Bój o… własny dom. Dzika lokatorka zajęła go na lata

Polska
Bój o… własny dom. Dzika lokatorka zajęła go na lata
"Interwencja"
Problem z dzikimi lokatorami trwa od 2019 roku

- Zawłaszczyli nasz dom i będą siedzieć tyle, ile będą tylko mogli - mówi Witold Kardyka, który od lat nie może pozbyć się z nieruchomości dzikiej lokatorki i jej bliskich. Choć kobieta przestała płacić za wynajem w 2019 roku, właściciele są bezradni. W swoim domu nie byli od pięciu lat, martwią się, że wymaga on pilnej konserwacji, a końca postępowań przed sądem nie widać. Materiał "Interwencji".

Dramat właścicieli domu pokazywaliśmy po raz pierwszy w styczniu tego roku. Pani Barbara i pan Witold są rodzeństwem. Mają własne mieszkania. Po śmierci rodziców odziedziczyli rodzinny dom w Krasnymstawie. To było w 2014 roku. Nie chcieli, żeby dom, który wybudował ich ojciec, niszczał.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Ubezpieczył drona. Składka nagle wzrosła z 5 do 20 tys. zł

 

- Oni byli w tragicznej sytuacji. Z małym dzieckiem, zima, grudzień. No to pomogłem, po prostu. Trzeba było. Powiedziałem: na rok, dwa, na trzy. Pomieszkajcie. Niech dom będzie ogrzewany - opowiadał wówczas reporterce "Interwencji" Witold Kardyka, współwłaściciel domu.

 

- Żeby właściciel nie miał prawa wejść, to jakie my mamy prawo? I żeby policja obok stała i nie reagowała na to? No nie. Gdzie ja żyję? Ten dom mnie nie interesował. Tym bardziej, że wiedziałam, że jest brat mój i on na pewno się zajął tym. I tak było - dodała Barbara Flis, współwłaścicielka domu.

Przestała płacić jeszcze przed pandemią

Problemy zaczęły się w 2019 roku. Najmująca przestała płacić. Co więcej: założyła firmę transportową pod tym samym adresem. Właściciele nie mieli o tym pojęcia.

 

- Dowiedzieliśmy się o tej firmie z internetu. Gdzieś, przez przypadek, ktoś nam podesłał z pytaniem, czy to nie przypadkiem nasz dom. Postanowiliśmy wypowiedzieć umowę tej lokatorce. Przysłała pismo, w którym zadeklarowała gotowość wyprowadzki. To był 2019 rok - wspominał Alan Kardyka, syn pana Witolda.

 

- Prosiłem, żeby czyścić komin - nie był czyszczony. Komin wybuchł trzy lata temu. Ona się sama przyznała, że wypaliła się sadza. Straży nie wezwała. Co roku powinien być przegląd kominiarski, ale to kosztuje. A oni nie chcą tego zrobić. Nie wpuszczają nikogo: ani kominiarza, ani listonosza nawet do domu. Boję się o stan techniczny domu, przede wszystkim dachu, bo grozi to już tragedią budowlaną, musimy to jak najszybciej skontrolować - alarmował pan Witold.

"Dzika lokatorka"

Podczas realizacji pierwszego materiału próbowaliśmy porozmawiać z dziką lokatorką. Natrafiliśmy na jej konkubenta, który nie wyraził zgodził na oficjalną rozmowę przed kamerą i stwierdził, że są chronieni prawem, co najmniej do kwietnia.

 

Nie pomogła również wezwana na miejsce policja.

 

Policjant: Lokatorka nie wyraża zgody i nie wpuści pana do domu.

Pan Witold: To nie jest lokatorka, proszę pana.

Pan Alan: To jest dzika lokatorka.

Policjant: Dobrze. Ja rozumiem, ale mieszka tutaj od iluś tam lat, tak. Ona, że tak powiem, sprawuje władzę nad tym domem. Pan jest właścicielem, ale bez jej zgody nie możemy nic tutaj zrobić.

 

Minęło siedem miesięcy i w sprawie nic się nie zmieniło.

 

- Nie drgnęło nic. Nie weszliśmy, nie sprawdziliśmy stanu naszej nieruchomości, a dzicy lokatorzy odgrażali się, że mogą sobie prawnie mieszkać do końca kwietnia, bo okres ochronny. Dziś mamy koniec lipca... Nie pojawiają się na rozprawach - stwierdził Alan Kardyka.

"Nie mamy gdzie się wyprowadzić"

To fragment rozmowy z konkubentem dzikiej lokatorki:

 

Reporter: Witam pana, Małgorzata Frydrych z Telewizji Polsat. Mieliśmy przyjemność rozmawiać...

Konkubent: Wątpliwą…

Reporter: Też tak myślę, że była to wątpliwa przyjemność. Wtedy pan powiedział, że do kwietnia macie prawo mieszkać, bo był okres ochronny. Jest w tej chwili koniec lipca i na jakiej podstawie przebywacie w tym domu?

Konkubent: Nie mamy się gdzie wyprowadzić. Nie zgadzam się na filmowanie, od razu mówię.

Reporter: Tu jest właściciel. Dlaczego pan tu dalej jest ze swoja partnerką ?

Konkubent: Dlatego, że nie mamy się gdzie wyprowadzić.

Reporter: Ale co to obchodzi właściciela?

Właściciel: On się śmieje. Jesteś żałosny, człowieku.

Reporterka: Kiedy pan się wyprowadzi?

Konkubent: Jak będę miał gdzie i dokąd.

Właściciel: Czyli nigdy?

Konkubent: Ja już mam gdzie.

Reporterka: No to proszę się wyprowadzać.

Konkubent: Ale jeszcze nie jestem gotowy.

 

- Mamy klauzulę wykonalności z sądu, żeby wejść do domu i skontrolować stan techniczny budynku. Dzika lokatorka, mówię celowo dzika, ponieważ już prawie od pięciu lat zawłaszczyła naszą nieruchomość, nie przyjęła wypowiedzenia. Mamy już trzy rozprawy, w tym jedna eksmisyjna, druga karna, bo jej syn groził śmiercią mojemu ojcu. Ta eksmisyjna trwa. Oni się już nie pojawili na tej rozprawie. Natomiast my w dalszym ciągu chcemy wejść do środka, ponieważ budynek jest w opłakanym stanie. Sadza się w kominie zapaliła, szambo rozszczelnione - przekazał Alan Kardyka.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Nie może podjąć pracy, ZUS odmawia świadczeń

 

- Ustawa o ochronie lokatorów mówi wyraźnie, że jako właściciel lokalu mamy prawo wejść do mieszkania, jeżeli grozi to szkodą, a w tej sytuacji pożarem. Nie mamy przeglądów, nadzoru, przeglądów kominiarskich. W związku z tym właściciel lokalu na mocy samej ustawy ma prawo wejść do lokalu w celu zbadania jego stanu technicznego i zabezpieczenia nieruchomości przed dalszą szkodą - podkreślił prawnik Bartosz Graś.

"Nie będzie dantejskich scen"

Pomagający ojcu w odzyskaniu domu Alan Kardyka wezwał policję, by ta nadzorowała wejście do domu.

 

- Chcemy tylko, żebyście nam asystowali przy wejściu do środka, żeby nam się nie zadziała krzywda. Żadnych dantejskich scen nie będzie. Od razu oświadczam, nikt jej dzisiaj nie chce wyrzucać. Od tego jest sąd i od tego mamy sprawę eksmisyjną. My jesteśmy dzisiaj tu zebrani po to, żebyśmy wreszcie po pięciu latach mogli wejść i zobaczyć, co tam się dzieje, czy jest tam bezpiecznie - zaznaczył.

 

Wielokrotnie właściciele domu próbowali wejść do środka. Nigdy nie zostali wpuszczeni. Poproszona o pomoc policja porozmawiała z dziką lokatorką.

 

Policjant: Pani oświadczyła, że czeka na rozstrzygniecie sądowe i, że dzisiaj nie udostępni lokalu do wejścia.

Reporterka: Owszem, na rozstrzygniecie sądowe może czekać w przypadku eksmisji. Właściciel domu nie chce jej dzisiaj eksmitować. To jest obowiązujące prawo, panowie.

Pan Alan: To znaczy, że co? Mamy takie prawo w Polsce, że może sobie ktokolwiek mieszkać, zawłaszczać dom, nie płacić, a my nie możemy nic jako właściciele? To jest jakiś absurd i kpina.

Reporterka: Tu jest tylko wasza asysta.

Pan Witold: Panowie tylko są od tego, żeby nam się krzywda nie stała i im.

Policjant: My jesteśmy tak, jak państwo prosiliście.

Pan Alan: To dobrze. To w takim razie zapraszam.

 

W obecności naszej kamery, po latach oczekiwania, pan Witold wreszcie wszedł do swojego domu.

 

Pan Alan: Pani Marto, pani będzie płakała w sądzie. Proszę się tylko pojawić.

Dzika lokatorka: A dlaczego ten pan idzie?

Operator kamery: Bo jestem na zaproszenie tego pana.

Dzika lokatorka: Nie, ale pan tu nie mieszka, ja tu mieszkam.

Pan Witold: Pani już tu nie mieszka. Chcemy sfotografować tylko. 

Dzika lokatorka: Miał tylko wejść pan, tak?

Pan Witold: Wchodzimy na strych i do piwnicy.

Dzika lokatorka: Pan tak, a cała reszta?

Pan Witold: Nic więcej się nie stanie.

Dzika lokatorka: A cała reszta?

Reporterka: Właściciel nas zaprosił.

Dzika lokatorka: Właściciel może. Nie pan z kamerą, proszę wyjść.

Reporterka: Nie pani dyktuje warunki.

Dzika lokatorka: Proszę wyjść. Ja nie wyrażam zgody. Ja tu jeszcze mieszkam.

Pan Alan: Od pięciu lat pani już nie ma umowy. Mamy klauzulę wykonalności, przykro mi bardzo.

Dzika lokatorka: Nie, proszę wyjść. Pan tak, ale nie kamery. Ja sobie nie życzę.

Reporterka: To nie jest koncert życzeń.

Dzika lokatorka: Weźcie pana z kamerą. Nie, pan nie przejdzie.

 

Ostatecznie kamera "Interwencji" pojawiła się w domu pana Witolda, weszliśmy z nim na strych.

 

Pan Witold: Wszystko przeżarte przez korniki. Woda jest.

Pan Alan: Dach przecieka. Ten dom nie nadaje się do zamieszkania.

Pan Witold: Komin zanieczyszczony.

"Dramat"

Podczas wizyty dzika lokatorka stwierdziła, że jest "w trakcie pakowania swoich rzeczy".

 

Reporterka: Proszę pani, ja tu byłam już w styczniu i wtedy też pani miała się pakować.

Dzika lokatorka: Jak pani widzi, są spakowane rzeczy.

Pan Alan: Od pięciu lat pani ma pani spakowane rzeczy. Miała pani cztery lata zanim nagłośniliśmy sprawę.

Pan Witold: Co tam jest?

Dzika lokatorka: Tam jest pokój, ale jest w postanowieniu…

Pan Alan: Jest instalacja.

Dzika lokatorka: Gdzie się pan ładuje? Proszę przestać.

Pan Witold: O proszę, woda jest.

Pan Alan: Jezus Maria! To już wiemy, dlaczego nie chciała wpuścić. Boże święty, to jest dramat jakiś. Przecież my tu będziemy musieli latami robić remont.

Pan Witold: A szyba sama się nie wyłamała. Tutaj był popiół wysypywany? Pani tu popiół wysypywała?

Dzika lokatorka: Chyba pan sobie ze mnie kpi.

Pan Witold: No jak? Przez sześć lat wysypywała popiół z pieca. Wie pani co, zaświnić tak mieszkanie komuś, to jest szczyt chamstwa.

Pan Alan: To jest dramat. Oni się nie wyprowadzą dlatego, że tego jest tyle, że ja nie wyobrażam sobie, ile ciężarówek musiałoby to wywozić. Przecież to jest grat na gracie.

Reporterka: Jaki jest stan techniczny domu?

Pan Alan: Stan techniczny domu jest dramatyczny. Nie da się tutaj mieszkać.

Pan Witold: Wejdzie inspektor nadzoru i stwierdzi. Komin sfilmowaliśmy od środka.

Pan Alan: Deski wyżarły korniki.

Pan Witold: Zobaczymy. On musi jako fachowiec to opisać.

Pan Alan: Mi jest słabo. Idziemy. Przyjdziemy z fachowcami. Do widzenia.

Pan Witold: To nie będzie pierwsze i ostatnie wejście. Bo kominiarz jeszcze.

Dzika lokatorka: Nie życzę sobie upubliczniania mojego wizerunku ani nikogo z mojej rodziny. Proszę wyjść.

Reporterka: Do widzenia.

 

- Dzisiaj udało nam się wejść. Będziemy jeszcze próbowali wchodzić z innymi fachowcami i rzeczoznawcami, żeby dokładniej ocenić stan techniczny domu. Natomiast jeszcze mamy przed sobą sprawę eksmisji, która będzie trwała długo. Zwłaszcza przez to, że dzicy lokatorzy nie stawiają się na rozprawy - podsumowuje Alan Kardyka.

 

Cały materiał "Interwencji" obejrzysz tutaj.

ac / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie