani Klaudia pokazuje "Interwencji" pomieszczenie, w którym doszło do pożaru.
- Płomieni nie było. Wersalka stała 60 centymetrów od pieca. To ona by się zajęła od razu. To się paliło od spodu. Dlatego ten dym powstawał taki silny w mieszkaniu. Przez szpary podłogowe to wszystko wychodziło - dodaje Marian Szymański.
Dziennikarze "Interwencji" porozmawiali z innymi mieszkańcami kamienicy. Nie wiedzą, czy regularnie wykonywano przeglądy kominów, bo kominiarza nie widzieli od lat.
ZOBACZ: "Interwencja". Podpisała testament i trafiła do domu seniora. Przyjaciółki ruszyły z odsieczą
- Kominiarz u mnie był po pożarze. Byli może z dwa, czy trzy razy po pożarze. A do pożaru... Ja tu kiedyś paliłam w kominku i w ogóle kominiarza, nikogo. Nikt się naprawdę niczym nie interesował - usłyszeli od jednej z mieszkanek.
- Od razu mi administracja zaproponowała hostel. W ten sam dzień już byłem w hostelu - mówi pan Marian.
- Pięć miesięcy tam byłem, do września. 1 września wypowiedzenie dostałem przez administrację, żeby opuścić hotel i miałem przyjść na tydzień tylko do córki. A ten tydzień trwa do dziś - dodaje.
- Za spalone mieszkanie płacę cały czas - komentuje mężczyzna.
Remont mieszkania oszacowano na 12 tys. złotych
Miasto wyremontowało stropy, wymieniono też okopcone fragmenty podłogi. Ale choć od pożaru minęły dwa lata, w mieszkaniu nadal unosi się specyficzny zapach. Pan Marian z córką wynajęli profesjonalną firmę, która ocenia podobne zniszczenia.
- Wyliczono nam kwotę 12 tysięcy złotych. Dodatkowo zrobiono pomiary we wszystkich miejscach i stwierdzono na piśmie, że jest tam 10-krotnie większe stężenie niż dopuszczalne - opowiada Klaudia Raczak, córka pana Mariana.
Mowa o stężeniu szkodliwych substancji o działaniu rakotwórczym. Mimo to, lokal został ponownie włączony do użytkowania. Pan Marian miałby do mieszkania wrócić, a remont dokończyć na własny koszt, bo jak twierdzą urzędnicy:
- Za pozostałe zniszczenia w tym mieszkaniu według nas i według zaświadczenia od straży pożarnej, odpowiada pan, jako osoba, która doprowadziła do zaprószenia ognia - mówi Małgorzata Szpakowska-Korkiewicz, dyrektor Zarządu Lokali Miejskich w Łodzi.
Reporter "interwencji": Ale pan Marian nie mógł doprowadzić do zaprószenia, bo go wtedy w mieszkaniu nie było?
Dyrektor: Ale była osoba, którą pan Marian wpuścił.
ZOBACZ: Matka odeszła, ojcem opiekował się sam. Polsat odmienił życie Tycjana
Reporter: Ja dysponuję opinią biegłego, z której wynika, że w jego ocenie, przyczyną pożaru była nieszczelność przewodów kominowych. Pisze dalej biegły, że pożar ten zagrażał zdrowiu i życiu wielu osób i nie przyczyniły się do niego osoby trzecie, a powstał w sposób samoistny. Co pani na to?
Dyrektor: My takiej opinii nie posiadamy, nie wiemy nic o istnieniu takiej opinii. W związku z tym trudno mi się do tego ustosunkować, bo pan przeczytał fragment wyrwany z kontekstu. Ja się nie mogę do tego ustosunkować.
- Tutaj z praw lokatorskich wynika, że pan Marian powinien dostać mieszkanie zamienne. Mieszkań w Łodzi jest mało, to jest ogromny problem. Jednak w sytuacji pana Mariana powinien być on na początku tej kolejki, powinien od razu dostać to mieszkanie. A on nawet w niej nie jest. Prowadziliśmy rozmowy z Zarządem Lokali Miejskich, jak widać nic nie dały. Być może będzie trzeba wejść na drogę sądową - stwierdza Wioleta Krysiak-Duszczenko ze stowarzyszenia "Łódź dla ludzi".
- Mogą wyremontować, umalować, ale w ścianach - ten ekspert powiedział - to może być centymetr w ścianie, to może być pięć centymetrów - jest to zadymienie. A oni mnie chcą zostawić z tym wszystkim. I żebym to wszystko wdychał. To nie żadne rozwiązanie - podsumowuje Marian Szymański.
Materiał wideo "Interwencji" dostępny jest TUTAJ.
Czytaj więcej