"Interwencja". Lekarz był "sześć kroków" od pana Zbigniewa. Tragiczny finał
70-letni pan Zbigniew odszedł dzień po próbie dostania się na SOR szpitala w Dąbrowie Górniczej. Miał skierowanie od lekarza rodzinnego, ale lekarz dyżurujący odmówił przyjęcia, nawet nie zaglądając do karetki, którą przywieziono 70-latka. - Sześć kroków dzieliło doktora z izby przyjęć, żeby zobaczył, w jakim tata jest stanie - mówi syn pana Zbigniewa. Materiał "Interwencji".
Dwa tygodnie temu 70-letni pan Zbigniew źle się poczuł. Jego synowie wezwali lekarza pierwszego kontaktu. Po podstawowym badaniu zapadła decyzja, że powinien niezwłocznie znaleźć się w szpitalu.
- Sytuacja miała miejsce 4 marca. Tata osłabł. Mało jadł, nie miał apetytu. Nie skarżył się na bóle, że coś go bolało czy miał jakieś dolegliwości. Po prostu był słaby. Jakby nagle stracił siły, stracił zdrowie. Przestał wstawać do ubikacji, przebieraliśmy go, myliśmy. Tak było przez 3-4 dni - wspomina Rafał Bański.
- Doktor pierwszego kontaktu przyjechała, zbadała tatę i stwierdziła, że ma on przyspieszoną akcję serca, wyczuła jakiegoś guza na brzuchu, poniżej pępka. Stwierdziła, że być może jest to jakiś guz onkologiczny, ale na pewno stwierdziła, że tata powinien znaleźć się w szpitalu na leczeniu - mówi Mariusz Bański.
- Wypisała skierowanie na transport medyczny do naszego szpitala i skierowanie o przyjęcie na oddział wewnętrzny - dodaje Rafał Bański.
Dąbrowa Górnicza. SOR odesłał nie badając pacjenta
Pan Zbigniew został przewieziony do szpitala w Dąbrowie Górniczej. Jednak dyżurujący wówczas na SOR-ze lekarz, mimo skierowania i bez żadnych badań, a nawet kontaktu z chorym, odmówił przyjęcia.
- Gdy zajechaliśmy na SOR, to tam ten jeden medyk już nam od drzwi mówił, że tata nie będzie przyjęty, drugi siedział w karetce. A tata leżał cały czas w karetce. Ten lekarz przeczytał to skierowanie i od razu powiedział, że to nie jest przychodnia. Wyraźnie napisano na skierowaniu: proszę o przyjęcie na oddział wewnętrzny. Doktor nie wyszedł z oddziału, nawet żeby tatę zobaczyć - mówi Mariusz Bański.
Reportaż "Interwencji" dostępny na stronie programu
- W tym czasie już się zaczęły nerwy, ponieważ panowie z transportu medycznego powiedzieli wprost: panowie, musimy coś zrobić, bo my już mamy następne wezwanie, następny transport. Uczucie nie do opisania, że będąc w szpitalu ja słyszę od lekarza dyżurującego, że nie zostanie pacjent przyjęty, nie wiedząc w jakim tata był stanie, nie widząc go. Sześć kroków dzieliło lekarza od wyjścia z izby przyjęć, żeby zobaczył, w jakim stanie jest tata. Dosłownie sześć kroków. Nie więcej - podkreśla Rafał Bański, syn pana Zbigniewa.
Lekarz nie chciał rozmawiać
- Ten lekarz nie chciał z nami rozmawiać. Tylko nam powiedział, że to nie jest przychodnia, że lekarz pierwszego kontaktu powinien zbadać tatę, więc mówiliśmy, że zbadał, wypisał odpowiedni kwitek i przyjechaliśmy karetką, żeby ratować tatę. No a on po prostu odwrócił się i powiedział, że taty nie przyjmie. Myślę, że jakby wyszedł do tej karetki, spojrzał na pacjenta, to może by zmienił zdanie. Ale on nawet tego nie zrobił. Nie było go stać nawet, żeby wyjść do pacjenta. Tylko przeczytał skierowanie - opowiada Mariusz Bański.
ZOBACZ: "Interwencja": Matka odeszła. Ośmiolatek opiekuje się ojcem z niepełnosprawnością
Pan Zbigniew został odesłany do domu bez jakiegokolwiek badania. Około godziny 21, będąc już w domu, mężczyzna pożegnał się z synami i poszedł spać. Rano doszło do dramatu.
- Wchodząc myślałem, że śpi, bo było wcześnie. Szarpnąłem go za ramię, nie obudził się. Chciałem puls zobaczyć, nie było, tata już nie oddychał. Ciało było jeszcze ciepłe, więc zadzwoniłem na 112 i zacząłem uciskać klatkę. O godzinie 9 przyjechali panowie z pogotowia, przejęli pierwszą pomoc, no ale podpięli aparaturę i stwierdzili, że nie będą już podejmować żadnej akcji, bo tata nie żyje od 1,5 godziny. O 9:23 stwierdzili zgon - mówi Mariusz Bański.
- Śmierć pacjenta to jest zawsze sytuacja bardzo tragiczna i tutaj emocje rodziny są naprawdę uzasadnione. Natomiast chcielibyśmy z oceną tej sytuacji, całościową, poczekać do ustaleń prokuratury - informuje Anna Ginał z Zagłębiowskiego Centrum Onkologii Szpitala Specjalistycznego w Dąbrowie Górniczej.
ZOBACZ: "Interwencja". Zaginęła po kłótni z partnerem. Archiwum X mówi o przełomie
Ekipa "Interwencji" pytając, czy lekarz został zawieszony w obowiązkach służbowych, usłyszała: Doktor ma prawo wykonywania zawodu, więc nie ma podstaw do tego, aby podejmować tutaj jakieś czynności.
- Ten lekarz mógł mu uratować życie, tak jak składał przysięgę. Nie zrobił tego. Taki człowiek nie powinien pracować w szpitalu - podsumowuje Mariusz Bański.
Czytaj więcej