Tomisławice: Tak wyglądał atak nożownika w domu dziecka. "Córka przeżyła koszmar"
- Wszędzie w firmach są ochroniarze, czemu w takim ośrodku nie ma? - mówiła w Polsat News matka nastolatki, która mieszka w domu dziecka w łódzkich Tomisławicach. We wtorek wieczorem 19-letni nożownik zabił tam jedną osobę. Kobietę zbulwersowały też informacje pozyskane od córki - mówiła, że z wychowankami po ataku nie rozmawiał psycholog. - Niech nie mówią, że im pomagają - uznała.
Nożownik zaatakował w Tomisławicach koło Sieradza (woj. łódzkie) we wtorek po 23. Zginęła jedna osoba - 16-latka, która prawdopodobnie wpuściła młodego mężczyznę do budynku. Ponadto kilku rannych trafiło pod opiekę lekarzy.
Według śledczych motywem zbrodni mógł być zawód miłosny. Władze gminy, w której doszło do tragedii, ogłosiły trzydniową żałobę. W domu dziecka podczas ataku było 12 wychowanków i jedna opiekunka.
"Moja córka przeżyła koszmar". Relacja matki poszkodowanej
Z matką jednej z nastoletnich podopiecznych domu dziecka rozmawiała dziennikarka Polsat News Marta Budzyńska. Kobieta stwierdziła, że to, co wydarzyło się w Tomisławicach było makabryczne. Podczas ataku było słychać krzyki, a agresor groził, że "wszystkich pozabija".
ZOBACZ: Prokuratura: Ojczym skatował Kamilka, bo chłopiec zrzucił telefon na podłogę
- Córka zdążyła uciec, ona zawiadomiła policję i pogotowie o tym, co się dzieje. Uciekała przed nim (nożownikiem - red.), później zamknęła się w pokoju. Reszta dzieci była przerażona - zrelacjonowała.
Zdaniem kobiety jej córka "przeżyła koszmar". - Widziała to wszystko, dla niej to tragedia. Działo się to na parterze. Jej kolega zabrał dziecko, które miało parę lat, na górę. Ono stało i nie wiedziało o niczym - dodała.
WIDEO: "Córka przeżyła koszmar". Tak wyglądał atak nożownika w domu dziecka
Matka podopiecznej domu dziecka: 18-latek ratował inne dzieci
Jak dodała, 19-latek chodził po pokojach, szukając potencjalnych ofiar.
- Kto mógł, wynosił mniejsze dzieci, które spały. 18-letni chłopak uratował dużo istnień. Próbował zatamować krew u dziewczyny, która umarła. Moja córka była wtedy przy nim - powiedziała.
Zgodnie z jej wiedzą wszyscy z domu dziecka znali napastnika, ponieważ przychodził do nastolatki, którą później zabił. Poznali się prawdopodobnie w szkole, a w dniu ataku podopieczna ośrodka wpuściła go przez okno. - Chciał zabić swoją dziewczynę, którą niby kochał, to czemu i wszystkie dzieci? To była masakra, co on zrobił - oceniła.
ZOBACZ: Mateusz Morawiecki: Jestem zwolennikiem przywrócenia kary śmierci
Matka podopiecznej nawiązała również do przekazywanych oficjalnie informacji, że dzieci, które przeżyły napaść 19-latka, otrzymały pomoc psychologa. - Policja przyjechała w ciągu 10 minut, a psychologowie po czterech godzinach. Spojrzeli na dzieci i nie porozmawiali z nimi. Coś tu jest nie tak - zaalarmowała.
Czy z dziećmi rozmawiał psycholog? Matka podopiecznej twierdzi, że nie
Jak podkreśliła matka, nie wie, czy dzieci, które przewieziono po zdarzeniu do DPS-u, otrzymały ostatecznie wparcie psychologiczne. Zaznaczyła, iż jej córka dostała zgodę, by opuścić zastępcze miejsce pobytu.
- Pomocy psychologa chcieli wszyscy. Pozamykali ich w pokojach po dwie osoby. Najpierw siedzieli na balkonach i rozmawiali ze sobą, a potem, jak przyjechali dziennikarze, kazali im wejść do pokojów i nie wychodzić na balkony. Niech nie mówią, że pomagają tym dzieciom. Wcale nie pomagają - uznała.
ZOBACZ: Dzieci oglądają pornografię na Twitterze i Snapchacie. "To niebezpieczne"
Dodała, że w domu dziecka nie było ani ochrony, ani monitoringu, a jedyną opiekującą się dziećmi osobą była około 30-letnia kobieta. O nożowniku powiedziała, iż uchodził za "bardzo spokojnego", ale jednocześnie podopieczni wiedzieli, że "coś jest z nim nie tak" i się go bali.
- Zaniedbane to jest. Wszędzie w firmach są ochroniarze, czemu w takim ośrodku nie ma? - zastanawiała się.
Śledczy sprawdzają, czy dom dziecka w Tomisławicach był odpowiednio zabezpieczony. Podejrzany przyznał się do winy. - Zostanie mu ogłoszony zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa pozostałych pokrzywdzonych - informowała Jolanta Szkilnik z sieradzkiej prokuratury.
Czytaj więcej