Część Antarktydy "bez oznak ożywienia". W tle ocieplenie klimatu
Zmiany klimatu roztapiają Antarktydę. W ciągu ostatnich 25 lat znacznie straciła swoją objętość, zwiększając ryzyko wzrostu poziomu mórz i oceanów. Naukowcy mają obawy, że niedługo możemy nie mieć czego ratować.
Działalność człowieka mogła doprowadzić do utraty 40 proc. szelfów lodowych przez Antarktydę. Naukowcy z Leeds University informują o zmniejszeniu objętości 71 ze 162 z nich.
Ubytki lodowców
Zmiany na Antarktydzie zachodzą nierównomiernie. Największe straty odnotowano po zachodniej strony kontynentu. Na wschodzie lodowce pozostały takie same lub zwiększyły swoją objętość.
Od 1997 roku do oceanów roztopiło się 67 bilionów ton lodu. 59 bilionów zostało zrównoważone przez odrastanie wschodniej strony. Oznacza to łączną stratę 7,5 biliona ton.
ZOBACZ: Antarktyda. Pingwin cesarski wymiera. Zginęło nawet 10 tysięcy pisklaków
Naukowcy informują, że przyspieszenie topnienia lodowców doprowadziło już do dodania sześciu milimetrów do globalnego poziomu mórz. Według aktualnych badań, topniejące szelfy kurczą się bez oznak ożywienia i szansy na regenerację.
Szelfy spowalniają tempo przepływu lodowców do morza. Zmniejszenie ich objętości doprowadza do uwolnienia większej ilości słodkiej wody do morza. Zakłóca to prądy morskie, które transportują ciepło oraz składniki odżywcze na całym świecie.
Współwinny człowiek
Odrodzenie byłoby możliwe przez naturalną zmienność wzorców klimatycznych. Nie dochodzi do tego m.in. przez skutki działalności człowieka, które istotnie wpływają na globalne ocieplenie.
ZOBACZ: Irlandia: Rząd rozważa zabicie 200 tys. krów. Chce wypełnić cele klimatyczne UE
Największe straty odnotowano na szelfie lodowym Getz, który mógł utracić nawet 9,25 biliona ton lodu. Większość strat spowodowana była topnieniem jego podstaw. Na szelfie Pine Island utracono 1,3 biliona ton, gdzie znaczna część była spowodowana odrywaniem dużych kawałków lodu od bryły i przenoszeniem ich do oceanu.
Czytaj więcej