"Interwencja". Szokujące sceny na cmentarzu. Dwa razy chowano zmarłą
Trudne do wyobrażenia sceny podczas pogrzebu w Szczecinie. W wyniku błędu Iwona Zawada musiała pochować swoją matkę dwa razy w ciągu 3,5 godziny! Wszystko przez pomylone miejsce pochówku. - Mam poczucie, że zawiodłam mamę, tak naprawdę jest ewenementem na skalę kraju, że jednego dnia miała dwa pogrzeby - oceniła. Materiał "Interwencji"
Iwona Zawada mieszka w Szczecinie w województwie zachodniopomorskim. Kobieta była bardzo mocno związana ze swoją mamą - Mariolą, która w maju ubiegłego roku zmarła na raka. Córka doświadczyła wówczas dotkliwej straty.
- Mama, rocznik 59, była dość młoda, ale rak nie wybiera. Miała najgorszą możliwą odmianę, żadna chemioterapia, radioterapia nie wchodziła w grę. Nie było to też operacyjne. Tak naprawdę zawożąc mamę wtedy do szpitala liczyliśmy, że zostaną dobrane leki przeciwbólowe, ale niestety jej stan się tak pogorszył, że po prostu zmarła - przekazała Iwona Zawada.
Kobieta zmarła 4 maja ubiegłego roku. Dwa dni później jej córka wybrała miejsce pochówku na największym cmentarzu w Polsce. Była to kwatera w pobliżu grobu jej dziadków. Udało się to załatwić, dzięki fachowej pomocy ze strony zakładu pogrzebowego, który polecono jej w prosektorium.
- Udałyśmy się jeszcze raz do zakładu pogrzebowego powiedzieć pani, że miejsce zostało wybrane. Wyjaśniła, że ona i tak dostanie karteczkę z zakładu usług komunalnych, ale my jej to powiedziałyśmy, a ona miała sobie to po prostu zapisać - powiedziała Iwona Zawada.
"Zakład pogrzebowy zorientował się, że sytuacja nie powinna mieć miejsca"
- To rzeczywiście jest kwestia kartki, na której jest napisane zlecenie do zakładu pogrzebowego, tam jest napisana kwatera, nazwisko osoby, która będzie chowana, data pogrzebu i właśnie dokładnie miejsce - przekazała Paulina Łątka z Zakładu Usług Komunalnych w Szczecinie.
Córka zmarłej była z zakładem pogrzebowym w stałym kontakcie. A mimo tego w dniu pogrzebu, na cmentarzu, kobieta przeżyła szok. Firma przygotowała miejsce na grób, ale nie to, które wybrała Iwona Zawada. Żałobnicy znaleźli się na części cmentarza, gdzie chowane są głównie urny.
- Zaczęłam się rozglądać… nie to miejsce. Nie wiedziałam zupełnie, co mam zrobić, bo z jednej strony miałam trumnę mamy, a z drugiej strony… komu to zgłosić - przekazała kobieta.
ZOBACZ: "Interwencja": Przez błędy w dokumentach nie może sprzedać domu
- Było zamieszanie, w którym zakład pogrzebowy zorientował się, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca. Przekazano, że ten pogrzeb będzie można powtórzyć, ale trzeba to będzie zrobić w innym miejscu i w innym czasie - powiedział Michał Kaczmarek, dziennikarz wszczecinie.pl.
- Pogrzeb odbył się zgodnie z tym jak powinien odbyć się pogrzeb, nastąpiło nasypanie ziemi na trumnę, ale nie zjechała ona do grobu. Gdyby to nastąpiło, to musiałabym starać się o ekshumację zwłok, żeby zmienić mamie miejsce pochówku - przekazała córka zmarłej.
Po ceremonii rodzina udała się na wcześniej ustalone miejsce, w którym powinna spocząć zmarła.
"Być może doszło do pewnego rodzaju profanacji zwłok"
- Grób był w takim samym stanie, jak w dniu 6 maja, kiedy go wybierałyśmy. Czyli były tam szczątki innej osoby z całym pomnikiem ze wszystkim zaznaczonym do rozbiórki. Pogrzeb odbył się na szybcika. Ja w ogóle nie miałam pewności, że on się odbędzie, było pięć osób. Ja, dwójka moich znajomych, która była ze mną przez te 3,5 godziny między tymi dwoma pogrzebami, były dwie ciocie i ksiądz. To wszystko - wspomniała Iwona Zawada.
