Pożar hali w Zielonej Górze. "Mieszkańcy mieli prawo czuć się permanentnie zagrożeni"
- O składowisku substancji toksycznych w Zielonej Górze informowano już od lat - powiedział na antenie Polsat News redaktor naczelny "Gazety Lubuskiej" Janusz Życzkowski. - Mieszkańcy wielokrotnie kontaktowali się z mediami, próbowali działać w tej sprawie. Czuli, że jest ze strony tej hali zagrożenie - dodał .
- Wiele lat temu byliśmy tam i już wtedy czuć było straszny chemiczny fetor - powiedział w Polsat News Janusz Życzkowski redaktor naczelny "Gazety Lubuskiej". - Staliśmy przed bramą tej hali, nie wchodziliśmy do środka - dodał.
- Widzieliśmy zdjęcia zrobione przez strażaków, którzy byli w środku - przekazał dziennikarz. - Ustawiono tam, beczka na beczce, substancje toksyczne, oleje, lakiery itp. - poinformował.
"Mieszkańcy mieli prawo czuć się permanentnie zagrożeni"
- Kwestia wiedzy o tym składowisku do dotarła władz Zielonej Góry, gdy miasto dołączyło sołectwo Przylep. To było takie "kukułcze jajo" - powiedział Życzkowski. - Wówczas podjęto działania. Zamknięto to składowisko i rozpoczęto szukanie środków na likwidację dodał.
WIDEO: Pożar hali z odpadami toksycznymi. "Mieszkańcy mieli prawo czuć się permanentnie zagrożeni"
- Mieszkańcy wielokrotnie kontaktowali się z mediami, próbowali działać w sprawie tej hali. Wiedzieli, że w tle jest zagrożenie z jego strony. A dziś ono płonie - stwierdził dziennikarz.
ZOBACZ: Pożar hali w Zielonej Górze. Sztab kryzysowy o jakości powietrza
- Składowisko było legalne w pierwszych latach swojego działania. Potem wykazano, że nie funkcjonowało prawidłowo. Mieszkańcy mieli prawo czuć się permanentnie zagrożeni - podsumował Życzkowski.
Czytaj więcej