"Interwencja". Skandaliczne kolonie. Brak ratowników, pielęgniarki
Szokujące nieprawidłowości podczas kolonii w ośrodku wypoczynkowym Knieja w Rajgrodzie koło Augustowa. Nad wodą brakowało ratownika oraz lekarza i pielęgniarki, choć dzieci wymagały specjalistycznej opieki. Do tego brak terapeutów, regulaminów, zaświadczeń o niekaralności wychowawców. Wypoczynek terapeutyczny dzieci został zakończony przez kuratorium w trybie pilnym. Materiał "Interwencji".
Pan Stanisław Krzątała z Bielska-Białej jest pedagogiem i wychowawcą kolonijnym. Był wielokrotnie nagradzany za pracę edukacyjną z dziećmi i młodzieżą. Mężczyzna od 15 sierpnia zatrudniony był jako opiekun turnusu terapeutycznego w ośrodku wypoczynkowym Knieja w Rajgrodzie koło Augustowa. Zaalarmował nas o panujących tam nieprawidłowościach.
- Do ośrodka trafiłem z ogłoszenia portalu dla wychowawców. Po kontakcie z panią Katarzyną przejechałem 700 km. Miały to być dzieci z domów dziecka, placówek wychowawczych, opiekuńczych i rodzin zastępczych. Nie było ani jednego spotkania terapeutycznego - opowiada reporterowi "Interwencji" Stanisław Krzątała.
- Ja tam pracowałem jako kelner w tym roku, a w poprzednim jeszcze jako pomoc przy dzieciach. Było na umowę, ale nic nie warta ona była, tzn. nigdzie nie było zgłoszone, pracodawca nie odprowadzał podatku - mówi nam były pracownik ośrodka. Przyznaje też, że nie ma przeszkolenia do pracy z dziećmi, a pierwszy raz miał być zatrudniony w wieku 16 lat.
Kolonią zainteresowała się policja
W domu wczasowym przebywały dzieci z licznymi dysfunkcjami i zaburzeniami emocjonalnymi. Problem w tym, że wychowawcy nie mieli pojęcia, na co ich podopieczni chorują. Policja zainteresowała się kolonią, kiedy okazało się, że jej 8-letnia uczestniczka zagubiła się podczas wycieczki rowerowej do... sklepu. To niejedyna interwencja stróżów prawa jak miała tam miejsce.
- Tam było siedem interwencji w przeciągu dwóch tygodni. Od informacji, że wychowawcy nie otrzymywali gratyfikacji przez sytuacje konfliktowe - informuje Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
ZOBACZ: "Interwencja": Notorycznie zalewa im blok. "Okropna pleśń i smród. Nie do zniesienia"
- Podczas kontroli nie mogliśmy się doliczyć właściwej liczby uczestników, zgłoszonych było 31 uczestników. Organizator zaznaczył, że będzie korzystał z kąpieliska. W tym była przeprowadzana nauka pływania - tłumaczy Krzysztof Sochoń z Kuratorium Oświaty w Białymstoku.
- A nie mieliśmy ratownika. Upały 30-stopniowe i jak wytłumaczyć dzieciom, że nie mogą wejść do wody? A chodziły codziennie. Jak mieliśmy odmówić sprzętu wodnego, rowerowego, jak w programie nie było nic innego, jak wypoczynek nad wodą. Skoro mamy tak specjalną grupę, to brakowało mi też zaplecza medycznego. Chociażby pielęgniarki, która wiedziałaby, jak leki podawać - wylicza Stanisław Krzątała.
Liczne uchybienia
Liczne kontrole nie pozostawiają złudzeń. Znajdujący się nad jeziorem ośrodek Knieja nie gwarantuje bezpieczeństwa. Uchybień jest bardzo dużo. Stwierdzono m.in. iż wychowawcy opiekujący się dziećmi nie mieli wymaganych zaświadczeń o niekaralności.
- Są to nieprawidłowości typu: uszkodzone drzwi w łazienkach, zawilgocone, ze ścian odpadała farba, ślady pleśni. Zabrudzone były same kołdry i poduszki. Wystawiono mandaty, 500 zł, ze względu na zły stan sanitarny - informuje Jerzy Nikliński, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Grajewie.
- Na podstawie kontroli Podlaski Kurator Oświaty wydał decyzję o zamknięciu kolonii z rygorem natychmiastowej wykonalności, dlatego że na poprzednim wypoczynku również nie było ratownika. Mimo że była umowa, nikt ratownika nie widział. Rok temu również była taka sytuacja - tłumaczy Krzysztof Sochoń z Kuratorium Oświaty w Białymstoku.
ZOBACZ: "Interwencja". Zapomniany blok. Mieszkańcy domagają się wykupów mieszkań
- To jest pierwsze zadanie wychowawcy: odebranie karty kolonisty. A tam nie dostałem, ja nawet nie poznałem nazwisk tych dzieci. Nie wiedziałem, ile mają lat. Kto i jakie przyjmuje lekarstwa. Z jakich ośrodków przyjechali. Dzieci nie otrzymywały leków, bo nie mieliśmy wiedzy, jakie dziecko i kiedy ma zażyć - dodaje Stanisław Krzątała.
- To były dzieci z ostrymi zaburzeniami. Chłopak 14-lat, siedem razy był w szpitalu psychiatrycznym. Ja tego nie wiedziałem, efekt tego taki, że jeden z kolonistów dostał ataku i był w szpitalu psychiatrycznym, to efekt nieregularnego podawania leków - opowiada nam inny z wychowawców.
Na terenie ośrodka unosi się olbrzymi odór. Tuż obok głównego budynku znajduje się wysypisko niezabezpieczonych przed dziećmi śmieci i niebezpiecznych odpadów.
ZOBACZ: "Interwencja". "Fetor nie daje żyć". Właściciel zmarł, sprawa spadkowa ciągnie się w sądzie od lat
Chcemy porozmawiać z właścicielką, a zarazem organizatorką turnusów Katarzyną K.
Katarzyna K.: Chyba recepcja poinformowała, że nie będę udzielała żadnych informacji.
Reporter: Jak się pani ustosunkuje do zarzutów policji, sanepidu, kuratorium? (zamyka drzwi)
- Wzburzyło mnie, że pani powiedziała, iż kolonia będzie do końca, a decyzja kuratorium jest bezprawna. Zawiadomiłem prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa, zagrożenia życia uczestników - mówi Stanisław Krzątała.
"Interwencja"/Artur Borzęcki
Czytaj więcej