Sejm niekiedy świeci pustkami. Poseł Lewicy: Trzeba przenieść posłów do mniejszych sal
Sejmowa sala plenarna czasami nie pęka w szwach. Kiedy nie trwają głosowania, posłowie przebywają gdzie indziej. To irytuje niektórych telewidzów, którzy uważają, że politycy nie wypełniają obowiązków. Parlamentarzyści z różnych frakcji mówili w Polsat News, że to tylko złudzenie. Poseł Lewicy wpadł na pomysł, co zrobić, by Sejm nie był pusty. Uznał, że ustawy można procedować w mniejszych salach.
Prowadzący "Punkt widzenia" Grzegorz Jankowski w czwartek czytał swoim gościom wiadomości od widzów, którzy oburzali się na widok pustych ław w sali plenarnej Sejmu. Nieobecność wielu posłów na obradach było widać na transmisjach w niektórych momentach 1. posiedzenia izby niższej.
ZOBACZ: Ustawa wiatrakowa. Władysław Kosiniak-Kamysz: Nie ma żadnej afery. Będą poprawki
Jeden z oglądających program zauważył, że obecny w studiu poseł PiS Andrzej Śliwka spotykał się ze swoimi wyborcami, gdy trwały obrady. Polityk bronił się, że takie spotkania niekiedy odbywają się ad hoc. - Po drugie, prace Sejmu, jeśli chodzi o harmonogram, bywają zmienne - dodał.
Zdaniem Śliwki "często jest tak, że przyjeżdżają wyborcy i mówią, że są w Warszawie i czy mogą wejść do Sejmu". - Myślę, że doświadczeni parlamentarzyści to potwierdzą - ocenił.
Sejm: Posłowie poza obradami. "Zamknąć ich jak na konklawe" czy przenieść do mniejszych sal?
Dziennikarz zacytował jeszcze jedną wiadomość. Jej autor zaproponował, by posłów na sali plenarnej "zamykać jak na konklawe". Wówczas głos zabrał Marcin Kulasek z Lewicy i przyznał, że w tej chwili wpadł na rozwiązanie problemu.
ZOBACZ: Minister rolnictwa Anna Gembicka zdradziła, co zrobi z odprawą
- Aby na sali plenarnej nie robić czegoś takiego, jak omawianie (ustawy - red.), tylko w mniejszej sali. A w plenarnej będziemy się spotykać wówczas, gdy są głosowania i wystąpienia klubów. Wtedy zawsze będzie pełna sala i będzie nas widać w innych miejscach, na komisjach, a nie że tu są pustki - uznał, deklarując, iż swój pomysł zaproponuje marszałkowi Sejmu Szymonowi Hołowni.
Z kolei Śliwka stwierdził, że jest zwolennikiem tego, by posiedzeń komisji nie organizować w czasie, kiedy procedowane są ustawy na sali plenarnej. - Ale aby nie było wątpliwości: praca parlamentarzysty jest pracą 24 godziny 7 dni w tygodniu, jeśli jest potrzeba, będziemy również w niedzielę pracowali - stwierdził przedstawiciel PiS.
Artur Soboń z PiS pił wino, gdy obradował Sejm. "To trzeba krytykować"
Natomiast Aleksander Miszalski (PO) zauważył, że posłowie już teraz mają obowiązki w weekendy. - W soboty, niedziele, odbywa się mnóstwo imprez - nie takich, na których pije się piwko, tylko dożynek, festiwali, gal. Tam posłowie są zapraszani, wypada im się stawić i coś powiedzieć, aby być z wyborcami i organizacjami - opisał.
ZOBACZ: Lewica w rządzie Donalda Tuska. Znamy nazwiska ministrów i wiceministrów
Jak podkreślił, gdy trwa sezon dożynek, "siedzi się" na nich od 10:00 do 23:00. - Bo jest pięć dożynek jednego dnia i jeździ się po okręgu - sprecyzował.
Przypomniał też o sytuacji, którą opisał dziennik "Fakt". Poseł PiS Artur Soboń w trakcie obrad Sejmu poszedł na spotkanie ze znajomym do restauracji i w jego trakcie pił wino. Następnie wsiadł na rower i złamał przepisy. Polityk - zapytany o ten incydent - stwierdził, że nie wypił tyle alkoholu, aby nie móc kierować, lecz przyznał, iż nie dochował zasad ruchu drogowego i zadeklarował wpłatę na cel charytatywny.
- Można różnie, krytycznie oceniać, że nie wszyscy siedzą na sali plenarnej w danym momencie, bo to faktycznie słabo wygląda, ale pod warunkiem, że ktoś, jak pan poseł Soboń, w tym czasie nie pije wina. Gdy pracuje i śledzi obrady to nie jest karygodne, tylko faktycznie niezbyt dobrze wygląda. Jak ktoś urządza sobie imprezę ze znajomymi, zakrapianą winkiem, to trzeba krytykować - powiedział Miszalski.
Czytaj więcej