Belgia. Sfingował własną śmierć. Przyleciał na swój pogrzeb helikopterem
Mężczyzna z Belgii upozorował własną śmierć, a następnie przyleciał na swój pogrzeb helikopterem. 45-latek twierdzi, że chciał w ten sposób przekonać się, komu tak naprawdę na nim zależy oraz dać "życiową lekcję" swojej rodzinie.
Mieszkający w Belgii David Baerten jakiś czas temu stracił całkowicie kontakt ze swoimi dalszymi krewnymi. Z tego powodu 45-latek postanowił zrobić swojej rodzinie nietypowy "żart" i sfingował własną śmierć.
Helikopterem na własny pogrzeb
Mężczyzna wtajemniczył w swój plan swoją żonę oraz dzieci, które powiadomiły krewnych o śmierci 45-latka. Dla uprawdopodobnienia całej historii jedna z córek mężczyzny opublikowała nawet w mediach społecznościowych pełen żalu i smutku post informujący o śmierci ojca.
"Spoczywaj w pokoju tatusiu. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Dlaczego Ty? Miałeś zostać dziadkiem, przed Tobą było jeszcze całe życie. Kochamy Cię! Nigdy Cię nie zapomnimy" - napisała.
ZOBACZ: Australia. 26-latka marzyła o podróżach po świecie. Zmarła na oczach rodziców przy kolacji
Pogrzeb mężczyzny miał się odbyć w weekend w mieście Liege na wschodzie Belgii. Jednak zanim ceremonia się rozpoczęła, żałobnicy zauważyli na niebie helikopter, który następnie wylądował na znajdującej się w pobliżu polanie.
Z wnętrza maszyny wysiadł 45-latek, który za chwilę miał został pochowany. Na widok mężczyzny część jego bliskich rzuciła się w jego kierunku aby go wyściskać. Inni stali zdezorientowani.
"W pewnym sensie wygrałem"
Po wszystkim 45-latek przyznał, że chciał w ten sposób dać "życiową lekcję" swojej rodzinie. - Wszyscy się od siebie oddaliliśmy, praktycznie się nie widujemy. Dlatego chciałem dać im lekcję życia i pokazać, że nie należy czekać, aż ktoś umrze, aby się z nimi spotkać - wytłumaczył.
Pomysł Belga spotkał się z ostrą krytyką ze strony wielu internautów, który uznali go za "żałosny" i "zbyt okrutny".
ZOBACZ: Urzędnicy mieli wolne. Kobieta czekała na akt zgonu matki pięć dni
Mężczyzna broni jednak swojego "żartu". Twierdzi, że w ten sposób przekonał się komu naprawdę na nim zależy. Podkreślił, że nawet osoby, które nie pojawiły się na uroczystości, nawiązały z nim później kontakt. - Ci, którzy nie przyszli, skontaktowali się ze mną, aby się spotkać. Więc w pewnym sensie wygrałem - podsumował.
Czytaj więcej