"Obawiamy się inwazji, bo to oznacza wiele ofiar. Relacja reportera Polsat News z Izraela

Świat
"Obawiamy się inwazji, bo to oznacza wiele ofiar. Relacja reportera Polsat News z Izraela
Mateusz Górny/Polsat News
Reporter Polsat News Cyprian Jopek

Aszkelon leży na południu Izraela, niedaleko Strefy Gazy. To 120-tysięczne miasto opustoszało. Ci, którzy nie wyjechali, chronią się w domach. Naszą wizytę zaczęliśmy od jednego z niewielu otwartych lokali przy nadmorskiej promenadzie. W środku jest kilka osób: trzech miejscowych i dwie ekipy telewizyjne. Spotykamy tu Jacka Cohena, właściciela biznesu. Naszą rozmowę przerywa wycie syren... 

- Chodźcie! Do środka! - krzyczy Cohen wskazując wszystkim obecnym w lokalu drogę do schronu.

"Takie alarmy mamy kilka razy dziennie."

Wszystko dzieje się bardzo szybko. Nie zdążyliśmy nawet wejść do bezpiecznego pomieszczenia, gdy w okolicy rozległ się huk. Żelazna Kopuła - system obrony przestrzeni powietrznej Izraela, przechwyciła i zniszczyła rakietę Hamasu. Czego dowodem jest ślad pocisku na niebie zakończony niewielką "chmurą", pozostałością po eksplozji. 


- Tutaj takie alarmy mamy kilka razy dziennie. Już się do tego przyzwyczailiśmy - mówi Jack Cohen. W Aszkelon mieszka od 25 lat. 


Niektóre pociski Hamasu przebiły się przez system obrony. Jeden z nich uderzył w tutejszy szpital. To cud, że nikt nie ucierpiał w tym ataku. W innych miejscach rakiety wbiły się w kilka budynków, zabijając dwie kobiety i raniąc kilkanaście osób. Na jednej z ulic rakieta wbiła się w asfalt niszcząc pobliskie auta. 


Pierwszego dnia ataku Hamas wystrzelił w stronę Izraela pięć tysięcy rakiet. Teraz, według izraelskiej armii, przygotowuje się na długą wojnę i oszczędza pociski. Atakuje raz, dwa razy dziennie, wystrzeliwując ze Strefy Gazy od 200 do 400 pocisków. 


- Nie mieliśmy takiej tragedii od czasu Holocaustu. Nie potrzebujemy już więcej nazistów! Hamas to naziści! Albo my zniszczymy ich albo oni zniszczą nas - słyszę od Guya Zalmanovicha, mieszkańca Tel Awiwu.

"Tu nie chodzi o ziemię"

Rozmawiamy o tym, co Izraelczycy myślą o planowanej inwazji lądowej na Strefę Gazy. Dopytuję: co z zakładnikami? W końcu terroryści uprowadzili od 150 do 200 osób. 


- Są priorytety - słyszę w odpowiedzi - a tym jest unicestwienie Hamasu. 


- Tu nie chodzi o ziemię. Bronimy się. Nie mamy innego wyboru - mówi mi Genach Mirit. Przyszła na Plac Dizengoffa, by zapalić świecę. Dziesiątki mieszkańców zebrało się w jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc w Tel Awiwie, by uczcić pamięć zamordowanych w ataku Hamasu. Wśród świec i kwiatów tablica z napisem: Brak słów. 


Gila Ahinoam, mieszkanka Ra'anana: - Atak Hamasu był dla nas szokiem. Nie mogłam oderwać się od telewizora, oglądałam to z przerażeniem. Nie mogłam w to uwierzyć. Jakim cudem!? Jakim cudem oni nas zaatakowali!? - powtarzałam płacząc. Przecież mamy świetnie wyszkolone wojsko, wywiad... To jakiś koszmar!

 

Reporter Polsat News Cyprian JopekMateusz Górny/Polsat News
Reporter Polsat News Cyprian Jopek

Porażka wojska

Izraelskie wojsko już przyznało się do porażki.


- Armia nie stanęła na wysokości zadania, jeśli chodzi o ochronę obywateli - przyznał szef sztabu generalnego Sił Obronnych Izraela, generał Herci Halewi. Zignorowano sygnały ostrzegawcze o nadchodzącym ataku Hamasu. Będzie śledztwo w tej sprawie. Ale jak dodał wojskowy: - Teraz jest czas na wojnę.


28-letni syn Gily Ahinoam czeka na rozkazy z wojska. Jego kolega już jest w grupie ponad 350 tysięcy rezerwistów powołanych do służby. Jak większość został oddelegowany na granicę ze Strefą Gazy. 

 

ZOBACZ: Operacja "Neon". Wiadomo, ilu Polaków ewakuowano z Izraela


- Bez zwycięstwa nie wracamy do domu! - mówi David Roy na nagraniu z wojennego frontu. Krótki film rozesłał do znajomych. 


- Obawiamy się inwazji, bo to oznacza wiele ofiar - mówi Gila. Zaprosiła nas do domu. W tym samym czasie z ekranu jej telewizora przemawia premier Izraela Benjamin Netanjahu: - Uderzymy w naszych wrogów z bezprecedensową siłą - zapewnia. 


Nie podaje terminu inwazji, choć jego wystąpienie tuż po rozpoczęciu szabatu - żydowskiego świątecznego dnia - to sytuacja bez precedensu. Żaden polityk w historii Izraela nie zdecydował się na przerwanie obchodów religijnych. 


Izraelskie wojsko odcięło Strefę Gazy od dostaw jedzenia, prądu i wody. W odwecie za atak bombarduje budynki i infrastrukturę - jak przekonuje armia - należące do Hamasu. Jest też nakaz natychmiastowej ewakuacji ponad miliona osób zamieszkujących północną cześć Sfrefy Gazy. Są wzywani do tego, by przenieść się na południe enklawy. Ze zdjęć satelitarnych opublikowanych przez wojskowych wynika, że Hamas blokuje trasy ewakuacyjne, chcąc zatrzymać uciekających Palestyńczyków. Dla terrorystów są żywymi tarczami. 

"Już nigdzie nie można czuć się bezpiecznie"

- Od tygodnia jesteśmy małżeństwem - słyszę od Mily i Asafa Rosenfeldów. Spotykamy ich w Hajfie na północy Izraela. - Przenieśliśmy się tu z centrum kraju, do naszych rodziców. Chcieliśmy poczuć się bezpieczniej, ale i tu ostatniej nocy słychać było syreny alarmowe. 


Izrael przygotuje się na wojnę na dwóch frontach. W obawie przed zmasowanym atakiem libańskiego Hezbollahu - organizacji terrorystycznej, popierającej Hamas, znacznie potężniejszej od Hamasu - izraelskie wosjko przerzuca rezerwistów także do miast na północy, na granicę z Libanem. Armia ma patrolować i chronić osady. Na drogach powstają punkty kontrolne. 


- To straszne, że już nigdzie nie można czuć się bezpiecznie - mówi Mily. 


W Hajfie znajduje się największy szpital na północy kraju. To centrum medyczne Rambam. Jego lekarze przechodzą na wojenny tryb pracy. Przygotowują się na wypadek ataku z Libanu. Pod budynkami jest trzy poziomowy podziemny schron, w którym już zorganizowano dwa tysiące łóżek dla pacjentów.

Z ogarniętego wojną Izraela Cyprian Jopek
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie