Łanięta. Mieszkańcy biją na alarm. Na wysypiskach zalegają setki ton odpadów, również chemicznych
Setki ton zagrażających życiu i zdrowiu odpadów zalegają na terenie byłej gorzelni w Łaniętach koło Kutna (woj. łódzkie). Zgromadzono je w halach, pod gołym niebem, a być może również zakopano. Stanowią zagrożenie od dziewięciu lat. To odpady chemiczne, przemysłowe i medyczne. Składowisko paliło się już dwukrotnie. Materiał "Interwencji".
Redakcję "Interwencji" o problemie zaalarmowali mieszkańcy miejscowości Łanięta. Na terenie byłej gorzelni w centrum miejscowości, między budynkami, znajduje się skład z niebezpiecznymi odpadami. Pozwolenie na składowanie niebezpiecznych odpadów wydano w 2014 roku.
- Nawet nie wiedzieliśmy, że coś takiego powstaje. Było to za zgodą ówczesnej pani starościny. W przypadku deszczu, wpływa to wszytko do wód gruntowych - powiedzieli zebrani przed kamerą "Interwencji" mieszkańcy.
- Zachodzę do dziś w głowę, dlaczego ówczesny starosta pozwolił na składowanie odpadów. Zgodnie z decyzjami powinno tam znajdować się 400 ton odpadów niebezpiecznych, ale dziś wiemy z szacunków, że jest ich tam minimum 100 procent więcej - podkreślił Daniel Kowalik, starosta kutnowski.
ZOBACZ: Zielona Góra. Pożar składu chemikaliów. "Doszło do skażenia terenu"
Nowy starosta w 2019 roku cofnął pozwolenie na gromadzenie niebezpiecznych odpadów. Jednak beczki, worki i pojemniki z odpadami zalegają nadal. Już dwukrotnie doszło do pożaru. Ostatnio pod koniec maja.
- Źródło ognia znajdowało się w dwóch miejscach, co może wskazywać na podpalenie - zaznaczył Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
"W ziemi jest cała tablica Mendelejewa"
- Są to głównie odpady niebezpieczne, poprzemysłowe, chemikalia. Stwierdziliśmy, że te odpady mogą zagrażać środowisku - przekazała Katarzyna Trojak-Danych z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi.
- W ziemi jest cała tablica Mendelejewa. Są to częściowe odpady medyczne, były tu znajdowane strzykawki i fiolki z krwią - podkreślają mieszkańcy.
Beczki oraz pojemniki z odpadami zalegają nie tylko na świeżym powietrzu, ale także w budynkach. Mieszkańcy twierdzą, że część może być jeszcze pod ziemią. Dawne zbiorniki gorzelni były nocami zasypywane przez koparki. Nikt tego, co zostało zakopane, nie zbadał do tej pory. Leszek Gładysiak sąsiaduje bezpośrednio z terenem, gdzie znajdują się odpady.
- Beczki są niezabezpieczone, ulatniają się gazy nieznanego pochodzenia. Wpływają na mnie, rodzinę, mieszkańców. To są odpady chemiczne, które podrażniają drogi oddechowe, nasz syn trafił do szpitala z tego powodu - wspomniał Gładysiak.
- Firma dysponująca nieruchomością została zobligowana do ich usunięcia do końca 2019 roku. Prezes zarządu spółki dwukrotnie był pozbawiony wolności w postępowaniach poza okręgiem łódzkim - przekazał Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
ZOBACZ: "Interwencja": Zabił matkę, jej szczątki utopił w Wiśle. Amerykanin skazany
Po wyjściu na wolność prezes spółki zniknął i jest poszukiwany. W takiej sytuacji utylizacją niebezpiecznych odpadów powinni zająć się urzędnicy.
Justyna Ciska i Konrad Zieliński mieszkają kilkadziesiąt metrów od składowiska z odpadami. I rozważają wyprowadzkę.
- Jestem z tej miejscowości, od dziecka, nie chce się wyprowadzać, ale jeżeli ta chemia będzie wpływać na nasze zdrowie, będzie to rozważane. Nie wyobrażam sobie mieć tu dzieci. Ta cała chemia ma wpływ na małe dziecko. Ja jestem astmatykiem, nie wiemy, co dziecko przejęłoby po nas. Tylko leki i leki - powiedział Konrad Zieliński.
Mieszkańcy twierdzą, że wójt zaczął działać dopiero, kiedy telewizja zainteresowała się sprawą. Wcześniej jednak kupił dla urzędu gminy za publiczne pieniądze samochód elektryczny. Kosztował ponad 300 tysięcy złotych. A za tą kwotę mógł np. zbadać lub zabezpieczyć teren.
Utylizacja odpadów kosztować będzie około 11 milionów złotych
Z samorządowcem rozmawiał reporter "Interwencji"
- My nie mamy środków na zajęcie się tą sprawą, nie jesteśmy stroną - powiedział wójt gminy Tomasz Szczęsny.
- Ma pan piękne auto elektryczne za 300 tysięcy zł, można kupić tańsze, ceny aut elektrycznych zaczynają się od 100 tysięcy i już by były pieniądze - odpowiedział dziennikarz.
- Tutaj gmina nie jest stroną. Samochód będzie wykorzystywany do podwożenia mieszkańców podczas wyborów - przekazał wójt.
- To raczej bus… - wtrącił reporter.
- Niestety, bus był drogi. Wczoraj byłem w Ministerstwie Klimatu, rozmawiałem, żeby pomogło - wyjaśnił samorządowiec.
- Dlaczego rozmawia pan z ministrem dopiero, kiedy telewizja zajęła się tematem? Dlaczego wcześniej nie pojechał pan do ministra? - dopytał dziennikarz.
- Gmina nie jest stroną - powtórzył wójt.
- Ale skoro teraz można, to dlaczego nie wcześniej? - zauważył reporter.
- Nie było takiej potrzeby na tamtym etapie rozmów z ministrem - zakończył samorządowiec.
ZOBACZ: "Interwencja". Urzędnicy "odkryli", że płot stoi w pasie drogowym. Nałożyli gigantyczną karę
Na spotkaniu mieszkańców z "Interwencją" pojawili się bracia wójta. Jeden z nich nagrywał przebieg spotkania. To nie spodobało się innym osobom. Doszło do awantury.
Mieszkańcy: Ja pana zapraszam do siebie, to pan zrozumie, o co nam chodzi. Po co nagrywasz?
Brat wójta: Dla siebie.
Mieszkańcy: Proszę wyłączyć. Nie nagrywajcie, mądralińskie.
Brat wójta: Rzuciłeś mi telefon, to było 10 tysięcy zł w tym telefonie.
Reporter: A dlaczego pana brata tu nie ma?
Brat wójta: Brat nie mógł przyjść.
Reporter: A jak pan ocenia działania gminy w sprawach odpadów?
Brat wójta: Śmieci są nam tu niepotrzebne i prosiłbym waszą telewizję, aby dołożyła kilkanaście tysięcy!
Mieszkańcy: Po co nagrywacie? Żeby wójtowi pokazać, żeby mścił się na nas? Jeśli chodzi o działanie wójta w gminie, to nie jest pomocny.
Brat wójta chwycił za rękę mieszkańca, inni zareagowali: Zostaw go, nie tykaj go.
ZOBACZ: "Interwencja". Bronią dyrektor szkoły. Była jedyną kandydatką, ale nie wygrała konkursu
Materiał wideo z "Interwencji" można zobaczyć tutaj.
Utylizacja odpadów kosztować będzie około 11 milionów złotych. Starosta kutnowski dotąd uzbierał na ten cel prawie cztery miliony złotych. A teraz pojawiła się szansa na ośmiomilionowe dodatkowe dofinansowanie z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska.
- Na tą chwilę nikt nie partycypuje o te środki, wiec jest szansa, że cała pula dla województwa łódzkiego trafi tutaj na utylizację odpadów w Łaniętach. Do końca roku te odpady powinny zostać zutylizowane – mówi Daniel Kowalik, starosta kutnowski.
- Połowa mieszkańców chodzi tutaj z inhalatorem. Mamy małe dzieci, boimy się o ich płuca, to odpady są rakotwórcze - podkreślili mieszkańcy.
Materiał "Interwencji" do obejrzenia TUTAJ.
Czytaj więcej