Granica polsko-białoruska. Rzeczniczka SG o tym, skąd w puszczy biorą się cegły
- To, co nas szczególnie niepokoi w tym roku, to zwiększona liczba ataków przez migrantów. To przede wszystkim rzucanie kamieniami, petardami, konarami drzew. Białoruskie służby przywożą im cegły i ciągle testują naszą skuteczność - opisuje w rozmowie z polsatnews.pl rzeczniczka Straży Granicznej, Anna Michalska. Dodaje, że do Polski przyjeżdżają delegacje niemalże z całego świata i proszą o rady.
Jak wygląda praca polskich funkcjonariuszy na granicy z Białorusią? Jakie ataki - nie tylko te fizyczne - muszą odpierać służby i o co w Polsce pytają zagraniczni ambasadorowie? Na czym najbardziej zależy Białorusi? I w końcu skąd w puszczy biorą się cegły? Na te wszystkie i wiele innych pytań odpowiedziała rzeczniczka Straży Granicznej Anna Michalska.
Ilu funkcjonariuszy pilnuje polsko-białoruskiej granicy?
- Granicę polsko-białoruską ochraniają dwa oddziały Straży Granicznej: Oddział Podlaski - 2 tys. funkcjonariuszy i Oddział Nadbużański - tutaj stacjonuje nas 2,5 tysiąca - powiedziała rzeczniczka.
W momencie największego szturmu na granicę z Polską, zanim jeszcze pojawiła się potężna bariera, te liczby były jednak dużo większe. - Wtedy było około 13-14 tys. wszystkich służb na granicy - przypomniała.
To jednak liczba bazowa. Jak wskazała Michalska, "od czasu presji migracyjnej, czyli od sierpnia 2021 roku cały czas trwają oddelegowania z innych oddziałów".
- O tych liczbach nie informujemy jednak dokładnie ze względów bezpieczeństwa. Wspierają nas żołnierze i policja - dodała - W tej chwili na wsparciu jest 500 funkcjonariuszy policji ze sprzętem oraz około 3 tys. żołnierzy.
Bariera ochronna. "Cegły i kamienie odbijają się od granicy"
W czerwcu Straż Graniczna poinformowała, że zakończyły się prace przy instalacji bariery elektronicznej na granicy polsko-białoruskiej. 206-kilometrowa zapora jest wyposażona w trzy tysiące kamer dzienno-nocnych i termowizyjnych, 400 km kabli detekcyjnych oraz 11 kontenerów teletechnicznych. Jej koszt to ok. 343 mln zł. Poza nią od roku funkcjonuje także bariera fizyczna.
- Odkąd mamy barierę to żaden funkcjonariusz nie został ranny, bo część cegieł, które lecą w ich stronę, odbija się i nie przedostaje do nas. Służby stały się bezpieczniejsze. Zwłaszcza w 2021, czy nawet w 2020 roku łącznie około kilkunastu funkcjonariuszy zostało rannych - opowiada Anna Michalska.
Jak wskazała, funkcjonariusze trafiali do szpitali w różnymi obrażeniami. Uszczerbku na zdrowiu doznali, gdy trafiła w nich cegła lub kamień rzucony przez migrantów. - Były też skręcenia w czasie zatrzymań - dodała rzeczniczka.
Anna Michalska podkreśliła, że ta potężna zapora to przede wszystkim bariera ochronna. - Chroni nas przed atakami, czujemy się bezpieczni. Wzdłuż tej bariery powstała też droga dojazdowa. Dzięki temu możemy bardzo szybko przemieszczać się do kolejnego punktu, przy którym mamy sygnał o próbie wejścia na terytorium Polski - tłumaczyła.
Nielegalne przekroczenia granicy. "To niebezpieczne służby"
Jakie są liczby? W 2021 roku odnotowano 40 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy. Rok później mniej, bo niecałe 16 tys. W 2023 roku ta liczba ponownie wzrosła. - Od początku tego roku do teraz mamy już ponad 21 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy. Incydenty nasiliły się w maju i rosły do września - opisuje rzeczniczka.
Po tym czasie sytuacja trochę się uspokoiła, bo - jak wskazuje Michalska - Straż Graniczną wspierają teraz dodatkowe siły policji i żołnierzy.
- To, co nas jednak szczególnie niepokoi w tym roku, to zwiększona liczba ataków migrantów. W ubiegłym było ich dużo mniej. Od maja powróciła agresja, która miała miejsce szczególnie w 2021 roku, czyli na początku kryzysu na granicy - opisuje.
Zielona granica. "Migranci celują w nas bronią"
Gdy dopytuję o przejawy agresji, słyszę, że to głównie rzucanie cegłami, konarami drzew czy kamieniami. - Migranci niszczą służbowe samochody i rzucają płonącymi gałęziami. Często zdarzają się też petardy. Nieraz mieliśmy do czynienia z celowaniem bronią w kierunku polskich funkcjonariuszy - wymienia rzeczniczka SG. Robi chwilę przerwy i opisuje dalej.
- Zdarza się też niszczenie znaków przygranicznych nie wiadomo z jakiego powodu. Najczęściej dochodzi do tego wtedy, gdy migrantom nie udaje się przekroczyć granicy. Dzięki naszym systemom elektronicznym, wiemy, w którym miejscu może dojść do incydentu. Wtedy jedziemy na miejsce i uniemożliwiamy taką akcję. Migranci wyładowują wtedy swoją złość - mówi.
"Obelgi w stronę Polski padają codziennie"
Na przemocy fizycznej jednak się nie kończy. Anna Michalska wspomina o agresji słownej. - Obrażają głównie Polaków i Polskę, ale też samych funkcjonariuszy. - Obelgi kierowane w stronę Polski słyszymy każdego dnia - podkreśliła.
Jak dodała, Straż Graniczna widzi, że "wszystkie te ataki są kierowane przez służby białoruskie", które "dostarczają na miejsce petardy i cegły". Bo przecież cegły w puszczy naturalnie nie występują.
Granice wytrzymałości. Na co "tylko czeka Białoruś"?
Sytuacja na polsko-białoruskiej granicy cały czas jest napięta. Anna Michalska podkreśla, że to w interesie służb białoruskich jest doprowadzanie do eskalacji i konfliktu.
- Po pierwsze te służby są bardzo niebezpieczne, a po drugie polscy funkcjonariusze muszą być bardzo rozważni w swoich działaniach, żeby nie przesadzić z odpowiedzią - powiedziała.
- Białoruś tylko czeka na to, żeby oskarżyć nas o nieodpowiedzialne zachowania - wyjaśnia dalej rzeczniczka.
To, co jest najważniejsze, zauważyła, to fakt, że Straż Graniczna broni nie tylko granic Polski, ale także Unii Europejskiej. - To jest nasz wspólny interes i nasze wspólne bezpieczeństwo - podkreśliła.
Zielona granica. Kto jest po drugiej stronie?
Pytam, kto najczęściej znajduje się po drugiej stronie zielonej granicy. Czyje twarze można zobaczyć za metalową barierą? - Co z rodzinami z dziećmi? - dopytuję.
- Odkąd jest bariera fizyczna, to prób podejmują się głównie młodzi mężczyźni od 20 do 40 lat. - Zdarzają się też dorosłe kobiety, ale to rzadkość. Dzieci praktycznie nie ma żadnych. W tym roku było jedno zdarzenie w maju. Było o tym zresztą głośno - mówiła.
Pod polsko-białoruską granicę przyjechała grupa z dziećmi. - Grupę najpierw przywieźli Białorusini i później ją zabrali. Cała akcja miała wymiar propagandowy - zaznaczyła.
- W tym roku, podobnie jak w zeszłym, jest ogromne zróżnicowanie pod względem obywatelstwa. Mieliśmy już styczność z migrantami z pięćdziesięciu różnych państw. To nie jest jakaś konkretna grupa migrantów, jak na przykład uchodźcy z Ukrainy, którą można jakoś określić i przyjąć. To jest olbrzymia liczba państw i cudzoziemców, którą ściąga strona białoruska na ten odcinek granicy - dodaje.
"To nie są uchodźcy, to migranci ekonomiczni"
Anna Michalska podkreśliła też, że "każda z tych osób zapłaciła za to, żeby dostać się pod granicę". - Ta presja migracyjna jest dobrze zorganizowana. Nielegalne przekroczenia granicy z Białorusi do Polski ma formę zorganizowaną. Tam nie żadnych przypadkowych osób. Wszystkie zostały przewiezione przez służby białoruskie, wszystkie za to zapłaciły i wszystkie mają świadomość, że będą próbowały granicę przekraczać nielegalnie i prawie wszystkie te osoby chcą się dostać do krajów Europy Zachodniej - mówiła.
Wskazała, że osób które składają wnioski o ochronę, jest niewiele. - Czasami takie wnioski wpływają tylko po to, żeby przedostać się dalej. Takie osoby same zresztą mówią, że interesują ich socjale w Niemczech czy w innych krajach. Mało jest osób, które deklarują, że są prześladowane i szukają schronienia - powiedziała.
- To nie są uchodźcy. To są migranci ekonomiczni. Uchodźca składa wniosek o ochronę międzynarodową w pierwszym bezpiecznym państwie, a nie sam wybiera sobie państwo, w którym chce taki wniosek docelowo złożyć - mówiła Michalska.
"Nielegalnie migranci to zorganizowana akcja"
Rzeczniczka wskazała, że dzięki temu, że pojawił się monitoring można analizować taktyki działania migrantów. - Bo migranci nie przekraczają granicy w sposób spontaniczny, to wszystko jest zaplanowane - wyjaśniła.
- Czasem szturmują granicę w jednym miejscu dużą grupą. Innym razem jest to kilka mniejszych ataków rozproszonych w różnych punktach. Czasem zbierają się w jednym miejscu, ale z przerwami co kilkanaście minut. My mamy świadomość, że służby białoruskie cały czas nas testują - podkreśla.
- Sprawdzają naszą skuteczność i to, jak szybko reagujemy. Pokazywaliśmy niedawno filmik, jak migranci próbowali się czołgać przez naszą granicę, bo myśleli, że nie są zauważeni. Próbują też niszczyć kamery i sprzęt - dodaje..
"Przyjeżdżają do nas delegacje"
Ze względu na utrzymujący się od lat kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej polscy funkcjonariusze - jak wskazuje rzeczniczka - stali się źródłem wiedzy dla innych państw zmagających się z podobną presją.
Kiedy dopytuję, skąd najczęściej po rady przyjeżdżają zagraniczne delegację, słyszę, że "praktycznie z całego świata".
- Przede wszystkim kraje nadbałtyckie, które mają podobny problem z Białorusią. Przyjeżdżają też ambasadorowie z Unii Europejskiej i spoza niej. My zresztą chętnie się naszym doświadczeniem dzielimy - powiedziała Anna Michalska.
Czytaj więcej