Dostała w spadku dom. Były mąż może zabrać wszystko
Agnieszka Brania po ucieczce od męża zamieszkała w Otwocku. Tam dostała w spadku dom od mężczyzny, którym opiekowała się na starość. 27 lat później przypomniał sobie o niej były mąż, roszcząc sobie prawa do połowy budynku. Kilka miesięcy później okazało się, że pani Agnieszka może stracić wszystko. Materiał "Interwencji".
Historia pani Agnieszki Brani z Otwocka zaczyna się jeszcze w latach 90. To wtedy wyszła za mąż za Roberta K. Szczęśliwe życie nie trwało długo. Mężczyzna pił i stosował przemoc. Sprawą 53-latki zajmowali się reporterzy "Interwencji" w lipcu ubiegłego roku.
- Po prostu mnie przywiązywał do krzesła i okładał. Prokurator postawił mu zarzut po wszystkim za znęcanie się psychiczne i fizyczne nad rodziną – wspominała.
Dom za opiekę. Mąż zażądał połowy posiadłości
Zanim kobieta wzięła rozwód, w jej życiu pojawił się pan Wojciech - starszy mężczyzna, który znał jej trudną sytuację. W zamian za opiekę i pochówek darował jej stary dom w Otwocku, który odziedziczyła po śmierci mężczyzny. Po latach o nieruchomość upomniał się były mąż, a pod domem pani Agnieszki zaczęli pojawiać się podejrzani ludzie.
ZOBACZ: "Interwencja". Marzną w mieszkaniu komunalnym. Miasto zapomniało o ogrzewaniu
- Przyszli, zaczęliśmy rozmawiać i powiedzieli, że są od mojego byłego męża i są właścicielami połowy domu, bo mój mąż sprzedał połowę udziałów nie będąc jeszcze w księdze wieczystej. Ja to mówię na nich mafia i wcale się tego słowa nie boję. To są ludzie, którzy są bezwzględni. Zastraszali mnie, że ruskich wynajmą, że się mnie pozbędą – mówiła Agnieszka Brania.
- Ja sobie nie roszczę praw do kamienicy, tylko sobie to biorę i wezmę. I nic więcej – mówił reporterom były mąż 53-latki.
Nieoczekiwany obrót. W sprawie pojawił się testament
Kilka miesięcy po reportażu "Interwencji" sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.
- Wydawało się, że faktycznie wszystko jest w porządku. Sędzia podjął decyzję, że sprawa w całości zostaje oddalona. Do grudnia mieliśmy spokój, a w grudniu dowiedziałam się, że mój mąż żąda ode mnie całego domu. Już nie połowy, tak jak poprzednio było, tylko całego i wydania go natychmiast. Nagle się pojawił testament – opowiada pani Agnieszka.
ZOBACZ: "Interwencja". Została prawnym opiekunem ojca. Dziś bardzo tego żałuje
Osoby, które roszczą sobie prawo do domu pani Agnieszki, twierdzą, że jej umowa z darczyńcą zawierała błędy i nie jest ważna. Pojawił się też testament, w którym ofiarodawca cały majątek miał przepisać na byłego męża 53-latki. Co ciekawe, oba sprzeczne ze sobą dokumenty sporządziła ta sama notariusz.
- W ogóle nie było mowy o jakimkolwiek testamencie i nie wydaje mi się, że to jest zbieg okoliczności, bo osoba, która sporządzała akt notarialny i później testament, to ta sama notariusz. I te osoby były powiązane z osobą, która jak gdyby odkupiła połowę tego domu. Właścicielem kancelarii był były teść osoby, która odkupiła od byłego męża udział w domu – mówi Agnieszka Brania.
ZOBACZ: "Interwencja". Spowodował poważny wypadek i uciekł. Zaskakujący wyrok
Dziś kancelaria notarialna, gdzie sporządzano dokumenty, nie istnieje. Z zawodu zniknęła też sama notariusz. Były mąż pani Agnieszki roszczenia do domu sprzedał za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Komu?
- Ja tego człowieka poznałam wiele lat temu. U znajomych byliśmy na weselu. Pan K. działał na takiej zasadzie, że znajdywał ludzi, którzy byli samotni, nie mieli rodziny, a mieli jakiś majątek. Obiecywał, tak jak jednemu z tych kamieniczników, że się nim zajmie, że rentę będzie dostawał, a później wychodziło inaczej. Zależało mu tylko na przejmowaniu kamienic – twierdzi pani Agnieszka.
"Interwencja". Tajemniczy mężczyzna chce przejąć kamienicę
Grzegorz K., bo o nim mowa, doskonale znał byłego męża pani Agnieszki. Znał też jej sytuację życiową i wiedział o domu w Otwocku. Według pani Agnieszki to w rzeczywistości on chce przejąć budynek. Zwłaszcza, że w przeszłości w podobny sposób miał przejmować kamienice na warszawskiej Pradze.
- Kamienica zmieniała kilkukrotnie właścicieli. Przejmowały to po prostu inne spółki. On pozostawał dalej pełnomocnikiem, natomiast nie był właścicielem. Chodziło o to, żeby tych właścicieli przeszło kilku i jeśli kiedykolwiek jakieś roszczenia by były, to byłby problem z ich odzyskaniem. I tam była cała taka sytuacja typowa, jak czyściciele kamienic odłączali im prąd, był zakaz ogrzewania. To jest po prostu krętacz, wyrachowany człowiek – stwierdziła była mieszkanka przejętej kamienicy.
ZOBACZ: Tajemnicza śmierć 44-letniej Polki. Wcześniej odziedziczyła fortunę
Członkowie "Interwencji" sprawdzili adresy firm, w których Grzegorz K. jest prezesem. Pod żadnym go nie zastano. Nie odebrał także telefonu.
- Ja uważam, że w tej sprawie pani skutecznie nabyła tę nieruchomość na drodze dożywocia. Nie była wymagana zgoda współmałżonka, bo te świadczenia, które pani wykonywała, nie miały charakteru finansowego. Pani się nim opiekowała, na bieżąco pomagała mu w czynnościach dnia codziennego, ale nie wydawała pieniędzy z majątku wspólnego. Dlatego do takich sytuacji nie jest potrzebna zgoda współmałżonka i notariusz słusznie o nią nie poprosił – mówi Mateusz Mickiewicz, prawnik pani Agnieszki.
- Mój stan zdrowia niestety nie polepsza się. Dzięki Bogu jeszcze lek działa, bo inaczej pewnie bym tu nie siedziała i nie rozmawialibyśmy. Chciałabym bardzo, żeby ta sprawa się zakończyła, żeby w końcu ta sprawiedliwość zatriumfowała, bo to jest bardzo dla mnie ważne. Czasu mam coraz mniej, są dzieci, są wnuki… Chciałabym bardzo dożyć momentu, że będę mogła powiedzieć, że to jest dla dzieci, to zostanie dla nich – podsumowuje pani Agnieszka.
Materiał "Interwencji" dostępny TUTAJ.
Czytaj więcej