Porwanie czy adopcja? Międzynarodowy spór o sierotę z Afganistanu

Świat
Porwanie czy adopcja? Międzynarodowy spór o sierotę z Afganistanu
Zdj. ilustracyjne/Flickr/Defence Imagery
Zdjęcie ilustracyjne

Amerykański żołnierz adoptował Afgańską sierotę, której rodzice zginęli w trakcie operacji wojskowej. Jak się później okazało dziewczynka została mu przekazana, mimo że opiekowali się nią krewni. Mężczyzna zorganizował im przeprowadzkę do Stanów Zjednoczonych, by wkrótce po przylocie odebrać im dziecko. Dziś rodzina chce odzyskać prawo do opieki nad dziewczynką.

Szóstego września 2019 roku oddział amerykańskiego wojska stacjonujący w Afganistanie zaatakował odosobnioną wioskę. Celem operacji miał być mieszkający tam bojownik Talibanu. To, co dokładnie wydarzyło się tej nocy nie zostało nigdy podane do wiadomości publicznej. Wiadomo jednak, że w trakcie operacji doszło do wybuchu. Całkowitemu zniszczeniu uległ dom, w którym przebywać miał rzekomy terrorysta.


Z gruzów amerykańscy żołnierze wyciągnęli dwumiesięczną dziewczynkę. Niemowlę było ciężko ranne, ale żyło. Dziś przebywa w Stanach Zjednoczonych. Zostało adoptowane przez amerykańskiego żołnierza, który stacjonował w jednostce, gdzie trafiła dziewczynka. Bliscy dziecka, komentujący sprawę używają jednak innego określenia - porwanie. Według najnowszych doniesień amerykański rząd podjął działania, by dziecko wróciło do rodziny.

"Ofiara terroryzmu" uratowana przez żołnierza

Joshua Mast, emerytowany żołnierz Amerykańskiej piechoty morskiej, twierdzi, że dziecko adoptował legalnie. Uważa, że czteroletnia dziś dziewczynka jest "ofiarą terroryzmu", a on razem z żoną uratowali ją przed złem. Historia nie jest jednak taka oczywista, jak prezentuje ją mężczyzna.


Dziennikarze AP News odwiedzili wioskę, w której urodziło się dziecko. Opis wydarzeń z szóstego września 2019 roku prezentowany przez mieszkańców całkowicie przeczy wersji amerykańskiego żołnierza. Afgańczycy twierdzą, że wojsko miało błędne informacje. Mężczyzna, który stanowił cel ataku nie był terrorystą, tylko zwykłym farmerem. Żył w domu z żoną i dziesiątką dzieci. Gdy na ich dom spadły amerykańskie bomby, zginęli rodzice i piątka dzieci.

 

ZOBACZ: Afganistan: Talibowie zakazują kobietom wstępu do parku narodowego. "Zwiedzanie to nie obowiązek"


Według relacji przedstawionej przez Masta, który nie brał udziału w akcji, wybuch był wynikiem zdetonowania przez terrorystę materiałów wybuchowych. Narracji żołnierza nie potwierdza jednak Departament Stanu. Komentując sprawę agencja poinformowała, że raport operacji, którym posługuje się Mast jest jego własnym dziełem, opartym o informacje rządowe i "niekoniecznie odzwierciedla dokładne i pełne informacje".


Pewne jest natomiast, że po wyciągnięciu z ruin dziecko na kilka miesięcy trafiło do amerykańskiego szpitala wojskowego. W czasie gdy dziewczynka dochodziła do siebie Międzynarodowy Czerwony Krzyż zajął się poszukiwaniem jej bliskich. Przedstawicielom organizacji udało się zidentyfikować rodzinę dziecka. Najpierw brata, a następnie kuzynkę, która wraz z mężem wzięła dziecko w opiekę po opuszczeniu przez nie szpitala.

Ogromna szlachetność czy diaboliczna intryga?

W 2021 roku Joe Biden zadecydował o ostatecznym wycofaniu amerykańskich wojsk z Afganistanu, zgodnie z podpisaną za prezydentury Donalda Trumpa umową między USA i Talibami. Razem z ostatnimi żołnierzami kraj próbowały również opuścić tysiące Afgańczyków, obawiających się represji ze strony Talibów, którzy przejęli władzę.

 

ZOBACZ: Trump rozwiewa wątpliwości wokół Bidena. "To nie jest żaden problem"


Wśród wyjeżdżających znaleźli się opiekunowie dziecka, wraz z uratowaną z gruzów dziewczynką. Ich podróż do Stanów Zjednoczonych zorganizował i koordynował Joshua Mast. Jak się później okazało, była to część jego złożonego planu.


Kilka dni po przylocie do nowej ojczyzny były żołnierz odebrał im dziecko, posługując się zatwierdzonymi przez sąd papierami adopcyjnymi. Jak się później okazało, Mast poruszył niebo i ziemię, by przejąć pieczę nad dziewczynką.


Kontaktował się m.in. z ówczesnym wiceprezydentem Mikiem Pencem, który według byłego żołnierza miał nakazać ambasadzie w Kabulu podjęcie odpowiednich, umożliwiających adopcję kroków. Departament Stanu zaprzecza tym doniesieniom. Faktem jest jednak to, że Mastowi udało się przekonać sędziego w stanie Wirginia, by nadał mu pieczę nad dzieckiem.

Sprawę rozstrzygnie sąd

Afgańskie małżeństwo, z którym dziewczynka przyleciała do Stanów Zjednoczonych, podało Masta do sądu. Oskarżony twierdzi, że przy identyfikacji rodziny został popełniony błąd, gdyż nie przeprowadzono badań DNA. Według obrony nie dostarczono również jakiejkolwiek dokumentacji łączącej dziecko z rodziną.

 

ZOBACZ: Afganistan: Talibowie nakazali zamknięcie salonów fryzjerskich i kosmetycznych


Przyszłość dziecka pozostaje niepewna, możliwe jednak, że sprawa niedługo zostanie rozwiązana. Według AP News w sprawę zaangażował się amerykański rząd. Sędzia, który rozpatruje sprawę przeciwko Mastowi został poinformowany, że potwierdzenie prawa byłego żołnierza do sprawowania pieczy nad dzieckiem "grozi naruszeniem prawa międzynarodowego i może być postrzegane na całym świecie jako popierające akt międzynarodowego uprowadzenia dziecka".


Według Departamentu Sprawiedliwości odrzucenie prośby krewnych o zwrot opieki nad dziewczynką "może zagrozić amerykańskim wysiłkom na rzecz przesiedlenia afgańskich uchodźców i międzynarodowym paktom bezpieczeństwa, jak również może zostać wykorzystane jako propaganda przez islamskich ekstremistów".

Kajetan Leśniak / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie