Minister Agnieszka Buczyńska jako ostatnia rozmawiała z P. Adamowiczem. Wspomina tragiczny dzień
- To była tak absurdalna sytuacja, kiedy chwilę wcześniej prezydent mówił, że Gdańsk jest szczodry, dzieli się dobrem (...) na scenę wdziera się totalne zło - wspomina Agnieszka Buczyńska, minister do spraw społeczeństwa obywatelskiego, która pięć lat temu stała na scenie razem z Pawłem Adamowiczem, kiedy doszło do zamachu na jego życie. - Pamiętam każdy detal - mówiła polityk w "Debacie Dnia".
13 stycznia mija pięć lat od zamachu na Pawła Adamowicza. Prezydent Gdańska uczestniczył w uroczystościach charytatywnych związanych z 27. finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Gdy przebywał na scenie, został trzykrotnie raniony nożem przez napastnika, zmarł następnego dnia po południu wskutek odniesionych obrażeń. Na antenie Polsat News w specjalnym wydaniu "Debaty Dnia" prowadząca Agnieszka Gozdyra rozmawiała z bliskimi tragicznie zmarłego samorządowca i znajomymi politykami. Jedną z zaproszonych osób była Agnieszka Buczyńska, obecnie minister ds. społeczeństwa obywatelskiego z ramienia Polski 2050, a pięć lat temu wolontariuszka, aktywista i organizatorka gdańskiego finału WOŚP. Jako ostatnia rozmawiała z rannym prezydentem miasta.
- Rozmawialiśmy jeszcze przed wejściem na scenę w dobrym humorze. Całe życie jestem związana z wolontariatem, zawsze podczas tych wydarzeń towarzyszyły mi dzieci. Pamiętam to jak dziś, jak prezydent Adamowicz zapytał mnie: "Słuchaj, a nie chcesz, żeby dzieci jednak poszły do domu przed tym finałem?" Ja odpowiedziałam: "Ja bym chciała, ale one nie chcą iść", chciały być tego częścią, bo przecież kwestowały cały dzień. A potem wszyscy wyszliśmy na scenę - opowiadała polityk.
Agnieszka Buczyńska: Trzymał się za brzuch, zapytałam go jak się czuje
- Kiedy się pani zorientowała, co się dzieje? - pytała prowadząca Agnieszka Gozdyra.
- To był moment. Myślę, że tego chyba nigdy nie zapomnę, bo mordercę prezydenta zobaczyłam w chwili, kiedy tak zwana pirotechnika sceniczna wybuchła i oświetliła scenę. Na środku tej sceny stał mężczyzna, który miał uniesione ręce w geście triumfu z nożem w ręku i ja wtedy nie wiedziałam jeszcze, że coś się wydarzyło - wróciła do dramatycznych wydarzeń Buczyńska. - Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, to odwróciłam się plecami do niego, zasłaniając dzieci. Po cichu mówiłam do wszystkich tych, którzy stali, żeby nie krzyczeć, żeby nie wzbudzić paniki, że mają schodzić ze sceny - mówiła minister.
ZOBACZ: Piąta rocznica zamachu na Pawła Adamowicza D. Tusk złożył w Gdańsku przyrzeczenie
Jak dodała, kiedy morderca podszedł do prowadzącego finał WOŚP, żądając mikrofonu i grożąc mu, że "będzie następny", to nie rozumiała jeszcze jego "manifestu". - Mówił o prezydencie, a ja jeszcze nie wiedziałam, że to wszystko się już wydarzyło. Na scenie jesteśmy zawsze oślepieni, nie widzimy publiczności, tego, co przed nami. Dlatego myślę, że większość z nas zdała sobie sprawę z tego, co się wydarzyło, dopiero w momencie kiedy to światło poszło nie na nas, ale na całą scenę - tłumaczyła Buczyńska. - Wyprowadzaliśmy ludzi ze sceny i zobaczyłam, że prezydent siedzi na tzw. case'ie, czyli skrzynce, w której przewozi się sprzęt techniczny. Podeszłam do niego, widziałam, że trzyma się za brzuch, zapytałam go, jak się czuje, powiedział mi: "Agnieszka, nie za bardzo" - opowiadała świadek zdarzeń i dodała, że kiedy ponownie zobaczyła prezydenta, to był już moment reanimacji.
- Mnie się wydawało, że to były minuty. Kiedy już po czasie powiedziano, że to była kwestia kilkudziesięciu sekund, nie chciało mi się w to wierzyć. Pamiętam każdy detal. I myślę, że nie tylko ja, że każda z tych osób, która na tej scenie stała wtedy, że to w nas zostanie do końca życia - oznajmiła minister. - To była tak absurdalna sytuacja, w momencie kiedy chwilę wcześniej prezydent mówi, że Gdańsk jest szczodry, dzieli się dobrem, kiedy mamy moment podziękowania za to, że jesteśmy otwarci na drugiego człowieka, że warto być dobrym, na scenę wdziera się totalne zło. To całe wydarzenie jest tak pełne kontrastów, sprzeczności, że ciężko je nam wszystkim było ogarnąć - - podsumowała tragiczne chwile Buczyńska.
ZOBACZ: Jako ostatnia rozmawiała z P. Adamowiczem. "Pamiętam każdy detail"
Minister o mediach publicznych po śmierci P. Adamowicza: Zero przyzwoitości
Jak dalej mówiła, nie chce już więcej myśleć o mordercy, najważniejsze było dla niej, żeby zapadł wyrok. Sama również usłyszała zarzuty. Jako organizatorce zarzucono jej, że impreza nie była odpowiednio zabezpieczona, skoro napastnik mógł wtargnąć na scenę. - Zostałam uniewinniona na początku roku 2023 roku, wtedy zakończył się proces. Byłam przekonana od samego początku, że z punktu widzenia organizacyjnego dopełniliśmy wszystkich formalności, które były do zrealizowania - mówiła.
ZOBACZ: Magdalena Adamowicz chce powołania komisji śledczej ws. mediów publicznych
Stwierdziła też, tragedia była wykorzystana do realizacji celów politycznych. - To się mocno odbiło na moim życiu i zdrowiu. Poczułam trochę tego hejtu, kiedy przez cały weekend śledziły mnie media publiczne, wdzierając się na teren mojego domu, próbując mnie nakręcić w różnych sytuacjach, jak uciekałam przed dziennikarzami. Dzień po wydarzeniu do Europejskiego Centrum Solidarności, gdzie pracowałam, przyjechała specjalna ekipa z Warszawy tylko po to, żeby nam się wedrzeć do biura, żeby coś skręcić, pokazać, zero przyzwoitości - stwierdziła obecna minister ds. społeczeństwa obywatelskiego.
- Można się nie zgadzać, dyskutować ze sobą,(...) ale nie można przekraczać pewnej granicy, tej, która prowadzi do hejtu, obrażania drugiego człowieka. Polityk, to osoba, która wybrała taki, nie inny zawód, ale też jest matką, kimś, kto ma przyjaciół, swoje pasje, każdy z nas też jest człowiekiem - przekonywała polityk, która w tych wyborach parlamentarnych weszła do Sejmu. - Z hejtem musimy też walczyć na wielu innych płaszczyznach, to jest kwestia też regulacji prawnych, prawa karnego. Warto zacząć od nas samych, pilnować się, kiedy wypowiadamy się w sprawach publicznych - podsumowała Buczyńska, dodając, że z tego tragicznego zdarzenia sprzed pięciu lat należy wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Czytaj więcej