"Interwencja". Bezpłatne badanie wzroku okazało się pułapką. Kupił sprzęty za 15900 zł
73-letni Waldemar Białek z Jadowa na Mazowszu kilka tygodni temu otrzymał telefon z zaproszeniem na bezpłatne badanie wzroku. Na spotkaniu wziął udział w losowaniu. Wśród wylosowanych produktów był m.in. komplet garnków za niecałe 1600 złotych. Reszta artykułów miała być za darmo. Gdy dostarczono zamówiony towar okazało się, że emeryt musi zapłacić dziesięć razy tyle! Materiał "Interwencji".
- Wszyscy weszli do remizy na górę, na salę. No i są badania wzroku, jest kotara taka biała odstawiona, latareczką w oczy zaświeciła i dalej kazała siadać. Kazali umowy popodpisywać, "bo to jest na okulary". Później losowanie takie zrobili, każdy brał swoją kopertę. No i ja trafiłem, w jednej kopercie, było pięć rzeczy - opowiada Waldemar Białek.
- Jak tu przyjechali, przywieźli na miejsce, wszystko poprzynosili do środka. No i dostałem tę fakturę. Syn przyjechał i mówi: "Tatusiu, to nie 1500 zł, tylko 15900 zł. To jest oszustwo!" Syn się zdenerwował, wszystko zabrał, zapakował, wysłał im pismo o rozwiązaniu umowy – relacjonuje pan Waldemar.
Do tej pory nie odzyskał zaliczki
Mimo to mężczyzna do tej pory nie odzyskał zaliczki, jaką wpłacił na pokazie – 1300 złotych. Nasza ekipa udaje się z kamerą do Poznania, pod adres wskazany na umowie. Na miejscu zastajemy pusty lokal.
- Tutaj też przychodziły potem osoby starsze i szukali kogoś, chcieli reklamować ten towar, który tam od nich kupili. Ja nie wiem, co się z nimi działo. Po prostu nie płacili nam już od sierpnia. Dobrze, że sami poszli, bo inaczej to ja bym ich wyrzucił. No wie pan, nie można kogoś trzymać za darmo – tłumaczy właściciel budynku.
ZOBACZ: "Interwencja". Frankowicze wygrali z bankiem. Pieniądze zaginęły
- Bardzo często jest wykorzystywany taki emocjonalny element: "Proszę przyjść na pokaz, realizujemy jakieś spotkania dotyczące wzroku, kręgosłupa". Seniorzy przychodzą skuszeni tym, że poprawią swoje zdrowie, a efekt jest tego taki, że tracą ogromne pieniądze – alarmuje Katarzyna Szober- Pawletta, prezes Fundacji Aktywizacji Seniorów Teraz.
Ofiarą takiej działalności jest też 83-letnia Jadwiga Polowczyk, która mieszka samotnie w Nowej Rudzie na Dolnym Śląsku. Kobieta otrzymała zaproszenie na pokaz, gdzie organizowano tzw. koło fortuny.
- Chciałam zobaczyć po prostu swoje szczęście, co ja wygram. Zakręciłam sobie tym kołem, bo do mnie o to się zwrócili, tam była taka pani i takie komplementy mi zaczęła prawić i nagle takie zdziwienie: "Wygrała pani odkurzacz, pas do masażu i tablet". Ale warunkiem jest, żebym kupiła filtr do wody. Podano kwotę 14700 zł, tłumaczono, że to będzie za 9100 zł, bo Narodowy Fundusz Zdrowia będzie refundował – opowiada Jadwiga Polowczyk.
"Myślałam, że muszę to kupić"
- To nie jest prawda. Wszystko, co jest refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, jest przepisywane przez lekarza. Takie informacje tych firm w czasie pokazów, że jakiś sprzęt jest refundowany przez Narodowy Fundusz Zdrowia, są z całą pewnością niezgodne z prawdą – podkreśla Andrzej Troszyński, rzecznik prasowy Narodowego Funduszu Zdrowia.
- Ja myślałam, że muszę to kupić. Jakaś taka się czułam... Coś było nie tak ze mną, naprawdę. Taka jakaś byłam, jakbym wszystko to musiała wziąć. Bardzo mili byli, aż przesadnie. Jak przywieźli mi to wszystko i popatrzyłam na to, to zadzwoniłam i powiedziałam, że ja żadnej z tych rzeczy nie chcę, bo to już było rozpakowane. Odkurzacz był stary i zniszczony. Płakałam i mówiłam: "Ja odstępuję od umowy", a ona tak się głupio śmiała, bezczelnie i mówi: "Pani nie może odstąpić" – relacjonuje pani Jadwiga.
ZOBACZ: "Interwencja". Pojechali nad morze zarobić. Teraz żałują
- To jest tak mistrzowska manipulacja, takie okręcanie ludzi, że oni święcie są przekonani, że wygrali te produkty. Przy wielkich owacjach są składane im gratulacje, że zostali wylosowani. I w tym całym oszołomieniu, oni nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że podpisując rzekomy odbiór nagrody, podpisali umowę kredytową czy umowę na zakup tych wszystkich przedmiotów – mówi Katarzyna Szober- Pawletta, prezes Fundacji Aktywizacji Seniorów Teraz.
Po licznych prośbach emerytki organizator pokazu, w ramach rzekomej przysługi, zgodził się częściowo anulować umowę. W efekcie pani Jadwiga została tylko z odkurzaczem, który firma wymieniła na inny model oraz filtrem do wody. Za te dwie rzeczy zapłaciła 5500 zł.
"Nie uważam, żebym robiła coś złego"
Udało nam się skontaktować z osobą, która podpisywała z panią Jadwigą umowę. Kobieta nie ma wyrzutów sumienia. Obecnie nie pracuje już w branży.
- Przecież miała prawo zwrócić w ciągu czternastu dni. To dlaczego tego nie zrobiła?
- Bo pani jej powiedziała, że nie może tego zrobić.
- Pierwsze słyszę. Nie uważam, żebym ja robiła, proszę pana, coś złego.
- To dlaczego nie chce się pani spotkać przed kamerą?
ZOBACZ: "Interwencja". Nowy piec nie działa. Gwarancja im nie pomogła
- Ale ja nie mam takiego obowiązku ani takiej potrzeby, żeby się z panem spotykać i rozmawiać na ten temat.
- Żałuje pani, że tam pracowała?
- Nie żałuję. Zawsze to jest jakieś doświadczenie.
- A nie kosztem kogoś?
- Ale ja tak nie uważam. Po prostu przedstawia się ofertę i cenę i albo się klient decyduje albo nie.
- Pomagamy odkręcić te nieszczęśliwe sytuacje. Seniorzy nie powinni wstydzić się zadzwonić do swoich bliskich, którym zwierzą się z tego, co się stało – podsumowuje Katarzyna Szober- Pawletta, prezes Fundacji Aktywizacji Seniorów Teraz.
Czytaj więcej