"Interwencja". Mieszkają w tragicznych warunkach. Sąd może odebrać im dzieci
Państwo Mielcarkowie wzięli 85 tys. zł. kredytu. Chcieli naprawić dach w kamienicy, gdzie mieszkają z czwórką dzieci z pieczy zastępczej. Zatrudniony przez nich fachowiec zainkasował pieniądze i zerwał umowę przed ukończeniem prac. Teraz Mielcarkowie obawiają się, że ze względu na panujące w ich domu warunku sąd odbierze im opiekę nad dziećmi. Materiał "Interwencji".
Państwo Mielcarkowie są zawodową rodziną zastępczą. Pani Małgorzata wcześniej pracowała w domu dziecka, a pan Przemysław był trenerem piłki nożnej.
Przed dziesięcioma laty kupili z synami kamienicę w Tarnowie Podgórnym. Od ośmiu lat w ich domu mieszka także czwórka dzieci z pieczy zastępczej.
Pechowa naprawa dachu
Dom kupili na raty, w stanie wymagającym remontu. Gdy państwo Mielcarkowie wzięli się za naprawę dachu, zaczęły się problemy.
- Wiedzieliśmy o tym, że dach jest z eternitu i trzeba go zmienić. I w marcu tego roku podpisaliśmy umowę z tą firmą – opowiada Przemysław Mielcarek.
ZOBACZ: Koleczkowo: Matka zgłosiła się do redakcji Polsat News. Złodzieje okradli jej chorą córkę
Żeby sfinansować inwestycję synowie państwa Mielcarków wzięli kredyt na 85 tys. zł. Pieniądze jednak przepadły, a dach nie został naprawiony. Winą za zaistniałą sytuację rodzina oskarża ekipę budowlaną, która, ich zdaniem, niewłaściwie wykonywała swoją pracę.
- Od samego początku nie wyglądało to dobrze, bo po zakończonej pracy nie zabezpieczali dachu. Oni stwierdzili, że zabezpieczenie jest po naszej stronie – mówi Przemysław Mielcarek.
- Ulewa zniszczyła wszystko. Pospadały sufity. Ściany pękły. Podłogi nadają się do wymiany, panele również. Same szkody już zostały wyliczone przez firmę na 76 tys. zł, a nie mówimy o osuszaniu ścian. To są gigantyczne koszty – zaznacza Jacek Mielcarek, syn państwa Mielcarków.
Wykonawca nie czuje się winny
Na koniec, jak gdyby państwu Mielcarkom brakowało kłopotów, właściciel firmy zakontraktowanej do naprawy dachy wypowiedział umowę, zostawiając rodzinę z nieukończonym dachem.
ZOBACZ: Sosnowiec. Autobus wjechał w przystanek. Trzy osoby trafiły do szpitala
- Chodziło dokładnie o jego prace związane z bocznymi murkami. Chciał pieniądze za tą wykonaną pracę. Umówiliśmy się na 5 tysięcy zł, gdzie nie skończył jej jeszcze i syn mu przekazał, że jak skończy, to mu zapłaci. Po tygodniu dostaliśmy maila, że ona nas dwukrotnie wzywał do zapłaty i dlatego zrywa umowę – tłumaczy Przemysław Mielcarek.
Właściciel firmy Maciej B. nie zgodził się na rozmowę przed kamerami "Interwencji", zapewnił jednak, że żadnych pieniędzy nie zabrał. Zobowiązał się także do przekazania dokumentów potwierdzających, że pieniądze mu się należały. Do tej pory nie wywiązał się z obietnicy.
Rodzina boi się odebrania dzieci
Tymczasem problemy państwa Mielcarków nie zostały rozwiązane. Nie dość, że pieniądze z kredytu prawie się już skończyły, to żadna ekipa dekarska nie chce się podjąć naprawy.
- Najlepiej rozebrać wszystko to dziadostwo i zrobić na nowo - komentuje stan dachu dekarz Stanisław Steike.
ZOBACZ: Gdańsk. Tajemnicza śmierć w jednym z bloków na Zaspie. Ciało mężczyzny znalezione w windzie
Rodzina martwi się, że dzieci, którymi się opiekują zostaną im odebrane. Zbliża się zima, a im brakuje funduszy na wymianę dachu.
- Dzieci zaczęły mieć obawy, że jak nie będzie odpowiednich warunków, to może ich ktoś zabrać stąd. My oczywiście zapewniamy je cały czas, że zrobimy wszystko, żeby ich nie wzięli stąd – mówi łamiącym się głosem Przemysław Mielcarek.
- Wzięliśmy blisko sto tysięcy kredytu, to jest rata 1300 zł miesięcznie. Oprócz tego płacimy hipotekę za ten dom. Dla normalnych ludzi na etacie jest to nieosiągalna rzecz. Jeśli nie znajdą się darczyńcy, którzy nam pomogą, zostaniemy z takim dachem na całą zimę – dodaje.