Rybnik. Mąż oskarżony o usiłowanie zabójstwa żony. Miał celowo wjechać w ciężarówkę
W ich małżeństwie źle się działo, ale nikt nie przypuszczał, że konflikt zakończy się zderzeniem kii z ciężarówką. Robert M. - zdaniem prokuratury - celowo zjechał ze swojego pasa ruchu i doprowadził do wypadku, jadąc wraz z żoną. Oskarżono go o usiłowanie zabójstwa. W piątek w rybnickim sądzie odbyła się kolejna rozprawa w sprawie 38-latka. Nowe światło na sprawę rzuciły zeznania biegłego.
Z pozoru ten wypadek wyglądał jak każdy inny, jednak mundurowi, a potem śledczy prędko przekonali się, że kierowca celowo osobowej kii z premedytacją czołowo zderzył się z ciężarówką. Mężczyzna nie jechał sam - w samochodzie była jeszcze jego żona, która odniosła ciężkie obrażenia.
ZOBACZ: Karambole na A4 i S12. Zderzyły się ciężarówki i auta osobowe. Wśród rannych dziecko
Badająca sprawę prokuratura uznała, że 38-letni Robert M. usiłował zabić swoją małżonkę. Zarzuciła mu, że celowo wyłączył poduszkę powietrzną po stronie pasażera, a następnie na rybnickiej ulicy Chwałowickiej wjechał w ciężarowe auto. Z tego względu przebywa on w areszcie, z którego w piątek wyszedł na swoją trzecią rozprawę przed sądem okręgowym.
Mąż chciał zabić żonę w wypadku? "Widziałem, że poduszka była wyłączona"
Wnioski badających sprawę opierają się m.in. na wyznaniu oskarżonego tuż po wypadku. Chociaż w pierwszych rozmowach z funkcjonariuszami skąpił słowa, przyznał, iż doszło do rodzinnego konfliktu.
Na piątkowym posiedzeniu zeznawał policjant, którego wysłano na miejsce zdarzenia. Jak stwierdził, poszkodowana tuż po wypadku mówiła, że jej mąż miał pełną świadomość tego, co robi. Podkreślał, iż takie same wrażenie odnieśli przypadkowi świadkowie, które udzieliły pomocy rannej.
ZOBACZ: Tragiczny wypadek w Czersku. Ciągnik upadł na mężczyznę
Przywołał też opinię strażaków, również wezwanych do zderzenia pojazdów. Dotyczyła ona poduszki powietrznej. - Jeden ze strażaków stwierdził, że jest odłączona poduszka pasażera. Ja też to sprawdziłem, widziałem, że ona była wyłączona - mówił emerytowany już mundurowy, cytowany przez "Dziennik Zachodni".
"Kierowca musiał to widzieć". Biegły podważył relację Roberta M.
W sądzie zjawił się również biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków samochodowych. Stwierdził, że w trakcie oględzin kii przekręcił kluczyk w stacyjce, a wówczas wyświetliły mu się wszystkie światła kontrolne.
- Wśród nich była kontrolka, która wskazywała na wyłączenie poduszki powietrznej pasażera. Ona świeci zarówno wtedy, kiedy poduszka jest wyłączona lub kiedy ktoś ją wyciągnął. Była sprawna i musiała się świecić. Musiał to widzieć kierowca, który uruchamiał silnik i który jechał tym samochodem - ocenił.
ZOBACZ: Szczecin: Wybuch podczas eksperymentu. Akademia Sztuki wydała oświadczenie
Specjalista podważył też wcześniejsze wyjaśnienia Roberta M. Tłumaczył on, że w aucie mogło nie być poduszki powietrznej, ponieważ zostało sprowadzone z Niemiec, a do tamtego kraju trafiło z Azji. Zdaniem biegłego na brak takiego wyposażenia nie pozwala prawodawstwo w RFN, co jednak oskarżony podważał.
Żona Roberta M.: Mój mąż groził śmiercią, nadużywał alkoholu i narkotyków
"Dziennik Zachodni" podał, że mów końcowych w sprawie wypadku można spodziewać się najwcześniej we wrześniu. Za usiłowanie zabójstwa Kodeks karny przewiduje od ośmiu do 15 lat więzienia, 25 lat pozbawienia wolności albo nawet dożywocie.
Z kolei "Fakt" dotarł do szczegółów z życia małżeństwa uczestniczącego w wypadku. Według zeznań kobiety, Robert M. miał nadużywać alkoholu i narkotyków, grozić członkom rodziny śmiercią, a także odebraniem sobie samemu życia. Przed wypadkiem wysyłał też SMS-y, w których twierdził, że jest w stanie dokonać drastycznych czynów.
Na jednej z wcześniejszych rozpraw 38-latek przeprosił żonę i zapewnił, że ją kocha. Ta jednak nie uwierzyła "w żadne jego słowo".
Czytaj więcej