- Zwracamy uwagę na kwestię przywiezienia trumny na drugi pogrzeb. Część pracowników była w stroju roboczym, trumna była w furgonetce, gdzie znajdowały się narzędzia. Pytanie też, gdzie w ogóle znajdowała się ta trumna przez trzy godziny? Być może doszło do pewnego rodzaju profanacji zwłok - zaznaczyła Grażyna Wódkiewicz, prawnik Iwony Zawady.
ZOBACZ: "Interwencja": Dramat niepełnosprawnego. Remont odciął go od świata
Ekipa "Interwencji" razem z córką zmarłej udała się do zakładu pogrzebowego, aby poznać przyczynę tej pomyłki.
Kobieta, która twierdziła, że jest właścicielką firmy, nie wyraziła zgody na rozmowę i wyprosiła wszystkich z lokalu. Mimo że wewnątrz nikt nie chciał rozmawiać oficjalnie, to na chodniku podczas wykonywania obowiązków służbowych, do ekipy "Interwencji" podchodziły osoby powiązane z firmą pogrzebową.
Reporterka: Szanowni Państwo, dlaczego utrudniacie nam pracę?
Pracownik: A wy nam?
Reporterka: My nie utrudniamy, stoimy na chodniku, nagrywamy reportaż.
Pracownik: Ale nagrywacie pracowników, którzy tam stoją, proszę mnie nie nagrywać, ja sobie nie życzę.
Reporterka: Ale stanął pan przed kamerą?
Pracownik: Ale mnie nie widać, proszę mnie nie nagrywać, ja sobie nie życzę.
Reporterka: To proszę odejść sprzed obiektywu.
Wkrótce przed kamerą "Interwencji" pojawiła się kolejna osoba. Kobieta stwierdziła, że jest właścicielką zakładu pogrzebowego.
Właścicielka: Ta sprawa dotyczy również mnie. Proszę, żeby nie kręcić, bo sprawa jest w sądzie, rozmawiałam już z adwokatem. Założymy tej pani sprawę o zniesławienie, na razie nic nie jest udowodnione, my naprawialiśmy swój błąd.
Reporterka: Dlaczego doszło do takiej pomyłki?
Właścicielka: Proszę zapytać się ZUK-u (Zakład Usług Komunalnych w Szczecinie - red.)
Koszty całego pochówku wyniosły ponad 13 tysięcy złotych
- Zakład pogrzebowy winą obarcza zakład usług komunalnych, argumentuje to tym, że ponoć było wskazanie tej kwatery a nie innej. Tego nie potwierdziły żadne dowody w sprawie - stwierdziła prawnik Grażyna Wódkiewicz.
Zakład Usług Komunalnych w Szczecinie twierdzi, że prawidłowo wystawił zlecenie wykonania pochówku. Przedstawił ekipie "Interwencji" dokument.
- Te wszystkie zlecenia są archiwizowane w dokumentacji, także to jest proste zlecenie, wszystko tu jest jasne. Takie zlecenie jest wystawiane i trafia bezpośrednio do zakładu pogrzebowego, który powinien przeprowadzić pogrzeb - przekazała Paulina Łątka.
Materiał wideo z "Interwencji" dostępny tutaj.
Koszty całego pochówku wyniosły ponad 13 tysięcy złotych. Iwona Zawada liczyła na rekompensatę i przeprosiny ze strony zakładu pogrzebowego. Nie mogąc się porozumieć z firmą, w lutym tego roku postanowiła skierować sprawę do sądu o zadośćuczynienie w kwocie 15 tysięcy złotych.
- Zależy mi tak naprawdę na tym, żeby udowodniono tym ludziom, że popełnili błąd i nie poczuwają się zupełnie do winy. To jest po prostu niewyobrażalne, że nie mogłam zakończyć życia mamy z szacunkiem - podsumowała Iwona Zawada.
Czytaj więcej