Uciekł z pałacu Putina. Ujawnia czego boi się rosyjski przywódca
Były oficer FSO, który ochraniał rezydencję prezydenta Rosji na Krymie uciekł z rodziną do Ekwadoru. Witalij Briżaty w rozmowie z niezależnymi rosyjskimi mediami zapewnił, że sprzeciwia się inwazji na Ukrainę. Ujawnił też, że Putin obawia się o własne życie i nie ufa nikomu - nawet swoim służbom.
Witalij Briżaty strzegł "pałacu" Władimira Putina na okupowanym Krymie. Rezydencja prezydenta znajduje się we wsi Oliwa, ok. 50 km na południe od Sewastopolu. W pobliżu daczy Putina znajdują się również wakacyjne domy Dmitrija Miedwiediewa i szefa FSB Aleksandra Bortnikowa.
ZOBACZ: Wielka Brytania. Premier: 24 sierpnia Rosja zaatakowała statek handlowy na Morzu Czarnym
W wywiadzie dla niezależnej rosyjskiej telewizji Dożd Briżaty wyjaśnił, że w FSO zajmował się tresowaniem psów, które sprawdzały rezydencję prezydenta Rosji pod kątem materiałów wybuchowych. Syn Ukraińca, mieszkaniec Kamczatki zapewnił, że potępia rosyjską inwazję, nazywa Putina przestępcą, a sam Krym uważa za terytorium okupowane.
"Usłyszałem 'powodzenia na froncie'"
Briżaty stwierdził, że próbował opuścić FSO po rozpoczęciu wojny w Ukrainie, ale jego przełożeni zagrozili mu wysłaniem na front.
Ostatecznie jednak wraz z żoną uzyskali pozwolenie na pobyt w Ekwadorze. Funkcjonariusze służb bezpieczeństwa nie mogą posiadać pozwolenia na pobyt w obcym kraju, dlatego Briżaty został zwolniony ze służby po czym natychmiast opuścił kraj.
- Ostatnie co usłyszałem, kiedy wyjeżdżałem to: Powodzenia na froncie - przekazał.
Ujawnił szczegóły wizyt Putina
Były oficer ujawnił, że szczegóły każdej wizyty prezydenta Rosji na Krymie utrzymywane są w ścisłej tajemnicy. O tym, w jaki sposób prezydent dotrze do swojej rezydencji nie wiedzą nawet funkcjonariusze FSO. Z prezydentem podróżują jedynie jego najwierniejsi ochroniarze i członkowie służb.
ZOBACZ: Wojna Turcji z Rosją? Pomyłka tłumacza zaskoczyła Władimira Putina
- Mówi się nam, że Putin jedzie na miejsce, ale to wcale nie musi być prawda - mówił Briżaty.
"Standardowa" wizyta prezydenta na Półwyspie wygląda następująco: Na każdym z dwóch dostępnych lotnisk ląduje rządowy helikopter, Rosgwardia, organizowane są osobne kondukty. Sam prezydent może przybyć na miejsce również drogą morską - strefa przybrzeżna chroniona jest przez specjalny oddział nurków. Wewnątrz daczy mogą przebywać jedynie ochroniarze i osoby sprzątające ze "specjalnym dostępem".
- W ten sposób ten człowiek boi się o swoje życie - przekazał były oficer.
Czytaj więcej