"Interwencja". Sprzedają "leki", podszywając się pod Jezuitów. "Żerowanie na uczuciach religijnych"
Wykorzystują wizerunek zakonu Jezuitów i oferują specyfik na miażdżycę i choroby serca. Ostrzegamy przed działającą w sieci firmą proponującą terapię rzekomo na bazie ziół australijskich, sprowadzonych do Europy przez zakonników. Jej koszt to kilkaset złotych miesięcznie, a efekty? Materiał "Interwencji".
Ojciec Paweł Witon od dwóch lat jest proboszczem parafii w Starej Wsi koło Brzozowa. Tutaj znajduje się zabytkowy kościół i klasztor Ojców Jezuitów.
- Jest to sanktuarium, które liczy ponad trzysta lat. Staramy się prowadzić i działalność parafialną i pomagać wszystkim gościom i pielgrzymom, którzy do nas przybywają. Tutaj znajduje się Ogród Biblijny, do którego przybywają turyści - opowiada reporterowi "Interwencji" o. Paweł Witon.
Cudowny lek z Australii
Spokojne dotychczas życie zakonników zakłóciła informacja o pojawieniu się strony internetowej, na której oszuści podszywają się pod działalność duchownych. Na portalu podano między innymi informację, że Jezuici rzekomo sprowadzili z Australii cudowny lek na miażdżycę.
- Podobno jest to portal misyjny, ale okazuje się że w portalu misyjnym jest tylko jedna strona, informująca o leku. Nie ma żadnych innych informacji, o prowadzonych misjach. Kolejna rzecz: dobór zdjęcia pokazanego na stronie internetowej. To zdjęcie pokazywało taki zwyczaj, który nazywa się smecz i to jest palenie ziół, które nie mają leczyć, tylko jest to wykorzystywane do samej modlitwy, bardziej do ceremonii. To fałszywe zdjęcie - mówi o. Paweł Witon.
Jedną z osób, która natknęła się na tę stronę internetową była pani Ewa. Kobieta ma siedemdziesiąt trzy lata i mieszka na Pomorzu.
ZOBACZ: "Interwencja". Zapomniany blok. Mieszkańcy domagają się wykupów mieszkań
- Przyszła do mnie moja koleżanka i powiedziała, że zamówiła jakiś cudowny lek na nadciśnienie i krążenie. I że za ten lek ma zapłacić trzysta złotych i będzie on przesłany pocztą. Znalazła ten lek na stronie internetowej i polecał go jakiś zakonnik. Poprosiłam ją, żeby się wstrzymała i nie odbierała tej przesyłki i skontaktowałam się z prowincją południową Jezuitów, żeby się dowiedzieć, czy taki zakonnik w ogóle jest im znany – opowiada Ewa Wojciechowska.
- Nigdy takiego jezuity nie było i nie ma. To jest pierwsza nieprawdziwa informacja. Druga, że pracował wśród Aborygenów w Australii. Z tego co wiem, moi współbracia, polscy Jezuici, w Australii pracują, ale oni pracują z polonią, a nie z Aborygenami - tłumaczy o. Paweł Witon.
- Bulwersuje mnie, że jest to żerowanie na uczuciach religijnych, na ludzkim nieszczęściu, bo są ludzie starsi, którzy dla zdrowia oddadzą wszystko. To żerowanie na ludziach głęboko wierzących i nadużywanie wizerunku kościoła katolickiego - dodaje Ewa Wojciechowska.
"Wyjątkowa okazja"
Na stronie internetowej podszywającej się pod portal religijny działa tylko jedna zakładka, która pozwala zamówić rzekomo cudowny preparat. Po oświadczeniu wydanym przez Jezuitów, ostrzegających przed oszustwem, na portalu zmieniono nazwisko i narodowość zakonnika, odpowiedzialnego za preparat. Ale sposób działania firmy pozostał ten sam. Dzwonimy więc pod podany tam numer telefonu, podając się za osobę chorą na miażdżycę.
- Z tego co widzę w systemie, to trafił pan najlepszy artykuł, gdzie właśnie producent przygotował sto procent refundacji, proszę pana, pierwszy miesiąc, dla osób, które zdecydują się na kurację. Z tej promocji mogło skorzystać sto osób. Widzę, że trzy miejsca wolne jeszcze są, więc mogę na to zapisać – zachęca konsultant firmy.
ZOBACZ: "Interwencja": Notorycznie zalewa im blok. "Okropna pleśń i smród. Nie do zniesienia"
Po kilku minutach rozmowy z konsultantem okazuje się, że darmowa jest tylko część kuracji. Za pełne leczenie należy zapłacić, chociaż mężczyzna przez telefon przekonuje nas, że to i tak wyjątkowa okazja.
- Jeden miesiąc kuracji, który regularnie kosztuje 480 złotych, otrzymują państwo za darmo, w prezencie, od producenta. Natomiast te dwa pozostałe na dziś, w ramach promocji, są przecenione, z 480 złotych, na 160 złotych każdy. Zatem koszt pełnej, kompleksowej kuracji na trzy miesiące, to 320 złotych. Z tego co widzę, takie dwa wolne miejsca jeszcze są. Rozumiem, że na taką kurację zapisać? – proponuje.
Lekarz: To nie ma prawa działać
Po dwóch dniach otrzymaliśmy paczkę ze specyfikiem rzekomo sprowadzonym z Australii przez zakonników. O ocenę składu tych tabletek poprosiliśmy doktora Pawła Krząścika z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Nigdy, przez swoje czterdzieści parę lat pracy w tej branży, nie spotkałem się z preparatem, który składałby się z pięćdziesięciu trzech substancji czynnych. Jeżeli w ogóle można nazwać te związki substancjami czynnymi. Szukałem badań klinicznych dla tego leku: nie ma. Żadna z substancji, która jest umieszczona w spisie, nie znajduje się w wykazie albo wytycznych leczenia chorób sercowo- naczyniowych. To nie ma prawa działać – przestrzega dr Paweł Krząścik, doktor nauk farmaceutycznych z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
ZOBACZ: "Interwencja": Nie chcą bezdomnych w sercu Warszawy. "Zobaczymy, kto wygra"
A to fragment oświadczenia Głównego Inspektoratu Sanitarnego:
"Wskazany produkt nie został zgłoszony do Głównego Inspektora Sanitarnego zgodnie z przepisami prawa żywnościowego dla środków spożywczych i nie widnieje w rejestrze. (...) Istnieje możliwość dokonania zgłoszenia takiego procederu do GIS lub właściwej miejscowo powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej, która podejmie stosowne działania".
Rozmowa z konsultantką firmy
Na ulotce dołączonej do opakowania umieszczono instrukcję, jak należy stosować preparat. Jej autorem jest mężczyzna, rzekomo będący specjalistą do spraw kardiologii.
- Ten człowiek nie jest tym, za kogo się podaje. W rejestrach Naczelnej Izby Lekarskiej nie ma lekarza o tych danych osobowych. Jest lekarz dentysta o tym imieniu i nazwisku. Nie jest napisane, że jest to lekarz, nie jest też w fartuchu, więc nie ma takiej bezwzględnej sugestii, że mamy do czynienia z lekarzem aczkolwiek wiadomo, że jest to wybieg, skojarzenie, że jest to specjalista ds. kardiologii, czyli domyślnie kardiolog. My tę sprawę oczywiście, po państwa zawiadomieniu, zweryfikujemy, czy jest tutaj jakieś pole do popisu dla naszego działu prawnego - zapowiada Jakub Kosikowski, rzecznik prasowy Naczelnej Izby Lekarskiej.
Ze specjalistą firmy próbowaliśmy się skontaktować przez konsultantkę firmy:
- Czy można bezpośrednio skonsultować się z panem doktorem?
- Oj, niestety nie, ponieważ doktor ma bardzo dużo klientów. Ja mogę panu jak najbardziej pomóc, bo jestem specjalistą ds. doboru kuracji. Dzięki synergicznej kuracji możemy całkowicie i co najważniejsze, na stałe pozbyć się przykrych dolegliwości. W jakich sytuacjach problemy z krążeniem najbardziej przeszkadzają?
ZOBACZ: "Interwencja": "Podkopał i runęło". Sąsiad pozbawił trzy rodziny dachu nad głową
- Najczęściej przy wysiłku fizycznym. Nawet niewielkim.
- No to tutaj doskonale rozumiem i zrobię co w mojej mocy, żeby pomóc w osiągnięciu jak najlepszych rezultatów.
- A czy państwo macie kontakt z Jezuitami, żeby ewentualnie przekazać podziękowania?
- Tak, regularnie przekazujemy podziękowania. To jest receptura Jezuitów, a producent jest z Wielkiej Brytanii.
- Czyli to jest opracowane przez Jezuitów i sprowadzone z Australii?
- Tak, zgadza się.
"W ogóle tej firmy nie kojarzę"
- Część z tych ziółek, które są wymienione w tym preparacie, nie występuje w Australii. Po prostu tam tego nie ma – zauważa dr Paweł Krząścik, doktor nauk farmaceutycznych z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Firma sprzedająca lek zarejestrowana jest w kamienicy w centrum Warszawy. Pojechaliśmy tam, żeby spotkać się z przedstawicielem spółki. Od ochroniarza słyszymy, że na miejscu mieszczą się biura wirtualne.
- To znaczy, że niby jest ta firma, jest zarejestrowana pod tym adresem, ale tu się nie znajduje. Ja w ogóle tej firmy nie kojarzę - mówi ochroniarz.
ZOBACZ: "Interwencja". Przejmująca historia 26-latka
Podobnie sytuacja wyglądała pod adresem podmiotu odpowiedzialnego, czyli wytwórcy preparatu. Również natknęliśmy się na wirtualne biuro. Mimo wysłanej przez nas mailem prośby o wywiad, nie udało się z nikim skontaktować.
Znajoma Ewy Wojciechowskej ostatecznie odmówiła zakupu preparatu. - To się skończyło tak, że oni do mojej przyjaciółki dzwonili jeszcze dwu, trzykrotnie, ponaglając ją i nagabując, że musi to wykupić. A w pewnym sensie nawet ją straszyli, bo ona poczuła się zagrożona co to będzie, jak ona tego nie wykupi – twierdzi pani Ewa.
Sprawą zajmuje się policja
Podczas naszej następnej rozmowy telefonicznej z konsultantką okazuje się że kuracja, za którą zapłaciliśmy już 320 złotych, jest niepełna. Musimy dokupić kolejny preparat, ale jak przekonuje kobieta, ponieważ kontynuujemy leczenie, przysługuje nam rabat.
Konsultantka: To kwalifikuje pana do uzyskania dofinansowania na kardiowzmacniacz, dzięki któremu osiągniemy lepsze efekty. W sumie to będzie 60 tabletek, które, jak pan widział, są przecenione z 502 złotych na 262 złote. Czyli tutaj kurier może przyjechać we wtorek?
Reporter: Nie, nie, wie pani co, ja muszę się zastanowić. Musiałbym się...
Konsultantka: To proszę dać mi jeszcze chwileczkę. Zaraz tutaj zobaczę, czy może jednak coś mogę zrobić i skonsultuję się z menadżerem. (...) Dobrze, w drodze wyjątku, jako że tutaj już pan kupował te... ten pierwszy preparat z regeneratorem tętnic, no to już menedżer pozwolił, żebym obniżyła cenę do 210 złotych.
ZOBACZ: "Interwencja". Sprzedają okna, drzwi, bramy. Polują na zaliczki
- Komenda Powiatowa Policji w Brzozowie prowadzi dochodzenie w sprawie oszustwa. Oszustwo to polega na tym, że dana firma, która proponowała sprzedaż preparatu promedycznego na swojej stronie internetowej, umieściła informację, że ten preparat pochodzi od zakonników, Jezuitów tutejszego zakonu w Starej Wsi – informuje Tomasz Hałka z Komendy Powiatowej Policji w Brzozowie.
- Tu nie ma żadnej informacji, że ten preparat jest standaryzowany, że spełnia jakieś wymogi jakościowe, ilościowe... Tutaj nie ma nic. Ja nie mogę powiedzieć, że np. ten preparat odpowiada normom czystości - przestrzega dr Paweł Krząścik, doktor nauk farmaceutycznych z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Wykorzystywanie ludzi w taki sposób jest podłe i okrutne - ocenia jezuita o. Paweł Witon.
Materiał wideo Interwencji można obejrzeć TUTAJ.
Czytaj więcej