Limity, opłaty, "brzydkie" reklamy. Europejskie miasta walczą z turystami
Coraz częściej władze europejskich państw nie chcą przypływu turystów do stolic i innych obleganych miejscowości. Stosują więc różne sposoby zniechęcające potencjalnych wczasowiczów - od obligatoryjnych opłat, limitów, po kampanie sugerujące, że obecnie miasto zmaga się z problemami.
Walka z dużą liczbą pasażerów zaczęła się od Wenecji. W 2021 roku UNESCO zagroziło, że Włochy zostaną wpisane na czarną listę za to, że nie zabraniają liniowcom wpływać na teren uznawane za światowe dziedzictwo kultury. Zakaz dotyczy obiektów ważących ponad 25 tys. ton. Do dyspozycji turystów są jedynie małe statki pasażerskie, co znacznie ogranicza liczbę osób mogących przepłynąć Wenecję.
ZOBACZ: Samochód Google znów jeździ po Polsce. W jakich miastach robi zdjęcia?
Weneckie władze na tym jednak nie zakończyły. W planach mają opłatę za wejście do historycznej części miasta. Stawka ma oscylować od trzech do dziesięciu euro za osobę - w zależności od liczby chętnych tego dnia.
Wenecja i nie tylko. Barcelona wprowadziła limity turystów
Od zeszłego roku w Barcelonie z kolei obowiązuje limit grup turystów mogących przebywać w popularnych częściach miasta. To ograniczenie grup zwiedzających do maksymalnie 20 osób, a także zakaz używania głośników przez przewodników.
Lokalne amsterdamskie władze wpadły na jeszcze inny pomysł - kampanię "odstraszającą" Anglików w wieku 18-35 lat. Chodzi o to, by osoby wpisujące w wyszukiwarkę hasła świadczące o tym, że chcą się zabawić w holenderskim mieście, otrzymywały jednocześnie reklamy zniechęcające ich do wyboru Amsterdamu.
Ponadto kilka tygodni temu miasto zakazało palenia marihuany w centrum miasta.
WIDEO: Miasta robią sobie antypromocję
Jednocześnie władze Amsterdamu zapewniają, że liczą na przyjazdy odwiedzających - tyle że szanujących spokój mieszkańców.
Czytaj więcej