"Państwo w Państwie". Do wielu czynów przyznał się za hot-doga. Skandal we wrocławskiej policji
Bezdomny, chory mężczyzna okazał się receptą wrocławskich policjantów na złe statystyki. Został oskarżony o 26 czynów, z których najprawdopodobniej popełnił tylko kilka. Działo się tak, bo mundurowi chcieli poprawić statystyki i wykazać, że potrafią prowadzić sprawy wieloczynowe. Mężczyzna miał przyznać się w zamian za hot-doga ze stacji benzynowej. Sprawą zajęło się "Państwo w Państwie".
- Dopadliśmy gościa na włamanie do samochodów. Widzimy, że gość jest nienormalny. Dobra, okej. Wygrzebcie mi włamania do samochodów w ostatnim czasie. I w ten sposób się dokooptowuje zarzuty. Idealnymi takimi sprawami są sprawy, gdzie nie ma monitoringu, gdzie nie ma śladów. Przyznał się za hot-doga ze stacji - twierdzi anonimowo jeden z funkcjonariuszy.
ZOBACZ: "Państwo w Państwie". Okradli go, a teraz musi zapłacić
Oficjalna wersja tego zdarzenia przekazana przez policję jest inna: posiłek nie miał nakłonić bezdomnego do przyznania się, a być jedynie uprzejmością ze strony funkcjonariusza. - Ten człowiek został zatrzymany. Przyszedł akurat policjant, który zapytał, czy komuś coś kupić na stacji Orlen, bo akurat tam idzie. Któryś z policjantów powiedział, że ja potrzebuję hot-doga. Ten pan, który był właśnie przesłuchiwany, powiedział, a ja jestem głodny i chciałbym hot-doga. I ten policjant tak popatrzył na niego i mówił, wiesz co, skoro ty tutaj tak grzecznie siedzisz, to ja pójdę i ci kupię, skoro jesteś głodny. Więc czysto ludzki odruch - mówi kom. Wojciech Jabłoński z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu
"Był łapany tylko po to, aby dopisywać mu następne czyny"
Zdaniem informatora komendantka, która stawiała mu zarzuty wiedziała, że jest on osobą leczoną psychiatrycznie, nie uwzględniała tego jednak w protokołach, żeby uniknąć powoływania biegłych psychiatrów, którzy sprawdziliby poczytalność. Po mężczyźnie widać, że nie jest osobą zdrową psychicznie, a jego stan psychofizyczny nie jest normalny.
- Obywatel ten był trzykrotnie bądź czterokrotnie łapany tylko po to, żeby każdego kolejnego dnia dopisywać mu następne czyny. Jednego dnia był zatrzymany, postawione zarzuty, puszczony. Następnego dnia, czy tam dwa czy trzy dni później, znowu był zatrzymany. Kolejne rzeczy były wygrzebywane. Później się okazało, że są kolejne jakieś rzeczy, więc znowu można było pana zatrzymać po to, żeby całą resztę rzeczy mu dokooptować - mówi informator.
ZOBACZ: "Państwo w Państwie". Stracił prawo jazdy. Brat podał policji jego dane
Policja najprawdopodobniej wykorzystała jego stan zdrowia, żeby przypisać mu sprawy niewykryte - takie, w których nie było monitoringu ani śladów - i tym samym zamknąć postępowania.
Nie trafiał na leczenie. W końcu zaatakował człowieka
- Chodziło o to, żeby zbudować sobie wykrywalność na zawodniku, którego tak naprawdę po pierwsze powinno się zdiagnozować i chronić społeczeństwo przed nim. A tutaj ani nikt nie chronił społeczeństwa, a w zasadzie został wykorzystany i wypuszczony i rób sobie dalej co chcesz - mówi Marcin Taraszewski, były policjant.
Igranie z poważną choroba młodego człowieka zakończyło się dramatycznie. Nieco ponad miesiąc od momentu przyznania się Ukraińca do 26 przestępstw, ten w końcu sięgnął po nóż i zaatakował przypadkową osobę. Czy policjanci, którzy wiedzieli o chorobie mężczyzny, ale dla własnej korzyści jej nie ujawniali i nie kierowali go na leczenie, ponoszą za to odpowiedzialność? Czytaj więcej