"Interwencja": Jezioro ogrodzone działkami. Doszło do tragedii
Nad jeziorem Lewinko na Kaszubach doszło do tragedii - na skutek wywrócenia łódki utonęło dwóch mężczyzn. Historia odnowiła spór między częścią lokalnej społeczności a władzami gminy, dotyczący kwestii własności ziemi wokół zbiornika i dostępu do jego brzegu. Obecnie nie ma przy linii brzegowej nawet kawałka terenu, który nie byłby prywatny. Materiał "Interwencji".
Mieszkańcy twierdzą, że gdyby do jeziora był swobodny dostęp, być może tragedii z lipca i z poprzednich lat można byłoby uniknąć.
Tragedia na jeziorze Lewinko
23 lipca na jeziorze Lewinko na Kaszubach doszło do tragedii. Z wody wyłowiono ciała dwóch mężczyzn, którzy wypadli z łódki.
- Babcia do mnie zadzwoniła, że Dawid nie żyje. Nie mogłem w to uwierzyć. Spotkał się z kolegami i pojechali na ryby. Z tego, co wiem, chcieli się zamienić miejscami, łódka się przechyliła no i wpadli do wody. Jeden kolega się uratował, a niestety mój brat z kolegą nie dali rady wypłynąć - mówi brat jednej z ofiar.
- Otrzymaliśmy wezwanie do osób, które wypadły z łodzi na jeziorze Lewinko w gminie Linia. Na miejsce zdarzenia dyżurny zadysponował sześć zastępów, szesnastu strażaków. Jednej osobie udało się dotrzeć do brzegu, dwie osoby zniknęły pod powierzchnią wody - mówi st. kpt. Mirosław Kuraś, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Wejherowie.
ZOBACZ: "Interwencja": Od lat czekają na wykup mieszkań. Miasto tylko obiecuje
Mieszkańcy Lewinka relacjonują, że służby mogły mieć problem z dotarciem na miejsce, co opóźniło akcję ratunkową. Jezioro wraz z linią brzegową należy do kilkudziesięciu właścicieli i nie ma tam ogólnie dostępnego terenu.
- Podjechała policja i szukali dojazdu do jeziora. Powiedzieli, że ktoś się utopił. "Gdzie tu jest dojazd?". Ja mówię: "Tą ul. Jeziorną". Usłyszałam: "Myśmy tu byli, ale jest bramka zamknięta na klucz" - relacjonuje pani Urszula Klein, mieszkanka wsi Lewinko.
- Służby nie miały problemu z dotarciem. Były ćwiczenia, wszystko było w terenie sprawdzone, wszystkie służby były powiadomione - mówi z kolei Bogusława Engelbrecht, wójt gminy Linia.
- Do jeziora ogólnie tutaj jest dojazd z terenów prywatnych. Fakt faktem, nie ma dostępu do jeziora z drogi publicznej, gdzie taka droga byłaby potrzebna. Według mnie ta straż przyjechała na czas - tłumaczy Bartłomiej Miotk, sołtys Lewinka.
W tej sytuacji dojście do wody zostało udostępnione przez jednego z gospodarzy, a w miarę szybko udało się je zlokalizować dzięki pomocy lokalnych strażaków z OSP. Ale to nie pierwszy raz w historii wsi Lewinko, kiedy w kontekście czyjejś śmierci pojawia się temat dostępu do jeziora.
Pożar domku letniskowego
- Była też tragedia, że palił się domek letniskowy i zginął pan. Bodajże strażacy chcieli się dostać do źródła wody i był problem z dojazdem. Musieli prosić po prostu gospodarza, żeby im udostępnił dojazd do wody - mówi sołtys Bartłomiej Miotk.
Pani Urszula Klein ma 81 lat. Działkę kupiła w 1999 roku, by spędzić tutaj wraz z mężem spokojną emeryturę. Niestety, mężczyzna zginął w pożarze domu.
- Długo nie było wody. Owszem była i policja, i straż, ale wszyscy rozkładaliśmy ręce, bo nie było tej wody w hydrancie, dopiero z jeziora zaczęli przywozić. Myślę, że gdyby był dostęp do jeziora, to szybciej to by się gasiło - mówi pani Urszula.
Gmina sprzedała działkę
Jeszcze kilkanaście lat temu gmina dysponowała ziemią wokół jeziora, nawet jeśli nie bezpośrednio nad jego brzegiem, to w niewielkiej odległości od zbiornika. Ale samorząd pozbył się w drodze przetargu tych terenów, o co mieszkańcy mają pretensje.
ZOBACZ: "Interwencja": Bronili działki przed PKP. Zdecydowana reakcja policji
- Droga Jeziorna prowadziła do jeziora i na końcu tej drogi była działka gminna, na której można było czy to zaparkować samochód, czy to dzięki tej działce uzyskać dostęp do jeziora. Jak gmina mogła jedyny dojazd do jeziora sprzedać prywatnie? - dziwią się mieszkańcy wsi Lewinko.
- Ta działka była wystawiona na sprzedaż w przetargu publicznym, poprzedni właściciel to kupił, ja to kupiłem po dziesięciu latach od tego właściciela i zagospodarowałem. Przede mną, zanim zostałem właścicielem, był tu jakiś dziki parking. Było niebezpiecznie, przyjeżdżali tutaj ludzie, którzy palili ogniska, wjeżdżali do wody, myli samochody, różne cuda się tutaj działy - mówi jeden z właścicieli terenów graniczących z jeziorem.
- Z perspektywy czasu mogę przyznać, że to był błąd, można było jej nie sprzedawać - przyznaje obecna wójt gminy Linia Bogusława Engelbrecht.
Nie jest do końca jasne, czy jezioro jest przepływowe, tzn. czy wpływa i wypływa z niego rzeka. Jeśli tak, to nie może być własnością prywatną, na co zwracają uwagę mieszkańcy. Ale w ewidencji Lewinko funkcjonuje jako woda stojąca. Spór urzędników o tę kwestię pozostaje nierozwiązany.
- Jeżeli ja, jako wójt gminy, wiem, że to jest własność prywatna, że w ewidencji widnieje, że to są wody stojące, to ja nie mogę „iść z falą” i skoro oni tak chcą, to ja powiem, że tak jest. Trzymam się po prostu faktów - tłumaczy wójt Bogusława Engelbrecht.
Oświadczenie PGW Wody Polskie
Oświadczenie w sprawie wydało PGW Wody Polskie. Wyjaśnia w nim, że z ekspertyzy z 2014 roku jednoznacznie wynika, że jezioro Lewinko jest jeziorem przepływowym, które powinno stanowić własność Skarbu Państwa.
"PGW Wody Polskie (...) podejmuje kroki w celu regulacji stanu prawnego jeziora. (...) Jak widać sytuacja jeziora Lewinko, jest skomplikowana (jezioro przepływowe, które jest wodą stojącą), co wynika zapewne z historycznych zaszłości" - czytamy.
- Trzeba z tymi właścicielami się dogadywać, nie można żądać takiego wywłaszczenia "bo my chcemy wszystko za darmo". Szanujmy własność prywatną. Tak samo jak ci letnicy, tak samo lokalni mieszkańcy mają swoje prawa - mówi wójt Bogusława Engelbrecht.
ZOBACZ: "Interwencja": Nie może podjąć pracy, ZUS odmawia świadczeń
Niezależnie od tego, jak zostaną rozwiązane kwestie prawne związane z jeziorem, najważniejsze jest, by w Lewinku było po prostu bezpiecznie. Czy tragedii, które miały tu miejsce, można było uniknąć? To pytanie wciąż zadają sobie bliscy ofiar.
- Byłem w szoku, że była szansa, był promyk nadziei, że mogłoby się dać ich uratować, jakby służby dostały się szybciej na miejsce - mówi brat jednej z ofiar tragedii na jeziorze.
Materiał wideo autorstwa Igora Sokołowskiego można obejrzeć tutaj.
Czytaj więcej