Egipt. Koszmar turystów na tonącym statku. Przez okno zobaczyli ryby
Mający trwać dwa tygodnie rejs zakończył się katastrofą. Łódź, którą płynęła grupa 35 osób, nagle przewróciła się na bok i zaczęła tonąć. Turyści w panice rzucili się do szalup, a część z nich wpadła do pełnych rekinów wód Zatoki Sueskiej. Sześciu pasażerów, w tym dwóch Brytyjczyków, utknęło pod pokładem. Jeden z nich pokazał na wideo koszmar, jaki przeżyli w trakcie ewakuacji.
Kiedy Carlton Queen zaczęła szybko nabierać balastu, potrzebne było szybkie myślenie, aby uratować wszystkie osoby z pokładu. Wśród pechowców, którzy płynęli tym statkiem, znajdowała się para Brytyjczyków. Wraz z czterema innymi turystami zostali uwięzieni w kabinach poniżej linii wody.
David Taylor był jedną z tych osób. Wybrał się na dwutygodniowy rejs po Morzu Czarnym jachtem z zapalonymi nurkami, mając w planach obserwowanie przez ten czas rafy koralowej oraz jej mieszkańców. To, co miało być wakacjami życia, stało się jednak niezapomniane z innego powodu, a rajska sielanka błyskawicznie zamieniła się w koszmar.
"Zobaczyłem ryby pływające za oknem mojej kabiny"
Chociaż do katastrofy 43-metrowego statku pasażerskiego u wybrzeży Hurgady w Egipcie doszło 24 kwietnia, dopiero teraz 53-letni uczestnik rejsu, David Taylor, zwierzył się w rozmowie z "Daily Telegraph" ze swoich wstrząsających przeżyć. Opowiedział o swoim "głębokim poczuciu strachu", gdy patrzył, jak łódź wywraca się do góry dnem.
"Wiedziałem, że coś jest nie tak, kiedy zobaczyłem ryby pływające za oknem mojej kabiny" - wspominał tamto traumatyczne zdarzenie Brytyjczyk. Przeraził się, gdy zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.
"Wołaliśmy o pomoc i usłyszeliśmy trzask nad nami. Mieliśmy głębokie poczucie strachu, że dzieje się coś strasznego" - relacjonował. "Gdy okazało się, że nie możemy uciec klatką schodową i nikt nie przyszedł nam pomóc, poczuliśmy się okropnie" - stwierdził mężczyzna.
Dramat pasażerów podczas rejsu. Statek zaczął przechylać się tuż po wyjściu z portu
Taylor był wtedy ze swoim 21-letnim synem Christianem. Na szczęście podczas ewakuacji spotkali doświadczonego nurka, Fernando Suareza Meillę, który przemieszczając się z nimi z kabiny do kabiny sprawdzał, czy ktoś jeszcze nie został uwięziony na łodzi.
Co ciekawie, statek zbudowany w 2002 roku, a ponownie zwodowany po remoncie przeprowadzonym 20 lat później, od początku rejsu miał stopniowo przechylać się coraz bardziej na bok.
ZOBACZ: Bezdomni budowali jacht przez kilkanaście lat. Popłyną w rejs dookoła świata
Christian Hanson, nurek z Wielkiej Brytanii, który również był na tonącym statku, cytowany przez "Daily Mail" powiedział, że po wejściu na pokład 22 kwietnia zauważył, że łódź przechyla się o "kilka stopni".
26 gościom oraz dziewięcioosobowej załodze na pokładzie Carlton Queen udało się uciec z wraku. Jedynie trzech poszkodowanych trafiło do szpitala z powodu drobnych obrażeń.
Wstrząsające wideo z ewakuacji na morzu. Pasażerowie oskarżają załogę
W serwisie YouTube pojawił się dramatyczny film przedstawiający zdesperowanych pasażerów próbujących wspiąć się na prawie pionowy pokład, skacząc do morza z boku łodzi i trzymając się materacy z łóżek unoszących się na powierzchni wody.
Autor nagrania, 21-letni Alexander Derhaag z Belgii zwrócił uwagę na fatalne przygotowanie załogi oraz ich nieprofesjonalne podejście do zagrożenia.
ZOBACZ: Włochy: Luksusowy jacht zatonął na Morzu Jońskim. Ewakuowano załogę
"Tylko dzięki temu, że mieliśmy wśród nas bardzo doświadczonych nurków i bezinteresowną współpracę, byliśmy w stanie uratować życie nam i załodze, która w niektórych przypadkach nie była nawet w stanie pływać ani poradzić sobie z tą zagrażającą życiu sytuacją" - czytamy w opisie materiału.
"Podczas rejsu mieliśmy do czynienia z brakiem sprzętu bezpieczeństwa na pokładzie, niesprawnymi tratwami ratunkowymi, flarami, które się nie zapalały, niewyszkoloną załogą oraz kapitanem, który jako jeden z pierwszych opuścił łódź skupiony wyłącznie na ratowaniu własnego życia" - skarżył się Belg.
Zbiórka na rzecz poszkodowanych. Ich rzeczy przepadły
Ze strony GoFundMe, gdzie ocalały z morskiej katastrofy niemiecki turysta Dominic Schmitt założył zbiórkę internetową, można się dowiedzieć, że sześciu nurków było uwięzionych w tonącej łodzi przez prawie pół godziny.
Napisał: "Naszych paszportów, przekazanych kapitanowi na początku podróży w celu ewakuacji z nim w nagłym wypadku, oczywiście nigdzie nie było. Są gdzieś w Morzu Czerwonym… Jeśli pewnego dnia natkniesz się na delfina z brytyjskim paszportem, wiesz, skąd go wziął" - żartował Schmitt.
ZOBACZ: USA. Wypłynął żaglówką podczas potężnego huraganu. Nurkowie znaleźli jego łódź
Wspominając o firmie, która zorganizowała niefortunny rejs, dodał: "Zamiast wysyłać lekarzy, wysyłają prawników, zamiast udzielać pomocy, próbowali siać wśród nas strach i zamiast wziąć odpowiedzialność za to, co się stało, nawet nie pojawili się na spotkaniu, w którym początkowo kazali nam zaakceptować ofertę rekompensaty".
Jednak odpowiedzialne za wycieczkę biuro podróży Carlton Fleet przekazało branżowemu magazynowi dla nurków "Scuba Diver", że pokryto koszty leczenia i zakwaterowania rozbitków oraz zaoferowano zapłacenie za wszelkie niedogodności.
"Niestety, oferta firmy została odrzucona, a niektórzy goście zaangażowali się w taktykę negocjacyjną i uciekli się do gróźb, aby zmusić Carlton Fleet do zapłacenia im większych kwot, pomimo ich podpisów w sprawie zwolnień i zrzeczenia się odpowiedzialności mimo wyraźnych instrukcji czarterującego, aby przed wejściem na pokład statku wykupić ubezpieczenie na wypadek utraty lub uszkodzenia sprzętu i rzeczy" - czytamy w oświadczeniu.
Czytaj więcej