"Interwencja": Szukali pracy, teraz dostają wezwania do zapłaty
Do redakcji "Interwencji" zaczęły zgłaszać się osoby, które czują się poszkodowane przez firmę prowadzącą rekrutację online. Oferty były z całej Polski: praca w magazynie, pakowanie ubrań, kierowca. Żeby otrzymać konkretną ofertę, najpierw należało podać wszystkie swoje dane i wypełnić test, który miał być bezpłatny.
- Szukałam pracy i złożyłam aplikacje na jednym z portali. Po kilku dniach przyszedł mi SMS, żebym weszła w ten link i rozwiązała test. Jeżeli rozwiążę ten test, to dostanę się od razu do pracy. Próbowałam trzy razy zrobić ten test, ale on jest nie do przejścia - mówi jedna z poszkodowanych osób.
- Chodziło o pracę w magazynie, w okolicach naszego miejsca zamieszkania. Zarobki od 4500 do 7000 zł. Wysłałam CV, po czym przyszedł mi SMS, że zakwalifikowałam się do drugiego etapu - dodaje.
Było 30 pytań, chyba 4 minuty. To nie było do przejścia, bo pytania bardzo różne i skomplikowane. Za niezdany test już kazali płacić. To był test z wiedzy o wszystkim: prawo drogowe, język polski, matematyka, kulinaria, święta polskie, wszystko - tłumaczą pani Anna i jej córka Katarzyna, również poszkodowane.
Firma grozi komornikiem
- W moim przypadku za szkolenie było to prawie 200 złotych, a za każdy z testów po 20. To były tzw. ceny z rabatem. Jeśli bym nie zapłaciła w odpowiednim terminie, to wtedy musiałabym zapłacić o wiele więcej - zaznacza pani Zuzanna, również poszukująca pracy.
Nasi rozmówcy chcą pozostać anonimowi, bo za rozmowy o procesie rekrutacji firma straszy karami. Ci, którzy za testy płacili od razu, stracili kilkaset złotych. Ale są i tacy poszkodowani, którzy zdecydowali się nie płacić. Do dziś dostają maile z ostrzeżeniami o wpisach do rejestru długów czy egzekucjach komorniczych. A kwoty do zapłaty są coraz wyższe.
ZOBACZ: "Interwencja". W kilka dni zabrali im dom. Wygrali z warszawskim ratuszem
- Napisałyśmy jedno odwołanie, drugie, skany przesłałyśmy pocztą, zero odzewu. Nie wpłacałyśmy nic. Z każdym ponagleniem suma rosła, teraz jest chyba 1400 złotych do zapłaty - mówi pani Anna.
- Dostałam na maila tzw. promesę, czyli taką umowę przedwstępną pracy i tam było napisane, że umowę o pracę zawiera się najdalej na dzień 13 września. Dziś jest już po tym terminie, do tej pory tej pracy nie otrzymałam. Nie dostałam żadnego kontaktu, nikt do mnie nie dzwonił, nikt do mnie nie pisał maila, nic. Nie dostałam tej pracy - przyznaje pani Zuzanna.
Siedziba w wirtualnym biurze
Pracy nie otrzymała żadna z osób, z którymi rozmawialiśmy. Szukając firmy prowadzącej rekrutację trafiamy do Gdańska. Dariusz S., który jest właścicielem, spółkę zarejestrował w wirtualnym biurze.
ZOBACZ: "Interwencja". Pani Joanna nie może wyjść sama z mieszkania. Odmówiono jej pomocy
- Nie wydaje mi się, żeby właściciel był już po odbiór korespondencji. Bo oni tu tylko po to przychodzą. My im skanujemy korespondencję i szef wysyła. Firma jest od sierpnia, czyli świeża, praktycznie nowiutka. Z tego, co widzę, to jest teraz wrzesień i tej faktury wrześniowej już nie opłacili, więc nie wiem, czy to nie będzie koniec ich kariery z nami tak naprawdę - mówi pracownica wirtualnego biura.
Schemat działania
Patryk Piwnicki prowadzi kanał w serwisie YouTube. Sam padł ofiarą oszustwa i postanowił przeprowadzić prywatne śledztwo. Odkrył, że firma, która dziś rekrutuje pracowników, jest spadkobiercą innych dwóch spółek działających w przeszłości. Firmy mają innych właścicieli, ale sposób funkcjonowania i strona internetowa wygląda identycznie.
- Szukałem kogoś, kto przez to przeszedł, bo sam czułem lęk, że może zapłacę, bo straszą mnie jakąś giełdą długów i tak dalej. Zacząłem szukać na grupach na Facebooku. Bardzo dużo ludzi się żaliło tam. W takim piku było z 60 osób. Zdecydowałem, że zrobię o tym film. Można taką spółkę założyć online, więc oszust, który zajmuje się tym wszystkim, nawet nie musi przy tym być. Bardzo trudno będzie go namierzyć - opowiada Patryk Piwnicki.
ZOBACZ: "Interwencja". Cukiernik przez formalności traci tysiące złotych miesięcznie
My również postanowiliśmy wziąć udział w rekrutacji. Wystarczyło zapytać o pracę, nie wysyłając nawet CV. SMS z linkem do testu otrzymaliśmy po dwóch dniach. I naszemu reporterowi też nie udało się go rozwiązać…
- To jest po prostu jedna wielka ściema, żadna praca to nie jest. Wydaje mi się, że ktoś tutaj znalazł sobie taką sprytną metodę na zarabianie szybkich pieniędzy - ocenia pani Zuzanna.
Cały materiał "Interwencji" możesz zobaczyć TUTAJ.
Czytaj więcej