"Interwencja". Rodzice drżą o zdrowie córki. "W końcu dojdzie do tragedii"
Ciągły strach o 16-letnią Kingę to przykra rzeczywistość pani Niny i pana Grzegorza z Warki na Mazowszu. Dziecko urodziło się zdrowe. Z czasem rodzice zauważyli, że ich córka rożni się od swoich rówieśników. Dziś boją się, że coś sobie zrobi. Szukali pomocy w wielu specjalistycznych ośrodkach, jak dotąd bez rezultatu. Materiał "Interwencji".
- Unikała dzieci, kuliła się. Za bardzo też w szkole sobie nie radziła. Zastygała. Nauczyciele często do nas dzwonili, żeby przyjechać, bo coś się stało. Zabieraliśmy ją do domu. Oczywiście zgłaszaliśmy to do pediatry. Słyszeliśmy, że ona mała, że wyrośnie. A to z każdym dniem, z każdym rokiem pogłębiało się, nasilało - opowiada pan Grzegorz, tata Kingi.
- Na początku była w zwykłej szkole, a później przenieśliśmy ją do specjalnej, bo sobie nie radziła. Z dziećmi nie bawiła się, na końcu była zawsze - dodaje mama, pani Nina.
Trafiła do szpitala psychiatrycznego
Zachowania dziewczynki stawały się coraz bardziej niepokojące. Kiedy Kinga miała dziewięć lat, po raz pierwszy trafiła do szpitala psychiatrycznego.
- Była trzy miesiące w szpitalu psychiatrycznym w Łodzi. Postawili diagnozę, że dziecko jest autystyczne i ma zespół Aspergera. Dali leki. Bardzo poważne problemy z Kingą tak naprawdę zaczęły się rok temu, w styczniu. Zaczęła się okaleczać, próbować sobie odebrać życie. Wszystko mamy zamknięte na klucze: sztućce, temperówki, ołówki – mówi pan Grzegorz, ojciec Kingi.
ZOBACZ: "Interwencja". Kilka operacji i żadnej poprawy. Pan Tomasz boi się amputacji stopy
- Cały czas krzyczała. Krzyk był non stop i do tej pory jest krzyk. W maju jak Kinga poszła i wyszła z tego psychiatryka, to ponownie, tego samego dnia drugi raz zażyła leki. Ja nie zdążyłam zamknąć ich na klucz. I ponownie trafiła na leczenie – wspomina pani Nina.
- Była trzy tygodnie na oddziale. Lekarze nie zrobili nic, w ogóle nic. Żadnej diagnozy, żadnego badania. Przesiedziała tam trzy tygodnie. Napisali papier, że jest poprawa stanu psychicznego i wypisali do domu. Mówiłem doktorce: "Niech pani ją przebada, bo ona za chwilę tu wróci". "Nie, wszystko będzie dobrze". Długo nie potrwało – mówi dodaje pan Grzegorz.
"Nie możemy do niej dotrzeć"
W styczniu tego roku Kinga ponownie próbowała odebrać sobie życie. Znowu trafiła na ten sam oddział szpitala psychiatrycznego w Józefowie. Rodzice boją się, że sytuacja się powtórzy. Jak mówią, do tej pory Kinga nie została zdiagnozowana.
- Nie możemy do niej dotrzeć, nie wiemy, dlaczego ona to robi. Kinga zaczęła brać leki jak miała 9 lat. Za dwa miesiące skończy 16 lat. Ma leki cały czas te same. Tylko ma troszeczkę zwiększoną dawkę. Przy każdej wizycie u lekarza, przy każdym pobycie w szpitalu mówimy, że to nie pomaga. I lekarze nic sobie z tego nie robią – twierdzi pan Grzegorz.
Nierozwiązane problemy zdrowotne Kingi znacząco wpływają na jej naukę. Szkoła mocno zaangażowała się, aby pomóc rodzicom dziewczyny.
ZOBACZ: "Interwencja": Długi przerastają 19-latkę. "Babcia grała na maszynach"
- Została przyjęta do branżowej szkoły pierwszego stopnia. To szkoła zawodowa, kształcąca już w danym zawodzie. Problem u Kingi polega przede wszystkim na tym, że ona nie chodzi do szkoły. Bardzo dużo opuszcza zajęć. Ma 30 procent frekwencji. Po rozmowach z rodzicami, z psychologiem szkolnym, z pedagogiem specjalnym w naszej szkole, rzeczywiście zgadzamy się wszyscy, że Kinga powinna chodzić do szkoły specjalnej i takie też jest zalecenie. Niestety na razie nie ma miejsc w takich okolicznych ośrodkach. Kurator powiedział, że zostaje tylko zgłoszenie tej sprawy do sądu rodzinnego, by sąd wyznaczył placówkę dla Kingi – tłumaczy Anna Górnicka, dyrektorka Zespołu Szkół w Warce, gdzie uczy się Kinga.
- Chciałbym, żeby jakiś normalny lekarz się nią zajął. Jak będą leczyć tak, jak do tej pory, że napiszą tylko na papierze, że stan się poprawił i wypiszą do domu, to w końcu dojdzie do tragedii – podsumowuje pan Grzegorz.
Materiał wideo z "Interwencji" dostępny TUTAJ.
Czytaj więcej