"Interwencja". Tragiczny finał rutynowej operacji. Nie żyje 39-latek

Polska
"Interwencja". Tragiczny finał rutynowej operacji. Nie żyje 39-latek
"Interwencja"

39-letni pan Krzysztof z Warszawy poszedł na rutynowy zabieg korygujący przegrodę nosową. Podczas operacji doszło do dramatu. Mężczyzna źle zareagował na znieczulenie, a później miał zostać źle zaintubowany. Zmarł. Śledczy uznali, że winna temu jest nadzorująca pracę anestezjolog Anna G. Kobieta nie przyznaje się do winy. Materiał "Interwencji".

42-letnia niepełnosprawna pani Anna i jej mąż kilka lat temu założyli w Warszawie salon fryzjersko-barberski. To była pasja i marzenie pana Krzysztofa. Dziś kobieta jest wdową. 

 

- Musiałam nauczyć się żyć od nowa, nie wiem, skąd wzięłam siły. Zostałam z kredytem na dom. Więcej nieszczęść nie zniosę. Musiałam się leczyć psychiatrycznie, nie ukrywam – opowiada "Interwencji" Anna Woźniak, żona pana Krzysztofa. 

 

- Krzysztof był dla Ani całym światem, jak i Ania dla Krzysztofa. Gdyby nie ona, to ten salon już by nie istniał – dodaje pan Rafał, pracownik pana Krzysztofa.

"Widać było szok i przerażenie"

W czerwcu zeszłego roku pan Krzysztof postanowił skorygować przegrodę nosową. Miał być to zwykły zabieg poprawiający komfort życia. Operacja miała być przeprowadzona w szpitalu w Międzylesiu. Początkowo wszystko układało się pomyślnie.

 

- Krzyś chrapał, wyszło w badaniach. Pani doktor powiedziała, że kwalifikuje się na operację przegrody, czekał na nią dwa lata i do tego się przygotowywał – mówi Anna Woźniak.

 

ZOBACZ: "Interwencja". AWF skreśliła studenta. Nie zaliczył egzaminu, na którym... tonął

 

39-letni pan Krzysztof przed operacją miał być znieczulony ogólnie. Odpowiadała za to anestezjolog - Anna G., która kierowała zespołem: rezydentem i pielęgniarką.

 

- Wyszła pani doktor do mnie i mówi, że mąż jest uczulony na narkozę, miał wstrząs, krótko był niedotleniony, ale jest młody i wyjdzie z tego. A za chwilę wyszedł rezydent, widać było, że był zszokowany, przerażony, powiedział mi, że jest mu bardzo przykro – wspomina pani Anna.

"To miał być prosty zabieg"

- Problemem jest wprowadzenie rurki intubacyjnej nie do tchawicy, ale do przełyku. To rezydent dokonał intubacji, ale nie doszło do weryfikacji, gadzie ta rurka się znajduje. W chwili, kiedy miało dojść do weryfikacji tej procedury medycznej, osoby kierującej zespołem nie było przy pacjencie – mówi Tymoteusz Zych, pełnomocnik pani Anny.

 

­- Podobno rozmawiała przez telefon, gdy rezydent, który miał dwumiesięczny staż, intubował Krzysia – dodaje Anna Wożniak.

 

W wyniku złej intubacji pan Krzysztof trafił na OIOM.  Tam  przez kilka miesięcy lekarze walczyli o jego życie. 18 grudnia zmarł.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Zapłacił 44 tys. zł za paliwo. Pieniądze przepadły

 

- To był szok, bo to miał być wyjątkowo prosty zabieg, chwila, moment, 10-15 minut. Po dwóch dniach miał wrócić do domu, a po dwóch tygodniach do pracy i niestety już nie wrócił – zauważa pan Rafał, pracownik pana Krzysztofa.

 

- Kiedy wybuchła wojna i wracałem do wojska, płakaliśmy obaj, bo mogłem nie wrócić z wojny. Ja jednak wróciłem do Polski, a pana Krzysztofa już więcej nie zobaczyłem – zaznacza pan Aleksiej, ukraiński pracownik pana Krzysztofa.

Lekarka została zwolniona. Prokuratura postawiła zarzuty

Dyrektor międzyleskiego szpitala zwolnił lekarkę i powiadomił prokuraturę. Ta postawiła Annie G. zarzuty. Sprawa już trafiła do sądu, anestezjolog zajmuje się także sąd lekarski.

 

- Prokuratura oskarżyła lekarkę  o nieumyślne narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jest oskarżona o przestępstwo zagrożone łącznie karą do pięciu lat pobawienia wolności. Kobieta nie przyznała się do zarzucanego jej czynu, złożyła wyjaśnienia, które są niezgodne z tym, co ustaliła prokuratura na podstawie innych dowodów – informuje Katarzyna Skrzeczkowska z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Pojechali nad morze zarobić. Teraz żałują

 

- Słowa "przepraszam" nigdy nie usłyszałam – mówi Anna Wożniak.

 

Próbowaliśmy skontaktować się z doktor Anną G., ale nie zastaliśmy jej pod uzyskanym adresem. Kontaktowaliśmy się z także mailowo. Niestety odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Anestezjolog  nadal pracuje w jednym z warszawskich szpitali.

 

"Pani doktor nie jest pracownikiem etatowym w rozumieniu Kodeksu Pracy. Jest zatrudniona jako lekarz kontraktowy, czyli de facto jako firma zewnętrzna. Nadmieniam, że pani doktor posiada aktywne prawo wykonywania zawodu" - przekazał przedstawiciel szpitala, w którym pracuje Anna G.

 

- Chciałabym dla niej dożywotniego zakazu wykonywania zawodu. Ta pani zniszczyła życie wielu osobom, nie tylko Krzysia, ale i moje – podsumowuje Anna Wożniak.

 

Cały materiał "Interwencji" dostępny TUTAJ.

Artur Pokorski / ap / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie