"Interwencja". Po pożarze sali weselnej zaoferował pomoc. Ludzie zaczęli słać ostrzeżenia

Polska
"Interwencja". Po pożarze sali weselnej zaoferował pomoc. Ludzie zaczęli słać ostrzeżenia
Interwencja

Marcin B. zaoferował pomoc przedsiębiorcom, którzy w pożarze stracili dom weselny. Ponieważ sam organizuje wesela, zaoferował licytację terminów. Pieniądze miały trafić do pogorzelców. Ci szybko wycofali się ze współpracy. Wszystko z powodu reputacji B., który brał pieniądze i nie organizował przyjęć, za co usłyszał zarzuty. Pieniędzy z licytacji też nie chce zwrócić. Materiał "Interwencji".

22 września tego roku w jednym z domów weselnych w podwarszawskim Pruszkowie wybuchł pożar. Ewakuowano 150 osób, a szanowana przez lokalną społeczność rodzina straciła działający od lat biznes. Wiele osób ruszyło z pomocą. Wśród nich był Marcin B., który w Warszawie również wynajmuje halę na różnego typu imprezy i organizuje wesela.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Pogrążył go leasing. Z 240 tys. zł zrobiło się ponad milion

 

- W piątek mieliśmy pożar, w poniedziałek był Nadzór Budowlany, raport zrobili do rozbiórki. Około dwunastej ten pan przyjechał i mówi, że jego tam kiedyś też podobno coś spotkało, chciała konkurencja go podpalić... I zaczęli ludzie tam wpłacać, pisać i tak dalej – wspomina przedstawicielka spalonego domu weselnego.

Licytacja wesela

Marcin B. ogłosił w mediach społecznościowych licytację wesela. On miał być organizatorem, a pieniądze otrzymane od zwycięskiej pary miały trafić do poszkodowanych właścicieli domu weselnego. Krótko po uruchomieniu licytacji na jaw zaczęła wychodzić niejasna przeszłość mężczyzny oferującego licytację.

 

- Jak my dowiedzieliśmy się, to z automatu poprosiłam, żeby sprostowanie dać na stronę, że my z tym panem nie chcemy mieć nic wspólnego, nie przyjmę nic od niego. Później to już lawina ludzi dzwoniła, mówili, że on bardzo nieładnie się zachowuje - opowiada przedstawicielka spalonego domu weselnego.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Szczątki w ziemi, a groby zlikwidowane. Nie taka była umowa

 

Jedną z osób, które wygrały licytację była Sandra Sobolewska z Pruszkowa. - My za 20 tysięcy złotych wylicytowaliśmy wesele i druga para na pewno też za 20 tysięcy złotych - mówi.

 

Niedługo potem kobieta spotkała się z organizatorem licytacji, czyli Marcinem B., żeby ustalić szczegóły. Wpłaciła 10 tysięcy złotych zaliczki i ustaliła termin ślubu na 13 lipca 2024 roku.

 

- Po wpłacie, następnego dnia rano napisała do mnie przyjaciółka, która znalazła na jakichś grupach weselnych ostrzeżenia dotyczące pana Marcina. I tam były normalnie posty osób, które próbowały u niego zorganizować wesele. Wielu opowiedziało swoje historie, że ich wesela się nie odbyły, że pieniędzy do tej pory nie ma, a wesele miało być cztery lata temu - relacjonuje.

Zapłacili, ale wesele się nie odbyło

Dlaczego tak wiele osób ostrzegało przed udziałem w licytacji Marcina B.? W 2019 roku miał bowiem organizować przyjęcia weselne w sali przy ulicy Szwedzkiej w Warszawie. Choć pieniądze wpłynęły od przyszłych nowożeńców, duża część imprez się nie odbyła. Spotkaliśmy się z jedną z poszkodowanych wtedy osób.

 

- Zapłaciliśmy mu 25 tysięcy złotych. W 2019 roku zawarliśmy umowę, ale wesele się nie odbyło. Na pewno do niego zadzwoniłam, powiedziałam: Marcin, słuchaj, odezwała się do mnie jakaś dziewczyna, która mówi, że nie będzie wesela. Proszę cię, powiedz, że to jest nieprawda, ktoś cię pomawia, cokolwiek. A on powiedział: tak, to prawda, nie będzie żadnego wesela, nie mam pieniędzy, oszukali mnie - twierdzi pani Nina.

 

ZOBACZ: Dostała ogromne rachunki za prąd. Wszystko przez inkasenta

 

Jej zdaniem w momencie podpisywania umowy mężczyzna wiedział, że nie wywiąże się z zobowiązań.

 

- To był lipiec, taki miesiąc, kiedy było tak, że jednej parze powiedział: słuchajcie, mam tarapaty finansowe. Albo pożyczacie mi pięć tysięcy, albo to się nie odbędzie - dodaje.

 

Z dokumentów prokuratury, która prowadziła sprawę, wynika, że poszkodowanych jest kilkadziesiąt osób na łączną kwotę ponad miliona złotych. Dlatego pani Sandra chciałaby zrezygnować z dalszej współpracy z mężczyzną i odzyskać wpłacone pieniądze.

 

- Nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z takim człowiekiem, ale też namawia mnie do zerwania umowy, co spowoduje, że po prostu pieniądze zostaną u niego - mówi pani Sandra.

"Mam firmę, ale nie płacę podatków"

Mimo że Marcin B. w sprawie z 2019 roku usłyszał zarzuty, to dziś prowadzi nowy biznes w hali wynajmowanej od Agencji Mienia Wojskowego. Spotkaliśmy się z nim, zainteresowani organizacją wesela 13 lipca 2024 roku.

 

Marcin B.: Mam parę par z otwartymi terminami, więc ja zrobię tak, żeby trzynasty był wolny.

 

Reporter: Dobra.


Marcin B.: Ale masz, brzydko mówiąc, zamknąć mordę i się tym nie chwalić za bardzo.


Reporter: Dobrze.

 

ZOBACZ: Michał Delewski zaginął po imprezie. Do domu miał 500 metrów

 

Marcin B.: Natomiast dopóki ja żyję, ta impreza będzie.

 

Reporter: Ty masz firmę, czy piszemy umowę na ciebie jako osobę prywatną?

 

Marcin B.: Mam firmę, ale nie płacę podatków.

 

Reporter: Okej, dobra, czyli kasa do ręki. Faktura nie bardzo?

 

Marcin B.: Nie, może być, ale doliczam podatek. Wystawia mój kolega, który ma legalną firmę jako jeden z nielicznych. Ale wtedy jest podatek plus VAT, czyli się nie opłaca.

"Z panią Sandrą spotkam się w sądzie"

Po pewnym czasie wracamy do mężczyzny, by dowiedzieć się o powody jego zachowania.

 

Reporter: Dzień dobry, panie Marcinie, prawda jest taka, że jesteśmy dziennikarzami z programu Interwencja, Telewizja Polsat.

 

Marcin B.: Tak, tak... Wiedziałem, zorientowałem się wczoraj, tak że dziękuję, bo się zorientowałem. Nie mogę z wami rozmawiać bez prawnika.

 

Reporter: Ale dlaczego? Panie Marcinie...

 

Marcin B.: Nie.

 

ZOBACZ: Na działce nic nie zbuduje. Firma energetyczna broni starych słupów

 

Reporter: Chodzi nam o licytację dla Sandry Sobolewskiej, powiedział jej pan, że zorganizuje wesele trzynastego lipca, a wczoraj był pan gotów mi sprzedać ten sam termin.

 

Marcin B.: Pani Sandra zerwała umowę.

 

Reporter: Dlaczego tych 10 tysięcy złotych, które pan wziął z licytacji, nie przekazał pan osobom poszkodowanym?

 

Marcin B.: Dlatego, że pani Sandra podpisała umowę niezależnie od tego. Jeżeli będzie trzeba, z panią Sandrą spotkam się w sądzie i wyjaśnimy racje. Teraz to jest insynuacja.

 

Materiał "Interwencji" do obejrzenia TUTAJ.

Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie