Francja. Prof. Nowicka: Nikła szansa, by zatrzymać zamieszki. Bunt wśród młodzieży wzrastał

Świat
Francja. Prof. Nowicka: Nikła szansa, by zatrzymać zamieszki. Bunt wśród młodzieży wzrastał
PAP/EPA/MOHAMMED BADRA, Polsat News
Niepokoje we Francji trwają od kilku dni

- Protestujący często są między 12. a 18. rokiem życia. Policjanci mówią, że nie są przygotowani do akcji wobec dzieci - mówiła w Polsat News prof. Joanna Nowicka z Uniwersytetu w Cergy-Pontoise. By stłumić zamieszki, rząd w Paryżu wysłał na ulice pojazdy "kojarzące się ze stanem wojennym". - Wykonano ogromne wysiłki, aby ta młodzież miała dostęp do sportu i bibliotek. To wszystko płonie - dodała.

Czwartą noc z rzędu we Francji trwają zamieszki, które wybuchły po zastrzeleniu 17-letniego Nahela w podparyskiej miejscowości Nanterre. Celował do niego policjant, którego prokuratura obwinia teraz za zabójstwo.

 

Nahel nie zatrzymał się do kontroli drogowej i próbował uciec przed mundurowych. Protestujących nie przekonuje jednak oficjalne wyjaśnienie jego śmierci - niszczą budynki, rabują sklepy, podpalają samochody i barykady, a także atakują służby porządkowe. Chaos panuje w różnych francuskich miastach. 

 

ZOBACZ: Francja: Protesty przybierają na sile. 667 zatrzymanych w jedną noc

 

Jak podała agencja AP, dotąd aresztowano 1311 osób. Prezydent Emmanuel Macron zaapelował do rodziców buntujących się młodych osób, by powstrzymali je przed opuszczaniem domów w nocy. To nie pomogło, bo zamieszki trwają nadal, a ich gwałtowność wzrasta. Jak dotąd doliczono się 2500 tysiąca pożarów.

"Siły policyjne są nieprawdopodobne". Na ulicach pojazdy niczym w stanie wojennym

Jak mówiła w Polsat News prof. Joanna Nowicka francuskie władze, na czele z Macronem, skupiają się teraz przede wszystkim na stłumieniu buntu, ale szansa na zatrzymanie wystąpień jest "stosunkowo nikła". Na korzyść siejących zamęt przemawia chociażby wielowiekowa tradycja protestów w tym kraju.

 

- Ona pokazuje, że zazwyczaj trwa to dłużej. Obecnie siły policyjne i wojskowe są nieprawdopodobne. Pierwszy raz widać funkcjonariuszy w takiej liczbie, ściągnięto ich z urlopów, przesunięto z regionu do regionu. Mówi się o 45 tysiącach zmobilizowanych w całej Francji - przekazała w sobotę.

 

ZOBACZ: Cypr. Protesty i drogowy chaos w Nikozji. Turyści mogą napotkać problemy

 

Jak dodała prof. Nowicka, na ulicach miast widać pojazdy "przypominające raczej stan wojenny niż normalne funkcjonowanie kraju", a rząd w Paryżu ma "szaloną determinację", by wygasić zamieszki.

 

- Są również mediatorzy, trwają wysiłki, by dogadać się z tą zbuntowaną młodzieżą. To są bardzo młodzi protestujący, często między 12. a 18. rokiem życia. Policjanci mówią, że nie są przygotowani do akcji wobec dzieci, które zastawiają na nich pułapki w klatkach schodowych i widzą w nich swojego wroga - stwierdziła.

WIDEO: Czy francuskie władze stłumią zamieszki? Rozmowa z prof. Joanną Nowicką

"Nauczyciel w klasie z trudem znajdzie osobę mówiącą ojczyście po francusku"

Prof. Nowicka przywołała też opinię obserwatorów wydarzeń we Francji, zdaniem których nie ma związku między śmiercią 17-latka, a tym, co dzieje się na ulicach. - Bunt trwa już od bardzo dawna. Przy pierwszych manifestacjach (związanych z podwyższeniem wieku emerytalnego - red.) wszyscy bali się scenariusza, że jakiś manifestant, młody człowiek, ulegnie wypadkowi i będzie to pretekst do wzburzeń i nawoływania do rewolucji - przypomniała.

 

Jak podkreśliła, nastroje protestujących wykorzystują politycy ze skrajnych stron sceny politycznej: lewej i prawej. - Zbuntowana młodzież z przedmieść uważa, że nie ma przed sobą przyszłości. Dziennikarzom opowiadają - jeśli dziennikarze są w ogóle dopuszczani - że nie mają innego wyjścia i to ich jedyna metoda protestu - opisała.

 

ZOBACZ: Mołdawia: Strzelanina na lotnisku w Kiszyniowie. Nie żyją dwie osoby

 

W jej ocenie we Francji nie realizuje się scenariusz amerykański w kontekście segregacji rasowej. Sprecyzowała, że w ogarniętym zamieszkami państwie mieliśmy do czynienia z segregacją kulturową, ekonomiczną i etniczną, a Francja nie zdała sobie sprawy, iż to, co krytykowała w USA, powstało też na jej terytorium.

 

- Imigrantów jest bardzo dużo. Mieszanina w przeciętnej klasie szkoły na przedmieściu jest taka, że nauczyciel z trudem znajdzie jedną, dwie osoby mówiące po języku francuskim jako ojczystym - stwierdziła.

Bunt wzrastał, politycy to widzieli, ale nikt nie zareagował

Jak Francuzi reagują na manifestacje? Są oburzeni, ale winę niekoniecznie widzą po jednej stronie. Część osób zrzuca ją na policję, inni na protestującą młodzież. - Najtrudniejsze w tym wszystkim jest, że wykonano ogromne wysiłki, aby ta młodzież lepiej żyła, miała dostęp do sportu i bibliotek. A to wszystko płonie, stało się obiektem nienawiści - zauważyła prof. Nowicka.

 

W jej ocenie jedyną dziedziną we Francji, w której można odnotować sukcesy integracyjne młodzieży, jest sport. Wpływ na zachowanie młodych może mieć apel wystosowany chociażby przez kapitana piłkarskiej reprezentacji tego państwa Kyliana Mbappé, którego rodzinne korzenie są również pozafrancuskie.

 

ZOBACZ: Piotr Borys i Artur Soboń dyskutowali o relokacji. "Niech pan pokaże, to jest moja kartka"

 

- To wszystko jest za mało, za późno. Bunt wzrastał, mówili to politycy różnych opcji, ale nie podjęto wcześniej radykalnych kroków, aby doprowadzić do zmiany mentalności tego pokolenia, które straciło nadzieję na życie w normalnym kraju - zwróciła uwagę.

 

Zaznaczyła przy tym, że słowo "nienawiść" w kontekście zamieszek pojawia się bardzo często, co niepokoi. - Jakby ten bunt się zorganizował, mógłby być naprawdę przeciwko normalnemu społeczeństwu - podsumowała.

wka/zdr / Polsat News / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie